Baśka rozchyliła powieki i
momentalnie została oślepiona przez promienie zimowego słońca wlewające się do
pokoju. Zaczęła mrugać, próbując przyzwyczaić oczy do światła dziennego. A statuetka najchujowszej siostry świata
wędruje do tej, która o poranku rozsuwa zasłony. Gratulacje, spierdalaj! Jedno
mrugnięcie, drugie, dziesiąte, setne – wszystko na nic. Cały czas zamiast
ślubnego zdjęcia rodziców na ścianie, widziała tylko białą łunę. Mrugnięcie
dwusetne i tysięczne…
O rany! W końcu dotarło do niej, że nie zobaczy rodziców,
ślubnego zdjęcia, ani w ogóle niczego, bo nie znajduje się w Wałczu, tylko w
swoim jastrzębskim mieszkaniu z pustymi ścianami i niczym nieosłoniętymi
oknami. I jeżeli natychmiast nie zmieni kierunku patrzenia, to słońce
niechybnie wypali jej oczy.
Przewróciła
się na drugi bok, by zminimalizować ryzyko utraty wzroku. Biała mgła powoli się
rozrzedzała, Baśka zaczęła rozpoznawać kształty, kolory… Dobra, żyjemy. Na poduszce obok zobaczyła brązową czuprynę.
Uśmiechnęła się pod nosem, głaszcząc Michała po rozczochranych włosach. Kubiak
poruszył się, lekko otworzył jedno oko, po czym naciągnął kołdrę na głowę.
-
Kup sobie roletę – wymruczał spod pierzyny.
- Jak się okaże,
że nie wylali mnie z pracy, to wezmę z pięć. – Telefon do Bastka - zapamiętać, wykonać.
- Przecież ty
nawet nie masz tylu okien.
- Jedną założę w
pokoju, drugą w kuchni, a pozostałe dam tobie – oznajmiła. – Na urodziny,
chcesz?
- Marzę o tym –
dobiegł ją przytłumiony głos Michała.
- Nie no, serio! –
Baśka szarpnęła za kołdrę, żeby uwolnić spod niej głowę Kubiaka. – Niedługo
masz urodziny. Co chciałbyś robić?
- Tak najchętniej?
Wyspać się – burknął, nie otwierając oczu. – Która godzina?
- Dziewiąta. Śpij
sobie, jak taki jesteś – fuknęła Baśka, zakładając ręce na piersi.
- Mhm, dziewiąta –
westchnął ze spokojem Kubiak, ale po chwili zerwał się na równe nogi. –
Dziewiąta! Ja mam trening!
Michał biegał po pokoju, w pośpiechu
kompletując garderobę, a Baśka obserwowała go z obrażoną miną. Przez dłuższą
chwilę nie mógł znaleźć drugiej skarpetki, ale w końcu wyciągnął ją spod
lodówki, przeklinając siedzącego na parapecie Sierżanta. Ten zaś lekceważąco
machnął ogonem i urażony schował się w łazience.
- Hej, ale kota to ty szanuj!
- Bo co? –
zaczepnie spytał Kubiak, chwiejąc się na jednej nodze, a na drugą naciągając
skarpetkę.
- Jajco, Dzikusie
wstrętny! On jest u siebie!
Z łazienki dotarło jakby pełne
aprobaty prychnięcie. Michał w odpowiedzi tylko uniósł jedną brew, a potem
pochylił się nad stosem zmiętolonych ubrań i zaczął w nim zapalczywie grzebać.
Na nagich plecach miał odciśnięty duży okrągły ślad po gumowym kółku do gry w
ringo. Obserwujący wszystko zza uchylonych drzwi łazienki Sierżant zasyczał
wściekle. Najwidoczniej dostrzegł, że ktoś spędził noc na jego ulubionej
zabawce. Baśka roześmiała się.
- Hmm? – mruknął Michał. W końcu
zorientował się, że koszulka, którą przez ostatnią minutę próbował wcisnąć
przez głowę jest damska.
- Nic – odparła
rozbawiona, przeciągając się leniwie. – Typowy facet. Najpierw wykorzysta, a
później wymyka się pod byle pretekstem.
- Muszę zarabiać,
bo możliwe, że wkrótce i ciebie będę musiał utrzymywać, więc z łaski swojej
skończ się brechtać i chodź zamknąć drzwi.
- Zaraz.
- Nie zaraz, tylko
teraz. – Kubiak stał już przy wyjściu, trzymając jedną rękę na klamce, a w
drugiej niecierpliwie obracając kluczyki do samochodu.
Dziewczyna westchnęła ostentacyjnie
i powlekła się przez pokój, po drodze zarzucając na ramiona podniesioną z
podłogi koszulę. Najwyraźniej ostatniej nocy Sierżant urządził sobie na niej
legowisko, bo kilka kłaczków kociej sierści wpadło do baśkowego nosa, gdy ta
wzięła głębszy wdech.
