- Zgaduję, że healthy lifestyle jest
ci obcy i z Chodakowską też raczej nie ćwiczysz. – Bez pytania usiadł obok niej
na parkowej ławce.
- Gratulacje, spostrzegawczość
na najwyższym poziomie – odburknęła, zaciągając się papierosem.
- Pamiętam, że
na wychowaniu prozdrowotnym nie byłaś częstym gościem.
- I pamięć nie
zawodzi… - Baśka wypuściła z ust dym i niechętnie przeniosła spojrzenie na
przybysza. - Miałam ciekawsze rzeczy do roboty, niż słuchanie starej baby,
której rak pewnie i tak wyżarł już większą część wątroby, a teraz posila się
ostatnią połówką prawego płuca.
- Niewiele się
zmieniłaś – stwierdził. – Co robisz w Jastrzębiu?
- Jestem –
odparła zdawkowo.
-
Przeprowadziłaś się?
- Nie nazwałabym
tego w ten sposób.
- Więc?
Zagotowało się w niej. Jakim prawem
narusza jej samotność? Jakim prawem wkracza w strefę intymną, podczas gdy nie
powinien zbliżyć się nawet do tej społecznej? Jakim prawem próbuje z nią
żartować? Jakim prawem zachowuje się jak dobry kumpel, będąc tak naprawdę obcą
osobą?
- Słuchaj, na pewno nie przyjechałam tutaj zdobywać przyjaciół, ani
odnawiać starych znajomości.
Podniosła się z miejsca. Nie miała
ochoty z nim rozmawiać, ani też przebywać w jego towarzystwie. Czuła się
dziwnie, trzęsły jej się ręce i drżał głos. Zgasiła papierosa o podeszwę
znoszonej baleriny, chwyciła leżący na ławce plecak i ruszyła przed siebie.
- Chciałem się tylko przywitać…
- No tak, pewnie
bardzo się za mną stęskniłeś - prychnęła, nawet nie oglądając się przez ramię.
Wydeptane alejki pokrył dywan
opadłych liści. Był najpiękniejszy okres jesieni, kiedy to gałęzie drzew nie
zostały jeszcze całkowicie ogołocone, a gdziekolwiek by nie spojrzeć, ciepłe
odcienie żółci, czerwieni i pomarańczowego karmiły oczy. Wiatr nie spowijał
przechodniów zimnymi podmuchami, a ostatnie tegoroczne promienie słońca
przyjemnie grzały.
Jednak Baśka nie potrafiła cieszyć
się urokami wczesnojesiennej pogody. Zamiast wystawiać twarz ku słońcu, miała
ochotę wskoczyć do kałuży. Kałuży głębokiej na dwa metry. Kałuży, w której
mogłaby się utopić.
Odpięła guziki dżinsowej kurtki.
Szybkie tempo, którym się poruszała oraz poczucie kompletnego zaskoczenia
sprawiły, że zrobiło jej się duszno. Nie spodziewała się spotkać znajomej
twarzy ponad pięćset kilometrów od domu. Była już w wielu miejscach – miastach
małych i dużych, wsiach urokliwych lub mniej i takich zabitych dechami, które
nie zasłużyły nawet na własną tablicę z nazwą. Zawsze zupełnie anonimowa i
nigdy tak daleko od Wałcza. A Michał Kubiak mógłby podpisywać listę osób, które
spodziewała się spotkać w Jastrzębiu.
Skłamałaby twierdząc, że ich kontakt
był nienajlepszy. Prawdę mówiąc, on w ogóle nie istniał. Żaden. Nigdy.
Mieszkali niedaleko siebie, chodzili do tej samej klasy, ale w życiu nie
zamienili ze sobą ani jednego słowa. W szkole oboje raczej bywali niż
regularnie do niej uczęszczali, a wszelakich klasowych spotkań integracyjnych
Baśka unikała jak ognia. Jak ognia chciała też unikać wszystkiego i wszystkich,
którzy utrudnialiby zapomnienie o dawnym życiu. Jednak nie potrafiła wyrzucić z
głowy wizji, w których stoi w kolejce po bułki, a stojące przed nią kubiakowe
plecy bezczelnie wypychają ją poza granicę komfortu.
