sobota, 3 sierpnia 2013

Dzieci i koty mają głosu w nadmiarze.

            Baśka zerwała się z łóżka, czując, jak coś miękkiego i ciepłego ugniata jej podbrzusze. Tym popołudniowym oprawcą okazał się szary dachowiec.
            - Przyszedłeś wydrapać mi oczy? – zapytała, a kot zaczął ocierać się o jej nogi, mrucząc przy tym przeciągle.
            Dziewczyna wzięła to za odpowiedź przeczącą i odważyła się pogłaskać zwierzę po głowie. Nie wyglądał na bezdomnego. Miał lśniące futerko i chyba był nieco przekarmiony.
            - Skąd się tu wziąłeś?
            Jej wzrok padł na okno, które otworzyła po przyjściu z pracy, a zapomniała zamknąć, kładąc się spać.
            - Pewnie zwiałeś tej Starej Raszpli z dołu, co?
            Baśka miała na myśli swoją sąsiadkę, kobietę, która z pewnością przetrwała epokę dinozaurów. W sumie to nawet mogła mieć jakiś związek z ich wyginięciem. Starucha była głucha jak pień, kiedy coś się do niej mówiło, ale miała słuch absolutny, jeśli cokolwiek działo się nad jej mieszkaniem, pod jej mieszkaniem, albo w pobliżu jej mieszkania. Waliła miotłą o wszystko – o głośno puszczaną muzykę, o cicho puszczaną muzykę, o stukot butów na parkiecie i o brzęczenie lodówki.
            Brzęcząca lodówka okazała się wzbudzać zainteresowanie nie tylko Starej Raszpli, ale też jej kota, któremu znudziło się mruczenie i czułości, więc postanowił drapać pazurami w drzwi chłodziarki.
            - Jesteś jak każdy facet, wiesz? – mruknęła Baśka, wlokąc się do kuchni. – Najpierw pakujesz się do łóżka, a później myślisz już tylko o jedzeniu.
            Otworzyła drzwi lodówki, a kot od razu utkwił wzrok w pęcie kiełbasy, leżącym na najniższej półce i zaczął się oblizywać.
            - O nie, stary! – Baśka przełożyła kiełbasę wyżej. – To jest na specjalną okazję. Na kacu staję się wyjątkowo mięsożerna.
            Wyciągnęła plaster szynki, która może nie była pierwszej świeżości, ale miała nadzieję, że zwierzęta mają odporniejsze żołądki niż ludzie.
            - Whiskas to to nie jest, ale sam wybrałeś jadłodajnię - stwierdziła i spojrzała na zegarek. – Cholera!
            Sen miała mocny, poprzedniej nocy w barze był duży ruch, co dało jej się we znaki, ale w życiu nie przypuszczała, że zaśpi na godzinę piętnastą. Zaczęła biegać pomiędzy łazienką a pokojem, czując na sobie czujne spojrzenie nowego lokatora.
            - Dobra, Sierżancie Kot – powiedziała, stojąc przy drzwiach. – Siedź tu grzecznie, jak będziesz miał ochotę uciekać, to uciekaj, tylko nie zniszcz niczego, wystarczający tu syf.
            Baśka schodziła po schodach, mając nadzieję, że tym razem pozory jej nie myliły i Sebastian nie okaże się zbzikowanym ojcem, który otworzy pieczołowicie robiony album ze zdjęciami swojego syna – Kubuś na plaży, Kubuś na placu zabaw, Kubuś w pieluchach, jaki rozkoszny, Kubuś pierwszy raz w przedszkolu, na drugiej wizycie u dentysty, z trzecim zębem, czwartą maskotką, piątym kołem u wozu, szóstym zmysłem, siódmym cudem świata… i tak dalej.
            - Tak wygląda opiekunka do dziecka? – zapytał Sebastian, otwierając drzwi samochodu.
- A ty zmywasz tatuaże i zakładasz garnitur przed przyjściem do domu? – Baśka wgramoliła się na siedzenie pasażera.
- Dobra, dobra, przecież żartowałem. – Wybuchnął śmiechem, który zagłuszył ryk odpalanego silnika. – Super, że zgodziłaś się zająć młodym.
- Nie ma sprawy.
- Dawno nie mieliśmy z Magdą czasu dla siebie – wyjaśnił. – Ciągle tylko praca, dom, praca, dom…
- Rozumiem.
- Wiesz, możemy poprosić o pomoc moją mamę, ale wolelibyśmy tego uniknąć. Od początku powtarzała, że przy naszym trybie życia zakładanie rodziny, to kiepski pomysł. Nie chcę jej dać satysfakcji, tego poczucia, że miała rację.
