czwartek, 11 lipca 2013

Znajoma twarz. Groziłam ci już kiedyś?

            - Zgaduję, że healthy lifestyle jest ci obcy i z Chodakowską też raczej nie ćwiczysz. – Bez pytania usiadł obok niej na parkowej ławce.
- Gratulacje, spostrzegawczość na najwyższym poziomie – odburknęła, zaciągając się papierosem.
- Pamiętam, że na wychowaniu prozdrowotnym nie byłaś częstym gościem.
- I pamięć nie zawodzi… - Baśka wypuściła z ust dym i niechętnie przeniosła spojrzenie na przybysza. - Miałam ciekawsze rzeczy do roboty, niż słuchanie starej baby, której rak pewnie i tak wyżarł już większą część wątroby, a teraz posila się ostatnią połówką prawego płuca.
- Niewiele się zmieniłaś – stwierdził. – Co robisz w Jastrzębiu?
- Jestem – odparła zdawkowo.
- Przeprowadziłaś się?
- Nie nazwałabym tego w ten sposób.
- Więc?
            Zagotowało się w niej. Jakim prawem narusza jej samotność? Jakim prawem wkracza w strefę intymną, podczas gdy nie powinien zbliżyć się nawet do tej społecznej? Jakim prawem próbuje z nią żartować? Jakim prawem zachowuje się jak dobry kumpel, będąc tak naprawdę obcą osobą?
- Słuchaj, na pewno nie przyjechałam tutaj zdobywać przyjaciół, ani odnawiać starych znajomości.
            Podniosła się z miejsca. Nie miała ochoty z nim rozmawiać, ani też przebywać w jego towarzystwie. Czuła się dziwnie, trzęsły jej się ręce i drżał głos. Zgasiła papierosa o podeszwę znoszonej baleriny, chwyciła leżący na ławce plecak i ruszyła przed siebie.
- Chciałem się tylko przywitać…
- No tak, pewnie bardzo się za mną stęskniłeś - prychnęła, nawet nie oglądając się przez ramię.
            Wydeptane alejki pokrył dywan opadłych liści. Był najpiękniejszy okres jesieni, kiedy to gałęzie drzew nie zostały jeszcze całkowicie ogołocone, a gdziekolwiek by nie spojrzeć, ciepłe odcienie żółci, czerwieni i pomarańczowego karmiły oczy. Wiatr nie spowijał przechodniów zimnymi podmuchami, a ostatnie tegoroczne promienie słońca przyjemnie grzały.
            Jednak Baśka nie potrafiła cieszyć się urokami wczesnojesiennej pogody. Zamiast wystawiać twarz ku słońcu, miała ochotę wskoczyć do kałuży. Kałuży głębokiej na dwa metry. Kałuży, w której mogłaby się utopić.
            Odpięła guziki dżinsowej kurtki. Szybkie tempo, którym się poruszała oraz poczucie kompletnego zaskoczenia sprawiły, że zrobiło jej się duszno. Nie spodziewała się spotkać znajomej twarzy ponad pięćset kilometrów od domu. Była już w wielu miejscach – miastach małych i dużych, wsiach urokliwych lub mniej i takich zabitych dechami, które nie zasłużyły nawet na własną tablicę z nazwą. Zawsze zupełnie anonimowa i nigdy tak daleko od Wałcza. A Michał Kubiak mógłby podpisywać listę osób, które spodziewała się spotkać w Jastrzębiu.
            Skłamałaby twierdząc, że ich kontakt był nienajlepszy. Prawdę mówiąc, on w ogóle nie istniał. Żaden. Nigdy. Mieszkali niedaleko siebie, chodzili do tej samej klasy, ale w życiu nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. W szkole oboje raczej bywali niż regularnie do niej uczęszczali, a wszelakich klasowych spotkań integracyjnych Baśka unikała jak ognia. Jak ognia chciała też unikać wszystkiego i wszystkich, którzy utrudnialiby zapomnienie o dawnym życiu. Jednak nie potrafiła wyrzucić z głowy wizji, w których stoi w kolejce po bułki, a stojące przed nią kubiakowe plecy bezczelnie wypychają ją poza granicę komfortu.