Baśka liczyła na to, że w Jastrzębiu spokojnie zastanowi się nad tym, co
dalej. W jej wyobrażeniach wszystko wyglądało tak łatwo - miała znaleźć pracę, zgromadzić
oszczędności i nie obawiać się spotkania kogoś, komu będzie musiała tłumaczyć
się z czegokolwiek. I co? I gówno. To
chyba taki synonim mojego życia.
Obejrzała się przez ramię i rzuciła krótkie spojrzenie w stronę ławki, na
której przed chwilą siedziała. Kubiaka już tam nie było. Zabrał swojego
rottweilera i zniknął. Powinien być zakaz
wprowadzania czegoś takiego do przestrzeni publicznej, pomyślała. Bo
bardziej niż w tamtej chwili Michała, Baśka nie znosiła psów. A jeżeli te psy
były psami kubiakowymi, to następowała kulminacja zgromadzonej wewnątrz niej
nienawiści.
Doskonale pamiętała, gdy jako kilkuletnia dziewczynka wracała do domu z
placu zabaw, aż nagle zza krzaków wybiegł ogromny bokser. Miał zakrwawione
zęby, a z pyska ciekła mu ślina. Mała Basia szaleńczym pędem dobiegła do bramy
swojej kamienicy, po drodze przewracając się i zdzierając sobie kolano. Wtedy
do psa podszedł ciemnowłosy chłopiec, zataczając się ze śmiechu. Ostatecznie
krew okazała się keczupem, a ślina spienioną wodą z mydłem, ale od tego czasu
dziewczyna nie przepadała za Kubiakiem i jego krwiożerczą bestią.
Był to ich jedyny kontakt do czasów liceum, w którym zostali przypisani
do tej samej klasy. Ale to nic nie zmieniło. Nie stali się przyjaciółmi, ani
nie pożyczali sobie zeszytów w przypadku szkolnej absencji jednego z nich.
Przez wszystkie trzy lata Baśka unikała chłopaka jak ognia, a on sam nie
zwracał na nią szczególnej uwagi.
Wyciągnęła z kieszeni zapalniczkę i
paczkę papierosów. Z rozgoryczeniem zauważyła, że niewiele ich już zostało.
Oszczędności topniały w zatrważającym tempie, a właściciel baru, w którym
pracowała nie był chętny na wypłacenie jej pieniędzy przed umówionym terminem. Będę musiała przerzucić się na tańsze fajki
lub zrezygnować z jedzenia, pomyślała. To drugie rozwiązanie wydawało się
zdecydowanie bardziej prawdopodobne.
Wsadziła do ust papierosa i odpaliła
go. Gdy zaczynała popalać obiecała sobie, że się nie uzależni. Jak prawie każdy
przyszły nałogowy palacz. Jednak po dłuższym czasie, z każdym kolejnym
zaciągnięciem się nikotyną wszystkie problemy stawały się mniej istotne, a
kłębiące się w głowie myśli przestawały być tak natarczywe.
Tak było i tym razem. Gdzieś w
połowie drugiego papierosa udało jej się przekonać samą siebie, że to tylko
jedno przypadkowe spotkanie. I nic nie wskazuje na to, żeby mieli teraz wpadać
na siebie przy każdej możliwej okazji lub nieokazji. Prawda?
tak co do tytułu, to Cię uwielbiam. NASZE RADIO WCIĄŻ GRA A TY ODCHDZISZ TRZYDZIESTY RAZ. och, happysadzie. Bo to stąd to wzięłaś, prawda? Nie wiem czy już to mówiłam ale cholernie podoba mi się jak piszesz w trzeciej osobie. Och mimo siatkówki na której praktycznie się nie znam to i tak będzie to jedno z ulubionych opowiadań.
OdpowiedzUsuńtak, dokładnie stąd. w sumie to słuchając happysadu w mojej głowie powstał zarys tego opowiadania. bardzo się cieszę, że Ci się spodobało :)
UsuńNiedobra Basia, niedobra. Tak uciekać od naszego Kubiaczka kochanego? :3 Przecież to przecudne stworzenie jest! <3
OdpowiedzUsuń