wtorek, 16 lipca 2013

Ale cokolwiek zrobisz, nie podążaj za mną.

            Baśka nieustannie rzucała w powietrze przekleństwa na zmianę z różnymi przedmiotami, o które co rusz się potykała. Zaspana nie zarejestrowała, którą nogą wstała tego dnia z łóżka, ale mogła dać sobie uciąć obie za to, że lewą. Wszystko tego dnia było nie tak. Najpierw omal nie zginęła, powalona przez spadający karnisz, gdy próbowała rozsunąć zasłony w oknie, by za chwilę dokonać odkrycia, że w słoiku po kawie nie zostało ani ziarenko. A ponoć im dalej w las, tym więcej grzybów. Czy tam problemów…
            - Super – warknęła, a ręce opadły jej ze zrezygnowania.
            Sięgnęła leżącą na podłodze bluzę od dresu i naciągnęła ją na poszarzały podkoszulek. Wyszła z domu, z hukiem zamykając za sobą drzwi. Po cichu liczyła na to, że o tak wczesnej godzinie sklep będzie względnie pusty i nikt nie zorientuje się, że krótkie spodenki w kolorową kratkę wchodzą w skład stroju nocnego, a nie wyjściowego.
            Pomyliła się. Market pełen był robiących zakupy ludzi. I bynajmniej nikt z nich nie miał na sobie piżamy. Najwidoczniej dla większość społeczeństwa dwunasta w południe to czas najwyższy, by zwlec się z łóżka, skompletować garderobę i rozpocząć funkcjonowanie.
            Baśka przez chwilę stała przy wejściu i ciągnąc do dołu przykrótkie nogawki szortów zastanawiała się, czy nie powinna przypadkiem natychmiast stamtąd uciekać. Jednak ogromne zapotrzebowanie na kofeinę zwyciężyło z poczuciem wstydu.
            Dziewczyna szybkim krokiem przemierzała sklepowe alejki, mając wrażenie, że wszyscy przyglądają jej się z politowaniem znad opakowania szynki konserwowej. Próbowała choć trochę osłonić się koszykiem zakupowym, ale na niewiele się to zdało. Nogi wciąż miała prawie gołe, a jej szorty wyglądały jak po młodszej siostrze.
            Gdy udało jej się wreszcie dotrzeć do działu z kawą, przez chwilę pomyślała, że jednak los nie nienawidzi jej aż tak bardzo. Jej ulubiona, nie dość, że na co dzień jedna z najtańszych, to jeszcze w promocji! Ochoczo chwyciła dwa opakowania i niosąc je niczym trofeum podążyła w stronę kasy. Była już tuż-tuż, ale nagle dostrzegła coś, co sprawiło, że schowała się za najbliższym filarem. Ostrożnie wyjrzała zza niego i… miała rację. Pomarańczowa bluza, rozczochrana czupryna i dumny profil z okularami w drucianych oprawkach na pewno należał do Michała Kubiaka.
            Baśka zaklęła pod nosem. Spędziła w Jastrzębiu całkowicie spokojne dwa tygodnie, podczas których radośnie hasała po zielonych łąkach i łapała motyle. Tudzież pracowała przez pół dnia, a przez drugie pół wylegiwała się w łóżku. W każdym razie czuła się dobrze i była totalnie zadowolona ze swojej samotności. Aż tu nagle pojawił się ktoś, kogo właściwie nie znała, ale kto miał twarz przywołującą nienajlepsze wspomnienia.
            Zaczęła powoli przesuwać się w kierunku klientów tłumnie zgromadzonych w końcu sklepu. Czuła się niczym żołnierz w okopach, prawie czołgając się pod ustawionymi pośrodku hipermarketu koszami, jednocześnie starając się nie spuszczać z oczu jaskrawych pleców Kubiaka. Gdyby tylko zmieniła te przykrótkie szorty na bojówki z motywem moro i pomalowała sobie twarz zieloną farbą, przebywający przypadkowo w sklepie dowódca wojskowy mógłby ją wziąć za swojego szeregowego.
            Stanąwszy przy kasie odetchnęła z ulgą. Może i kolejka posuwała się powoli, ale w tłumie ludzi czuła się względnie bezpiecznie.
            - Coś jeszcze? – zapytała kasjerka.
- Marlboro czerwone – odparła Baśka. – Póki jeszcze mnie na nie stać.
            Podała kobiecie odliczone pieniądze, rzuciła krótkie dziękuję, zgarnęła zakupy i czym prędzej zniknęła z terenu sklepu. W drodze do domu nie zatrzymała się nawet na chwilę, choćby po to, by odpalić papierosa.
            Usiadła na twardym krześle i wyciągnęła nogi, opierając je o blat kuchennej szafki. Zapach kawy i papierosowy dym wciągany do płuc powoli koiły nerwy. Zastanawiała się, jak to możliwe, że spośród tylu ludzi, akurat on jeden musiał znaleźć się w tym samym miejscu i o tej samej porze, co ona. Drugi dzień z rzędu.