            Baśka siedziała w fotelu, podczas gdy Sebastian nawijał jak katarynka. Był największym gadułą, jakiego kiedykolwiek spotkała. Czy w pracy, czy poza nią, buzia mu się nie zamykała. Odpowiadało jej to, że nie wymagał od niej zbytniego zaangażowania w rozmowę i zadawalał się przytakującymi kiwnięciami głową.
            Zajechali pod blok, który wyglądał zupełnie jak ten, w którym mieszkała Baśka, ale wnętrze mieszkania, to była zupełna inna bajka. Gustownie urządzone, z narożnikiem, z którego nie wystawały sprężyny, posiadało tak standardowe wyposażenie, jak chociażby szafa na ubrania i stół kuchenny, a których na próżno było szukać w kawalerce dziewczyny.
            Na tym właśnie narożniku, wyglądającym jakby dopiero co przyniesiono go z salonu meblowego, siedział chłopiec, który w żadnym wypadku nie wyglądał na syna Sebastiana. Baśka wyobrażała sobie małego bywalca Woodstocku w czarnej koszulce z logiem hardrockowego zespołu i w glanie na zdrowej prawej nodze. Tymczasem Kuba był zwykłym pięciolatkiem ubranym w niebieskie szorty i sweterek w kolorowe paski.
            - Dzięki, że znalazłaś trochę czasu na przypilnowanie Kuby.
            Drobna blondynka o uroczej twarzy kształcie serca podeszła do Baśki i przytuliła ją serdecznie. Łysy Sebastian ze swoim nieco groźnym wyglądem pod żadnym względem nie pasował do tej rodziny i elegancko urządzonego wnętrza.
            - To żaden problem – odparła dziewczyna, nieco zakłopotana dosyć osobistym powitaniem.
            - Chodź, Magda, zanim się rozmyśli – zaśmiał się Bastek, pomagając żonie założyć płaszcz. Następnie skinął głową w stronę Baśki i rzucił: - Na razie!
            Dziewczyna odmachała im, poczym usiadła obok Kuby.
            - Cześć – powiedziała, kiedy drzwi mieszkania zamknęły się.
            Chłopiec podniósł wzrok znad trzymanego w rękach komiksu i wbił w nią spojrzenie, które zdecydowanie nie należało do tych z gatunku nieśmiałych, czy tez podejrzliwych.
            - Cześć – odpowiedział Kuba, nie spuszczając z niej oczu. – Fajne masz włosy, wyglądasz trochę jak lew.
- Eee… - Ręka Baśki odruchowo powędrowała do burzy brązowych loków. – Dzięki.
- Imię też masz ładne – stwierdził. – Basia, Basiunia… Trochę jak Bunia, była kiedyś taka bajka…
            Chłopiec zaczął drapać się po głowie, usilnie próbując sobie przypomnieć tytuł kreskówki o wspomnianej Buni.
            - Chodzi ci o Gumisie? – zasugerowała Baśka.
- Ej, nie jesteś trochę za stara na takie rzeczy? – zapytał podejrzliwie.
- No co ty, uwielbiam Gumisie! – odparła, siląc się na urażony ton.
- Rany, ja też! – krzyknął podekscytowany. – Jak tata ma wolne i nie idzie do pracy, to robimy sobie gumisiowy maraton. Oglądamy wtedy tyle odcinków ile się da i jemy ciastka. Tylko nie mów o tym mamie, ona nie każe nam jeść ciastek w łóżku. W ogóle nie każe nam jeść ciastek. Mówi, że tacie jeszcze bardziej urośnie brzuch, a mi wylecą wszystkie zęby. I chyba coś w tym jest, zobacz, wczoraj wypadł mi ten z tyłu.
            Kuba odchylił dolną wargę, z dumą prezentując ubytek po mlecznym zębie. Baśka nigdy w życiu nie spotkała tak gadatliwego dziecka. Do złudzenia przypominał w tym swojego ojca. Zdziwiło ją także zamiłowanie Sebastiana do oglądania bajek. Była pewna, że ktoś taki włącza synowi wszystkie kinowe hity z Jackiem Blackiem w roli głównej, a nie przygody gadających niedźwiadków.
            - Chcesz zobaczyć mojego chomika? – zapytał, a gdy Baśka skinęła głową, najzwyczajniej w świecie wyciągnął z kieszeni kolorowego sweterka małą, futrzaną kulkę. – Dostałem go od babci na urodziny. Powiedziała, że może to nauczy mnie odpowiedzialności i nie będę taki jak moi rodzice. To znaczy nie użyła słowa odpowiedzialność, chyba myśli, że nie wiem, co to znaczy. Powiedziała, że muszę pamiętać o nakarmieniu go i posprzątaniu klatki. Sprzątanie chomiczych bobków, to kiepska zabawa, ale skoro już mam zwierzątko, to muszę się nim opiekować.