- Nie zapomnij odezwać się do
Sebastiana – przykazał Kubiak. – Zadzwonię do ciebie wieczorem.
- Każdy tak mówi,
a później już nigdy się nie odzywa, więc nie rób mi nadziei, jeżeli nie masz
zamiaru dotrzymać słowa.
- Ty naprawdę
jesteś szurnięta – parsknął i pocałował Baśkę w usta. Przez chwilę przypatrywał
się jej jeszcze, próbując powstrzymać śmiech, aż w końcu odwrócił się na pięcie
i zbiegł po schodach.
- Umyj zęby, zanim
pojedziesz na halę! – zawołała za nim dziewczyna.
- I vice versa! –
odkrzyknął.
W odpowiedzi wymruczała coś, co
zabrzmiało jak ‘Wal się, Kubiak’ i
trzasnęła drzwiami. Huknęły też te prowadzące do mieszkania Starej Raszpli
piętro niżej. Baśka pozdrowiła sąsiadkę tupiąc w podłogę, na co ta zrewanżowała
jej się kilkoma uderzeniami miotły w sufit i głośno wykrzyczanymi egzorcyzmami.
Sierżant rozejrzał się, sprawdzając
czy wróg publiczny numer jeden opuścił jego terytorium. Upewniwszy się, że w
mieszkaniu nie ma już śladu po Kubiaku i kubiakowych plecach oznakowanych przez
ringo, opuścił łazienkę i jak strzała dopadł do talerza z resztkami pizzy,
ustawionego na podłodze w salonie. Baśka też wzięła kawałek. Gumowate ciasto i
niedopieczona cebula – wszystko smakowało tak samo, jak o trzeciej w nocy,
kiedy upiekli ją z dostępnych w całodobowym sklepie składników. Tak samo
okropnie.
Wciąż nie mogła uwierzyć, że
przyjechał. Nie olał jej wiadomości, nie odpisał ‘jutro’, tylko rzucił wszystko i przyjechał. Na tę myśl pierwszy raz
od dawna poczuła mrowienie na plecach i delikatny ścisk w okolicach brzucha -
ten z gatunku przyjemnych, od których nie chciało się wymiotować. Nie mogła też
powstrzymać wędrujących w górę kącików ust.
- Chyba mnie trochę lubi, co nie? –
zapytała Sierżanta, wolną ręką drapiąc go za uchem. – Jak sądzisz?
Kot prychnął, machnął ogonem i
pochwyciwszy w pyszczek plasterek kiełbasy, uciekł na parapet.
- Wiesz co, sierściuchu? Gówno się
znasz.
Baśka odłożyła na talerz
niedojedzony kawałek pizzy. Najwidoczniej nocą jej zęby posiadły niezwykłą
umiejętność przeżuwania tego, czego żaden normalny człowiek przerzuć nie byłby
w stanie. Za dnia ta kulinarna profanacja nie mogła przejść jej przez gardło.
Gdzie
jest ten cholerny telefon? Na łóżku, pod łóżkiem, w stosie ubrań – ani
śladu. Dziewczyna schyliła się i zajrzała pod lodówkę, chociaż wątpiła, że coś
tam znajdzie. A jednak! Najwidoczniej nie tylko michałowa skarpetka stała się
ofiarą Sierżanta. Baśka zerknęła na kota, ale ten nawet nie zaszczycił jej
spojrzeniem.
- Jaki ty masz problem? – warknęła,
wycierając zakurzony telefon o rąbek koszuli. – Chcesz wrócić do swojej
poprzedniej panci?
Znalazła odpowiednią pozycję na
liście kontaktów i wcisnęła zielony klawisz. Długo wsłuchiwała się w sygnał
wybieranego połączenia, który w końcu zamilkł. Baśka odsunęła telefon od ucha i
spojrzała na wyświetlacz. ‘Trwa
połączenie’. Odebrał. Lekko drżały jej nogi, ale czuła się zdenerwowana. Przecież nie zostawi mnie na lodzie.
- Cześć – rzuciła najswobodniej jak
tylko potrafiła. Mimo to nie doczekała się odpowiedzi, po drugiej nadal
panowała głucha cisza. – Halo, Bastek? Jesteś tam?
- Przepraszam, ale
z kim rozmawiam?
Baśka ponownie zerknęła na ekran
telefonu, by upewnić się, czy oby na pewno wybrała dobry numer. Był jak
najbardziej poprawny.
- To ja, Baśka.
- Pomyłka –
usłyszała, po czym po drugiej stronie zerwano połączenie i rozległ się
przerywany sygnał.
Poczuła się zupełnie zbita z tropu.
Numer wybrała dobry, a głos w słuchawce na pewno należał do Sebastiana.