***

            Pomimo niemalże godziny spędzonej na kuchence gazowej, zupa i tak była zimna. W dodatku smakiem przypominała bardziej papier toaletowy niż ogórkową. Jednak biorąc pod uwagę, że na tamtą chwilę Baśki nie było stać na nic lepszego, nie mogła narzekać.
            Kiedy właśnie krzywiła się, wkładając do ust trzecią łyżkę wodnistego żarcia, leżący na stole telefon zaczął wibrować, wygrywając przy tym irytującą polifoniczną melodyjkę. Dziewczyna drżącą ręką sięgnęła po komórkę, ale uspokoiła się, widząc migający na zielono napis Bastek.
            Sebastian był jej kolegą z pracy i tak właściwie jedyną osobą, która do niej dzwoniła, nie licząc przedstawicieli sieci komórkowej i pań o przemiłym głosie, próbujących wcisnąć jej ubezpieczenie dla emerytów lub zapraszających na pokaz jakiejś supernowoczesnej wyciskarki do bananów. Mimo tego cały czas obawiała się, że ktoś z rodziny znajdzie gdzieś jej numer, a następnie zgarnie nocą z ulicy, by siłą zabrać ją z powrotem do Wałcza.
            - Serwus – rzuciła w słuchawkę, gdy wreszcie udało jej się przełknąć zimną zupę.
- Baśka, jest sprawa – zaczął Sebastian. – Młody złamał nogę, jedziemy do szpitala. Mogłabyś mnie dzisiaj zastąpić przez godzinę?
- Jasne – odparła.
            W sumie nie miała nic lepszego do roboty. Jej życie kręciło się tak naprawdę wokół pracy w barze i co jakiś czas zaliczaniu resetujących imprez, z których pamiętała tylko moment przekroczenia progu lokalu.
            - Dzięki, za chwilę podrzucę ci klucze.
- Do zobaczenia.