            Rany, czy jemu do snu puszczali Mozarta? pomyślała Baśka.
            - A ty masz jakieś zwierzątko?
- Mhm, kota – odparła, mając nadzieję, że drzwi wejściowe też jeszcze posiada.
- Tylko pamiętaj, żeby nie dawać mu mleka – upomniał Kuba tonem znawcy. – Koty są przystosowane do trawienia mleka tylko w okresie, gdy pobierają je od matki, później u większości z nich zanikają enzymy zdolne do trawienia laktozy.
            O rany, oni serio puszczali mu tego Mozarta! A do tego czytali encyklopedię.
            - Okej, będę pamiętać, dzięki.
- I najlepiej karm surową cielęciną, rybami…
- Jasne, ja żyję na zupkach w proszku, a Futrzastemu mam sushi serwować – mruknęła Baśka.
- Jak chcesz, tylko później się nie zdziw, jak będziesz musiała dezynfekować mieszkanie.
            Chłopiec wzruszył ramionami i na tyle zwinnie, na ile pozwalał mu gips, ześlizgnął się z narożnika. Wspierając się po drodze o porozstawiane w pokoju meble, dokuśtykał do kuchennej części pomieszczenia.
            - Zgłodniałem trochę, umiesz gotować? – zapytał, otwierając lodówkę trzy razy większą od tej, która niesamowicie głośno brzęczała w kawalerce Baśki, drażniąc Starą Raszplę.
- Chyba nie jest ze mną aż tak źle – odparła dziewczyna, podchodząc do Kuby i zastanawiając się jednocześnie, jak można zgłodnieć podczas rozmowy o zwierzęcych odchodach.
- Super, ulepimy pierogi!
- Pierogi? – zdumiała się. – Przecież będziemy je robić pół dnia!
- Mamy dużo czasu. – Kuba poruszył brwiami jak amant filmowy, próbujący poderwać kelnerkę w kawiarni, czym wywołał u Baśki napad śmiechu.
- No dobra, mów, gdzie masz mąkę i jedziemy z tym koksem.
            Okazało się, że mąka jest w dolnej szafce obok piekarnika, a po jakimś czasie można ją było znaleźć także na blacie kuchennym, podłodze, twarzy Baśki i sweterku Kuby, na którym utworzyła białe kropki, niezbyt komponujące się z kolorowymi paskami. Nie zabrakło też odcisków umazanych masłem palców na chromowanych drzwiach lodówki ani ciemnych plam po jagodach, których Magdzie raczej nie uda się sprać z dotychczas śnieżnobiałego obrusu.
            - Pycha! – powiedział Kuba, z buzią pełną pierogów i śladami jagód na zębach.
- Nie ciesz się tak, trucizna nie działa od razu.
- Nie umrzemy, przecież wszystko nadzorowałem.
- Ach, czyli ja tu byłam niepotrzebna? – Baśka udawała oburzoną.
- Ależ byłaś bardzo potrzebna! – pospieszył z wyjaśnieniami chłopiec. – Robiłaś za tanią siłę roboczą.
- Rzuciłabym w ciebie pierogiem, ale twoja matka zabiłaby mnie, jakbym jeszcze bardziej ubrudziła ci sweter.
- Co tam sweter, i tak już się do niczego nie nadaje – odparł. – Lepiej pomyśl o głodujących ludziach z trzeciego świata.
- Byłeś na misji humanitarnej?
- Nie, widziałem w Internecie.
- Dzieci w twoim wieku używają Internetu raczej do gier online.
- Gram w gry! – zapewnił ją.
- Taa… - mruknęła Baśka bardziej do siebie, niż do Kuby. – Chyba w Małego Chirurga.
            Pierogi szybko zniknęły z talerzy i tylko jakimś cudem udało się Baśce uchować przed Kubą kilka sztuk, tłumacząc, że rodzicom będzie przykro, jeśli nic im nie zostawią.
            - Kto zmywa? – zapytała, skinąwszy głową w stronę upaćkanego i zastawionego brudnymi naczyniami stołu.
- Ty – odparł natychmiast Kuba, jakby to było oczywiste. – Ja jestem kontuzjowany.
- Biegasz z tym gipsem jak Usain Bolt, ale jak trzeba postać chwilę przy zlewie, to nagle kaleka – skwitowała Baśka, obserwując, jak chłopiec całkiem sprawnie pokonuje odległość od stołu do swojego pokoju.