Baśka liczyła na to, że w Jastrzębiu spokojnie zastanowi się nad tym, co dalej. W jej wyobrażeniach wszystko wyglądało tak  łatwo - miała znaleźć pracę, zgromadzić oszczędności i nie obawiać się spotkania kogoś, komu będzie musiała tłumaczyć się z czegokolwiek. I co? I gówno. To chyba taki synonim mojego życia.
Obejrzała się przez ramię i rzuciła krótkie spojrzenie w stronę ławki, na której przed chwilą siedziała. Kubiaka już tam nie było. Zabrał swojego rottweilera i zniknął. Powinien być zakaz wprowadzania czegoś takiego do przestrzeni publicznej, pomyślała. Bo bardziej niż w tamtej chwili Michała, Baśka nie znosiła psów. A jeżeli te psy były psami kubiakowymi, to następowała kulminacja zgromadzonej wewnątrz niej nienawiści.
Doskonale pamiętała, gdy jako kilkuletnia dziewczynka wracała do domu z placu zabaw, aż nagle zza krzaków wybiegł ogromny bokser. Miał zakrwawione zęby, a z pyska ciekła mu ślina. Mała Basia szaleńczym pędem dobiegła do bramy swojej kamienicy, po drodze przewracając się i zdzierając sobie kolano. Wtedy do psa podszedł ciemnowłosy chłopiec, zataczając się ze śmiechu. Ostatecznie krew okazała się keczupem, a ślina spienioną wodą z mydłem, ale od tego czasu dziewczyna nie przepadała za Kubiakiem i jego krwiożerczą bestią.
Był to ich jedyny kontakt do czasów liceum, w którym zostali przypisani do tej samej klasy. Ale to nic nie zmieniło. Nie stali się przyjaciółmi, ani nie pożyczali sobie zeszytów w przypadku szkolnej absencji jednego z nich. Przez wszystkie trzy lata Baśka unikała chłopaka jak ognia, a on sam nie zwracał na nią szczególnej uwagi.
            Wyciągnęła z kieszeni zapalniczkę i paczkę papierosów. Z rozgoryczeniem zauważyła, że niewiele ich już zostało. Oszczędności topniały w zatrważającym tempie, a właściciel baru, w którym pracowała nie był chętny na wypłacenie jej pieniędzy przed umówionym terminem. Będę musiała przerzucić się na tańsze fajki lub zrezygnować z jedzenia, pomyślała. To drugie rozwiązanie wydawało się zdecydowanie bardziej prawdopodobne.
            Wsadziła do ust papierosa i odpaliła go. Gdy zaczynała popalać obiecała sobie, że się nie uzależni. Jak prawie każdy przyszły nałogowy palacz. Jednak po dłuższym czasie, z każdym kolejnym zaciągnięciem się nikotyną wszystkie problemy stawały się mniej istotne, a kłębiące się w głowie myśli przestawały być tak natarczywe.
            Tak było i tym razem. Gdzieś w połowie drugiego papierosa udało jej się przekonać samą siebie, że to tylko jedno przypadkowe spotkanie. I nic nie wskazuje na to, żeby mieli teraz wpadać na siebie przy każdej możliwej okazji lub nieokazji. Prawda?

3 komentarze:

  1. tak co do tytułu, to Cię uwielbiam. NASZE RADIO WCIĄŻ GRA A TY ODCHDZISZ TRZYDZIESTY RAZ. och, happysadzie. Bo to stąd to wzięłaś, prawda? Nie wiem czy już to mówiłam ale cholernie podoba mi się jak piszesz w trzeciej osobie. Och mimo siatkówki na której praktycznie się nie znam to i tak będzie to jedno z ulubionych opowiadań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, dokładnie stąd. w sumie to słuchając happysadu w mojej głowie powstał zarys tego opowiadania. bardzo się cieszę, że Ci się spodobało :)

      Usuń
  2. Niedobra Basia, niedobra. Tak uciekać od naszego Kubiaczka kochanego? :3 Przecież to przecudne stworzenie jest! <3

    OdpowiedzUsuń