Dlaczego więc udawał, że nie wie z kim rozmawia? Bo udawał, o tym była
przekonana. Spróbowała ponownie.
Jeden sygnał, drugi, trzeci. Baśka
zaczęła nerwowo stukać opuszkami palców o kolano. Czwarty, piąty…
Niecierpliwiła się coraz bardziej, a ręce zaczęły jej się trząść. W końcu już
zupełnie straciła nadzieję i oczekiwała, aż automatyczna sekretarka poprosi ją
o pozostawienie wiadomości, której treść zaczęła układać sobie w głowie. Ale
tak się nie stało. Sygnał ucichł, a w słuchawce słychać było tylko miarowy
oddech.
- Bastek… - wydukała. Żadnej
odpowiedzi. – Bastek, przepraszam…
Ciągle cisza. Gdyby Sebastian stał
obok niej, Baśka chwyciłaby go za barki i mocno nim potrząsnęła.
- Słuchaj, ja wiem, że zachowałam
się nieodpowiedzialnie i w ogóle głupio, ale naprawdę jest mi przykro –
wyrzuciła z siebie. – Rozumiesz?
- Nie, nie
rozumiem – odparł Bastek. – I wiesz co, Baśka? Nie chcę zrozumieć.
- Posłuchaj mnie…
- Trzymaj się.
I znów z słuchawki zaczął wydobywać
się przerywany sygnał. Zdenerwowana Baśka mocno zacisnęła palce na telefonie,
naduszając kilka przypadkowych przycisków. Ze złością kopnęła leżący na
podłodze talerz z pizzą, aż przechodzący przez pokój Sierżant przestraszony
schował się pod stołem.
- Ja tak łatwo nie odpuszczę… -
mruknęła sama do siebie.
Równie niezgrabnie i o wiele wolniej
niż Kubiak pokonała jego poranną trasę pomiędzy łazienką a leżącym po środku
pokoju stosem ubrań. W międzyczasie wypiła jeszcze kubek kawy i wypaliła dwa
papierosy.
***
-
Sebastian, musimy pogadać – rzuciła Baśka, gdy tylko otworzył przed nią drzwi
swojego mieszkania.
- Nic nie musimy –
odparł chłodno Bastek. – Niepotrzebnie tutaj przyszłaś.
- Proszę, daj mi
się wytłumaczyć – nie ustępowała.
- Naprawdę nie mam
czasu z tobą rozmawiać. Spieszę się do pracy.
- Nie kłam,
jeszcze nawet nie ma południa.
Sebastian nic nie odpowiedział,
tylko spojrzał na nią spod uniesionych brwi, po czym położył dłoń na klamce.
Baśka włożyła stopę pomiędzy drzwi a framugę, uniemożliwiając mu zamknięcie
przed nią wejścia do mieszkania.
- Albo wpuścisz mnie do środka, albo
będziesz musiał zmiażdżyć mi nogę.
Dziewczyna patrzyła na niego tak
nieustępliwym wzrokiem, że był pewny, iż nie żartowała i będzie stała w jego
drzwiach, dopóki nie zabierze jej stamtąd karetka. A chociaż wkurzyła go
niemiłosiernie, to nie miał zamiaru zrobić jej krzywdy. W końcu westchnął i
gestem zaprosił ją do środka.
- Co słychać? – zapytała Baśka,
rozsiadając się w salonie.
- Nie żartuj
sobie, tylko mów szybko czego ode mnie oczekujesz, bo serio nie mam dużo czasu
– odburknął.
- Mógłbyś usiąść
obok? Byłoby mi łatwiej.
Sebastian przestał kręcić się po
kuchni, ale nie podszedł do Baśki, tylko oparł się o blat i założywszy ręce na
piersi, wbił w nią ponaglające spojrzenie.
- Przepraszam… - wydusiła z siebie,
przyjmując do wiadomości, że nie może liczyć na więcej uwagi.
Zapanowała cisza. Bastek nadal stał
oparty o kuchenny blat, za to Baśka wyraźnie straciła fason i wbiła wzrok w
swoje kolana.
-
To tyle? – odezwał się w końcu Sebastian. - Nagle znikasz bez słowa na kilka
tygodni, po czym myślisz, że zwykłe ‘przepraszam’
załatwi sprawę?
- Prawdę mówiąc,
to taką właśnie mam nadzieję.
- Jak to mówią? –
Bastek podrapał się po brodzie i udał, że intensywnie nad czymś myśli. –
Nadzieja matką głupich, tak?
- Okej, masz
rację, może i jestem głupia, ale nie możesz mnie tak po prostu olać! – zawołała
rozpaczliwie.
Baśka aż się wzdrygnęła, gdy
mieszkanie wypełnił szyderczy śmiech. Sebastian w końcu oderwał się od blatu i
przysiadł naprzeciwko niej na stoliku do kawy.