***

            Przenikliwy dźwięk domofonu rozszedł się po mieszkaniu. Baśka nacisnęła odpowiedni przycisk i uchyliła drzwi. Głośne walenie podeszew glanów o schody poprzedziło pojawienie się w progu jej mieszkania Sebastiana, postawnego mężczyzny o gęstej brodzie i proporcjonalnie niewielkiej ilości włosów.
            - Jeszcze raz wielkie dzięki – powiedział, wciskając dziewczynie do rąk pęk kluczy. – Nie mam pojęcia ile to potrwa, ale będę się streszczał.
- Nie ma sprawy. – Schowała klucze do kieszeni i aż ugięła się pod ich ciężarem. To tylko bar, po co tam tyle zamków? – Jak chcesz, to mogę zostać do końca.
- Nie, nie – pospieszył z zaprzeczeniami. - Pracowałaś ostatnio non stop przez tydzień, należy ci się trochę odpoczynku.
            Baśka wzruszyła ramionami. Faktycznie, ostatnimi czasy nie sypiała zbyt dużo. Całe noce spędzała w barze, użerając się z tłumem pijanych ludzi. Jednak po kilku takich sesjach organizm się przyzwyczaił i cztery godziny odespane w dzień wystarczały jej do w miarę normalnego funkcjonowania.
            - Na razie. – Bastek poklepał ją po ramieniu i zbiegł schodami w dół, łomocząc niemiłosiernie podeszwami swoich ciężkich buciorów.
            Dziewczyna cofnęła się do mieszkania. Miała niecałą godzinę do otwarcia baru, więc niechętnie dokończyła zupę, która jeszcze bardziej wystygła, co wydawało się być niemożliwym i niespiesznie zaczęła przerzucać leżące na podłodze kupki ubrań, szukając czegoś, co było czyste, w miarę możliwości niewygniecione i nadawało się do założenia.
            Za to właśnie kochała pracę w barze. Nie musiała siedzieć za biurkiem wciśnięta w sztywny garniturek i ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy udawać, że z miłą chęcią wysłuchuje skarg ludzi. Tam wystarczyło, że miała na sobie zwykłą koszulkę i podsuwała kolejne kieliszki jakiemuś pijanemu kolesiowi, jednym uchem wpuszczając jego żale, a drugim je wypuszczając. Nikt nie wymagał nawet, żeby kiwała porozumiewawczo głową.
            Pochowała do kieszeni kurtki paczkę papierosów, zapalniczkę, telefon i klucze do baru, a następnie wyszła z domu, prawie zapominając o zamknięciu drzwi. Na przystanek pod blokiem, w którym wynajmowała kawalerkę właśnie zajechał autobus. Baśka przyspieszyła kroku, chwaląc w duchu swoją kobiecą intuicję, która tym razem zamiast ciężkich traperów nakazała jej założyć tenisówki. Zajęła miejsce jak najbliżej drzwi, modląc się przy tym, by siedzącemu na samym początku kanarowi nie przypomniało się nagle, że powinien sprawdzić bilety. Ale przez całą drogę nikt nowy nie znalazł się na pokładzie autobusu, więc i kontroler nie czuł się zobowiązany do wykonywania swoich obowiązków.
            Pod barem nikt nie stał, co wcześniej zdarzało się już kilkukrotnie. Baśka z ulgą otworzyła drzwi, wiedząc, że ma jeszcze kilka chwil spokoju. Zapaliła lampy, obrzucające przytłumionym światłem porozstawiane po sali stoliki, rzuciła kurtkę na krzesło stojące za kontuarem i włączyła muzykę. Tego dnia liczyła na niezbyt wielki ruch, bo bar nie organizował żadnego koncertu, ani imprezy, podczas których zawsze zjawiało się mnóstwo ludzi.
            Pierwsi klienci pojawili się wraz z całkowitym spłonięciem bletki trzymanego przez Baśkę papierosa. Dziewczyna od razu zauważyła, że ten bar był kolejnym przystankiem na obranej przez nich trasie.
            - Jak masz na imię? – zapytał najwyższy i najbardziej pijany członek grupy.
- Co podać? – Baśka zignorowała jego pytanie.
- Monika! – wykrzyknął odkrywczo jego kumpel, źle odczytując nazwę zespołu z koszulki dziewczyny. – Możemy do ciebie mówić Monika?
- Nie – odparła, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że i tak zrobią, co zechcą.
- Sześć piwek, Monisia – rzucił jeden z nich, gdy z najwyższym trudem policzył swoich towarzyszy. – Tam sobie usiądziemy, dobra?
- Dobra.
            Wyciągnęła spod lady sześć kufli i zaczęła napełniać je piwem z dystrybutora. Gdy skończyła, położyła je na blacie i zawołała do facetów, którzy rozsiedli się wygodnie przy stoliku:
            - U nas jest samoobsługa!
- Monisia, nie bądź taka i przynieś nam te piwka! – odkrzyknął ten wielki.
- Nie płacą mi za kelnerowanie – odparła i zaczęła polerować kieliszki, ostentacyjnie ignorując kolejne pokrzykiwania.
            W końcu jeden z gości, najwidoczniej spragniony i czujący alkoholowy niedosyt, postanowił ruszyć się z miejsca i chwiejnym krokiem podszedł do baru. Wziął wszystkie sześć kufli w ramiona, jakby obejmował oprocentowane i bardzo zimne dziecko, zaniósł je do stolika, wzbudzając tym w barmance niesamowity podziw, po czym pokonał tę trasę jeszcze raz, położył na kontuarze stos monet, pijackim głosem wybełkotał dziękuję i wrócił do swoich kolegów. Zsumowanie ceny piw sprawiło mu niewiększy kłopot, niż balansowanie z pełnymi szklankami, czym po raz drugi zaskoczył Baśkę.