            W odpowiedzi Kuba uśmiechnął się przepraszająco i zniknął za drzwiami. Baśka westchnęła, wpatrując się w miejsce, w którym przed chwilą stał, poczym niechętnie zabrała się do zmywania. Stwierdziła, że całkiem miły z niego dzieciak, mimo że straszny mądrala. Ale przynajmniej nie musiała się z nim cackać, ani mówić jakby brakowało jej połowy zębów. Gadulstwo odziedziczył po ojcu, a błyskotliwość niewątpliwie po matce, bo w przypadku Sebastiana jego chęć poszerzania wiedzy kończyła się na przejrzeniu codziennej gazety, zatrzymując się na dłużej tylko przy rubryce sportowej.
            - Co robisz? – zapytała Baśka, wchodząc do pokoju młodego.
- Chodź, Bunia, poczytam ci! – Kuba przesunął się, robiąc miejsce obok siebie.
- A nie powinno być na odwrót? – zdziwiła się.
- Przecież potrafię czytać. – Spojrzał na nią, jakby postradała zmysły.
- Dobra, dobra – powiedziała, siadając obok niego. – Dawaj.
            Miała tylko nadzieję, że nie wyciągnie spod łóżka PWNowskich trzech opasłych tomów.

            Po raz kolejny tego dnia Baśka została nagle wyrwana ze snu. Tym razem obudził ją dźwięk przekręcanego w zamku klucza i wesołe głosy na korytarzu. Przetarła ręką spuchnięte oczy. Obok niej spał Kuba, z głową opartą na jej brzuchu i książką w jednej ręce. Dziewczyna wstała, starając się nie robić hałasu. Gdy próbowała jak najdelikatniej wyswobodzić się spod ciężaru porośniętego ciemnymi włosami czerepu, chłopiec poruszył się niespokojnie, ale nie otworzył oczu.
            - Jak było? – zapytała, wchodząc do salonu, w którym stali Sebastian z Magdą.
- Fantastycznie! – odparła kobieta, cała rozpromieniona.
– Jakbyśmy znów mieli po osiemnaście lat – zaśmiał się Sebastian, obejmując żonę w talii.
- Okej, to nie wnikam w szczegóły – powiedziała Baśka, uśmiechając się złośliwie.
- A wy jak się bawiliście? – Magda nawet nie zauważyła małego pobojowiska w kuchni. – Kubuś dał ci popalić?
- Nie, jest naprawdę uroczym chłopcem – zapewniła.
- Idziesz już? – Sebastian wyglądał, jakby chciał wyrwać Baśce trzymanego przez nią buta.
- Zostań, napijemy się herbaty! – Magda zaczęła wyciągać kubki z kredensu.
- Innym razem – odparła dziewczyna. – Mam zdziczałego dachowca w mieszkaniu i chciałabym ocalić przed jego pazurami to, co się jeszcze da.
- Przygarnęłaś kota?
- W sumie, to sam się przygarnął – wyjaśniła, zapinając kurtkę. – Uciekam, na razie.
- Cześć – rzucił Sebastian. – Jeszcze raz dzięki.
- Nie ma sprawy.
            Wieczór był rześki, a niebo upstrzone gwiazdami. Wiał chłodny wiatr. Baśka mocniej naciągnęła rękawy swetra, który miała na sobie, chcąc uchronić dłonie przed zimnem. Wracała od tej szczęśliwej rodziny z pełną świadomością, że sama nigdy takiej nie założy. Nie będzie elegancką Magdą wstawiającą wodę na herbatę, nie spotka Sebastiana, zabierającego ją na romantyczne wypady za miasto w wolne dni, ani nie urodzi małego Kuby, który będzie łamał nogi i trzymał chomika w kieszeni. Miała tylko kota, o ile ten jeszcze nie uciekł.
________________
w długich opowiadaniach najbardziej nie lubię rozkręcania akcji, a konkretniej momentów, w których nic się nie dzieje, a które są zwyczajnie nudne. ten w dodatku kończę o 1 w nocy, a sprawdzam po 7 rano, chcąc wrzucić go przed moim wyjazdem. 
do następnego, oby lepszego! 

2 komentarze:

  1. Co ty chcesz, świetny jest ten rozdział! I na pewno nie nudny.
    Kuba okazał się wyjątkowo fajnym dzieckiem :)
    A ja myślę, że w życiu Baśki namiesza nie tylko kot :D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam przekonana, że skomentowałam, ale - jak widać - nie. I teraz nie wiem, co chciałam wtedy powiedzieć, więc to co napiszę nie będzie niczym odkrywczym, czy chociażby poprawnym stylistycznie i składniowo. W sumie, to powiem tylko jedno - też nie znoszę rozdziałów rozkręcających akcję..

    OdpowiedzUsuń