- Baśka, co ty pieprzysz?! – ryknął.
- To ty wyjechałaś w pizdu bez słowa,
zostawiając mnie z barem samego!
- Naprawdę mi
przykro! – odkrzyknęła. – Głupio zrobiłam, wiem i przyznaję się do tego.
- Co mi po tym?
Nawet gdybyś kajała się tutaj i leżała krzyżem, to czasu nie cofniesz!
- Trochę
przesadzasz. Były święta, więc na pewno nie było zbyt dużego ruchu…
- To nie jest
istotne, czy był duży ruch, czy nie – warknął Sebastian, czerwony ze złości. –
Liczy się to, że sam jeden musiałem tyrać w pierwszy dzień świąt, w drugi,
przez kolejne kilka dni, w sylwestra i w Nowy Rok. A w wigilijny ranek zamiast
lepić z synem pierogi siedziałem w barze i sprawdzałem, czy nic nie skradziono,
bo poprzedniego wieczora ktoś tak po prostu z niego wyszedł i nawet nie zamknął
drzwi na klucz!
Baśce zapiszczało w uszach, bo po
tych wszystkich krzykach cisza, która zapanowała była aż bolesna. Przeniosła
wzrok z własnych kolan na twarz Sebastiana i zdziwiła się, że z jego uszu nie
bucha para, tak bardzo był zdenerwowany.
- Nie wiem co ja sobie wtedy
myślałam… - wydukała.
- Ja też nie wiem,
Baśka – westchnął Bastek, kiedy trochę ochłonął. – Masz swoje odpały, ale w
życiu nie spodziewałbym się, że mogłabyś zrobić coś takiego…
- Zepsułam wam
święta, jestem burą suką – Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach.
- Nie chcę tego,
ale muszę się z tobą zgodzić.
Podniosła wzrok. Wśród krzaczastej
brody Sebastiana dostrzegła coś na kształt słabego uśmiechu. Jego twarz
zaczynała być coraz mniej czerwona i stopniowo odzyskiwała swój naturalny
kolor.
- Magda trochę się wściekała, ale
już jej przeszło, więc ja chyba też mogę przestać się na ciebie wkurzać –
oznajmił i wyciągnął w jej stronę zwiniętą w pięść dłoń. Baśka zbiła z nim
żółwika, po czym zapytała:
- To co, mogę
wrócić do pracy?
Sebastian przestał się uśmiechać i
zmarszczył brwi.
- Myślałem, że to logiczne…
- Co? – Baśka
spojrzała na niego nic nierozumiejącym wzrokiem. – To znaczy że tak?
- To znaczy, że
już znalazłem kogoś na twoje miejsce – odparł.
- Ach… No tak,
jasne…
- Chyba nie
myślałaś, że będę czekać w nieskończoność i zastanawiać się kiedy i czy w ogóle
wrócisz?
- Nie, oczywiście
że nie – mruknęła Baśka, nie mogąc jednak ukryć rozczarowania. – Dobrze
zrobiłeś.
- Wiem. Przykro
mi, ale nie mogłem postąpić inaczej.
- Spoko, poszukam
czegoś innego.
Baśka podniosła się z narożnika i
zapięła zamek błyskawiczny kurtki, której nawet nie zdjęła, wchodząc do
mieszkania Sebastiana. Stojąc już z ręką na klamce, jedną nogą na klatce
schodowej odwróciła się jeszcze.
- Ale na piwko będę mogła czasem
wpaść, co? – zapytała.
- Jasne, może
nawet jaka ex-pracownicza zniżka się znajdzie – roześmiał się Sebastian, po
czym dodał: - Powodzenia.
- Dzięki.
Baśka uśmiechnęła się i zamknęła za
sobą drzwi. Jeszcze zbiegając po schodach zadzwoniła do Michała.
- Nowy rok, nowa ja! – rzuciła do
słuchawki.
- A co, zostałaś
kierowniczką?
- Nie, bezrobotną.
Dotarło do niej prychnięcie. Oczyma
wyobraźni widziała, jak Michał kręci głową z politowaniem.
- Co teraz? Zrywasz ze mną?
- Zastanowię się
jeszcze – odparł Kubiak. – W sumie jesteś całkiem ładna. Zrobimy ci cycki,
powiększymy usta i możesz zostać moją utrzymanką.
- Wiesz co?
- Nie, masz
jeszcze jakieś niusy? – zapytał z zaciekawieniem w głosie. – W takim razie
zamieniam się w słuch.
- W sumie to nic
nowego… - westchnęła Baśka. – Spierdalaj.
_________________________________________
lubicie nas jeszcze troszkę?
jeśli tak, to podziękujcie Zuz, której pomiędzy piciem
różnych fajnych rzeczy a dzikim pogo obiecałam, że tu wrócę.
aśka