            Zgodnie z przypuszczeniami dziewczyny, do baru nie ściągały tłumy klientów. Zjawiło się parę kilkuosobowych grupek znajomych i jeden mężczyzna, z którym musiała wypić pół butelki tequili, oszukując co drugą kolejkę, by przypadkiem nie wylądować pod kontuarem.
            - Znowu się spotykamy.
            Na dźwięk tego głosu Baśka wcale nie zareagowała radością.
            - Czy ty mnie śledzisz? – Obróciła się w stronę Kubiaka i wpatrywała się w niego z rękoma założonymi na piersi.
- Chciałabyś – mruknął, mrużąc przy tym oczy. – Dziesięć piw. Dużych.
            W chwili, gdy dziewczyna wyciągała spod blatu kufle, drzwi baru otworzyły się i do środka wpadł zziajany Bastek.
            - Sorki, trochę się to wszystko przeciągnęło – powiedział, ściągając skórzaną kurtkę i wieszając ją na kołku wbitym w ścianę obok wejścia na zaplecze.
- Jak z młodym? – zapytała, napełniając piwem jeden z kufli. – Wszystko okej?
- Tak, założyli mu gips i powiedzieli, że do wesela się zagoi – zaśmiał się. – Daj, dokończę zamówienie. Możesz uciekać.
- Z przyjemnością. – Baśka założyła swoją granatową kurtkę przeciwdeszczową. – Cześć.
            Jej wyjście nie uszło uwadze pijanych gości, którzy na początku zamawiali sześć piw. Kilkoro z nich wstało, nieomal nie przewracając stolika i na chwiejnych nogach ruszyli w jej kierunku.
            - Monisia, już idziesz?! – darli się. – Poczekaj, odprowadzimy cię!
            Baśka poczuła na sobie zaniepokojone spojrzenie Sebastiana, który już chciał jej ruszyć z pomocą, ale posłała mu uspokajający uśmiech i kiwnęła ręką, dając tym samym do zrozumienia, że nie ma się czym martwić.
            - Może cię podwiozę? – Kubiak doskoczył do niej, a ton jego głosu był zdecydowanie milszy, niż chwilę temu. – Pożyczę od kumpla wóz i…
- Nie, dzięki – odparła.
- Jeszcze nic nie piłem.
- Nie o to chodzi. – Dziewczyna nie zatrzymywała się. – Poradzę sobie.
            Wyszła z baru, zostawiając Michała w środku. Niejednokrotnie wracała sama o zdecydowanie późniejszej godzinie i jakoś jeszcze nic jej się nie stało. Idąc ciemną uliczką cały czas słyszała za sobą ciężkie kroki pijanych facetów, ale nie przejmowała się nimi. Nogi plątały im się tak bardzo, że prędzej dojdzie do ich bliskiego spotkania z chodnikiem, niż z nią.
            - Wsiadaj.
            Tuż obok niej z piskiem opon zatrzymał się samochód. Dziewczyna drgnęła przerażona, a serce podeszło jej do gardła. Gdy zobaczyła, kto siedzi za kierownicą strach ustąpił miejsca złości.
            - Przecież mówiłam, że nie chcę twojej pomocy – wysyczała.
- Jest późno, a ci goście nie wyglądają na twoich przyjaciół. – Kubiak dostosował prędkość samochodu do obranego przez nią tempa.
            Baśka zerknęła za siebie. Odległość między nią, a pijaczkami zdecydowanie się zmniejszyła. Po raz trzeci ich nie doceniła.
            - Monika, nie uciekaj! – krzyczeli, coraz bardziej przyspieszając kroku. – I tak cię dogonimy!
            - Choć raz nie unoś się honorem i wsiadaj do tego pieprzonego auta! – warknął Kubiak, otwierając drzwi od strony pasażera.
            Dziewczyna prawie czuła na sobie alkoholowy oddech podążających za nią facetów, więc wahając się nieco, zdecydowała się w końcu wsiąść do samochodu. Michał uśmiechnął się z satysfakcją i wcisnął pedał gazu.
            - Choć raz? – prychnęła. – Nie spoufalaj się, gówno o mnie wiesz.
- Wystarczy na ciebie spojrzeć – odparł. – Chociaż masz rację, w ogóle cię nie znam.
            Baśka spojrzała na niego zdziwiona, nie wiedząc, co ma na myśli.
            - Monika? – Kubiak wybuchnął śmiechem.
- Ach, to! – Nawet ona nie potrafiła powstrzymać chichotu. – Po alkoholu ludzie mają problemy z czytaniem – wskazała podbródkiem na swój podkoszulek z ogromnym logo Metalliki.
- Okej, teraz rozumiem – pokiwał głową. – Gdzie mam jechać?
- Na najbliższym w prawo – powiedziała.
            - Myślisz, że oni są niebezpieczni? – zapytał.
- Spoko, twój kumpel nie będzie musiał przerejestrowywać samochodu – zapewniła go. – Jak wytrzeźwieją, to zapomną.
            Zapanowała cisza. Tylko jakiś smętny bluesowy kawałek cicho sączył się z radia.
            – Zmieniłeś się – zauważyła Baśka.
- Ja? – zdziwił się Kubiak.
- Tak, chyba, że widzisz tu jeszcze kogoś – przytaknęła. – Jesteś trochę bardziej sympatyczny niż w liceum.
- Trochę? – Michał udawał oburzonego.
- Tyle, o.
            Dziewczyna zmrużyła oczy i wyciągnęła dłoń, układając palce w ten sposób, że kciuk i palec wskazujący prawie się stykały.
            - To tutaj? – zapytał, dojeżdżając pod blok.
- Tak, dzięki. – Baśka odpięła pasy.
- W takim razie do zobaczenia – powiedział Kubiak i w odpowiedzi na jej zaskoczone spojrzenie dodał: - Razem z chłopakami z drużyny bardzo lubimy ten bar.
            Baśka uniosła jedną brew, rzuciła krótkie ‘na razie’ i wysiadła z samochodu. Gdy szła w kierunku drzwi do klatki schodowej, powoli zaczęło do niej docierać, że właśnie złamała swoją podstawową zasadę niesprzymierzania się, o ile nie jest to konieczne.
            - Ej, Basia! – Kubiak odsunął szybę od strony pasażera i przechylając się przez całą długość samochodu, wychylił się przez okno. – A może dasz się zaprosić na kawę, co?
- Nie, raczej nie – odparła.
- W porządku. – Michał wydawał się być w ogóle nieporuszony odmową. – Trzymaj się.

4 komentarze:

  1. Kubiak łamie ściany które buduje "monika" i to chyba dobrze, biorąc pod uwagę jej stan psychiczny ;p I mam wrażenie być może mylne że pijana szóstka da jeszcze o sobie znać, o.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że trafiłam na tego bloga i to bardzo :)
    Mam przeczucie, że Baśka tak łatwo się Kubiaka nie pozbędzie. Oby :D
    Zdecydowanie chcę więcej i czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    [fighting--for--happiness.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. Baśka wciąż za bardzo unosi się honorem. Jest za bardzo pyskata i nieokiełznana, ale mi się to podoba! :)

    OdpowiedzUsuń