Baśka
zerwała się z łóżka, czując, jak coś miękkiego i ciepłego ugniata jej
podbrzusze. Tym popołudniowym oprawcą okazał się szary dachowiec.
-
Przyszedłeś wydrapać mi oczy? – zapytała, a kot zaczął ocierać się o jej nogi,
mrucząc przy tym przeciągle.
Dziewczyna
wzięła to za odpowiedź przeczącą i odważyła się pogłaskać zwierzę po głowie.
Nie wyglądał na bezdomnego. Miał lśniące futerko i chyba był nieco
przekarmiony.
-
Skąd się tu wziąłeś?
Jej
wzrok padł na okno, które otworzyła po przyjściu z pracy, a zapomniała zamknąć,
kładąc się spać.
-
Pewnie zwiałeś tej Starej Raszpli z dołu, co?
Baśka
miała na myśli swoją sąsiadkę, kobietę, która z pewnością przetrwała epokę
dinozaurów. W sumie to nawet mogła mieć jakiś związek z ich wyginięciem.
Starucha była głucha jak pień, kiedy coś się do niej mówiło, ale miała słuch absolutny,
jeśli cokolwiek działo się nad jej mieszkaniem, pod jej mieszkaniem, albo w
pobliżu jej mieszkania. Waliła miotłą o wszystko – o głośno puszczaną muzykę, o
cicho puszczaną muzykę, o stukot butów na parkiecie i o brzęczenie lodówki.
Brzęcząca
lodówka okazała się wzbudzać zainteresowanie nie tylko Starej Raszpli, ale też
jej kota, któremu znudziło się mruczenie i czułości, więc postanowił drapać
pazurami w drzwi chłodziarki.
-
Jesteś jak każdy facet, wiesz? – mruknęła Baśka, wlokąc się do kuchni. –
Najpierw pakujesz się do łóżka, a później myślisz już tylko o jedzeniu.
Otworzyła
drzwi lodówki, a kot od razu utkwił wzrok w pęcie kiełbasy, leżącym na
najniższej półce i zaczął się oblizywać.
-
O nie, stary! – Baśka przełożyła kiełbasę wyżej. – To jest na specjalną okazję.
Na kacu staję się wyjątkowo mięsożerna.
Wyciągnęła
plaster szynki, która może nie była pierwszej świeżości, ale miała nadzieję, że
zwierzęta mają odporniejsze żołądki niż ludzie.
-
Whiskas to to nie jest, ale sam wybrałeś jadłodajnię - stwierdziła i spojrzała
na zegarek. – Cholera!
Sen
miała mocny, poprzedniej nocy w barze był duży ruch, co dało jej się we znaki,
ale w życiu nie przypuszczała, że zaśpi na godzinę piętnastą. Zaczęła biegać
pomiędzy łazienką a pokojem, czując na sobie czujne spojrzenie nowego lokatora.
-
Dobra, Sierżancie Kot – powiedziała, stojąc przy drzwiach. – Siedź tu
grzecznie, jak będziesz miał ochotę uciekać, to uciekaj, tylko nie zniszcz
niczego, wystarczający tu syf.
Baśka
schodziła po schodach, mając nadzieję, że tym razem pozory jej nie myliły i
Sebastian nie okaże się zbzikowanym ojcem, który otworzy pieczołowicie robiony
album ze zdjęciami swojego syna – Kubuś na plaży, Kubuś na placu zabaw, Kubuś w
pieluchach, jaki rozkoszny, Kubuś pierwszy raz w przedszkolu, na drugiej
wizycie u dentysty, z trzecim zębem, czwartą maskotką, piątym kołem u wozu,
szóstym zmysłem, siódmym cudem świata… i tak dalej.
- Tak wygląda
opiekunka do dziecka? – zapytał Sebastian, otwierając drzwi samochodu.
- A ty zmywasz tatuaże i
zakładasz garnitur przed przyjściem do domu? – Baśka wgramoliła się na
siedzenie pasażera.
- Dobra, dobra, przecież
żartowałem. – Wybuchnął śmiechem, który zagłuszył ryk odpalanego silnika. –
Super, że zgodziłaś się zająć młodym.
- Nie ma sprawy.
- Dawno nie mieliśmy z Magdą
czasu dla siebie – wyjaśnił. – Ciągle tylko praca, dom, praca, dom…
- Rozumiem.
- Wiesz, możemy poprosić o pomoc
moją mamę, ale wolelibyśmy tego uniknąć. Od początku powtarzała, że przy naszym
trybie życia zakładanie rodziny, to kiepski pomysł. Nie chcę jej dać
satysfakcji, tego poczucia, że miała rację.
Baśka
siedziała w fotelu, podczas gdy Sebastian nawijał jak katarynka. Był
największym gadułą, jakiego kiedykolwiek spotkała. Czy w pracy, czy poza nią,
buzia mu się nie zamykała. Odpowiadało jej to, że nie wymagał od niej zbytniego
zaangażowania w rozmowę i zadawalał się przytakującymi kiwnięciami głową.
Zajechali
pod blok, który wyglądał zupełnie jak ten, w którym mieszkała Baśka, ale
wnętrze mieszkania, to była zupełna inna bajka. Gustownie urządzone, z
narożnikiem, z którego nie wystawały sprężyny, posiadało tak standardowe
wyposażenie, jak chociażby szafa na ubrania i stół kuchenny, a których na
próżno było szukać w kawalerce dziewczyny.
Na
tym właśnie narożniku, wyglądającym jakby dopiero co przyniesiono go z salonu
meblowego, siedział chłopiec, który w żadnym wypadku nie wyglądał na syna
Sebastiana. Baśka wyobrażała sobie małego bywalca Woodstocku w czarnej koszulce
z logiem hardrockowego zespołu i w glanie na zdrowej prawej nodze. Tymczasem
Kuba był zwykłym pięciolatkiem ubranym w niebieskie szorty i sweterek w
kolorowe paski.
-
Dzięki, że znalazłaś trochę czasu na przypilnowanie Kuby.
Drobna
blondynka o uroczej twarzy kształcie serca podeszła do Baśki i przytuliła ją
serdecznie. Łysy Sebastian ze swoim nieco groźnym wyglądem pod żadnym względem
nie pasował do tej rodziny i elegancko urządzonego wnętrza.
-
To żaden problem – odparła dziewczyna, nieco zakłopotana dosyć osobistym
powitaniem.
-
Chodź, Magda, zanim się rozmyśli – zaśmiał się Bastek, pomagając żonie założyć
płaszcz. Następnie skinął głową w stronę Baśki i rzucił: - Na razie!
Dziewczyna
odmachała im, poczym usiadła obok Kuby.
-
Cześć – powiedziała, kiedy drzwi mieszkania zamknęły się.
Chłopiec
podniósł wzrok znad trzymanego w rękach komiksu i wbił w nią spojrzenie, które
zdecydowanie nie należało do tych z gatunku nieśmiałych, czy tez podejrzliwych.
-
Cześć – odpowiedział Kuba, nie spuszczając z niej oczu. – Fajne masz włosy,
wyglądasz trochę jak lew.
- Eee… - Ręka Baśki odruchowo
powędrowała do burzy brązowych loków. – Dzięki.
- Imię też masz ładne –
stwierdził. – Basia, Basiunia… Trochę jak Bunia, była kiedyś taka bajka…
Chłopiec
zaczął drapać się po głowie, usilnie próbując sobie przypomnieć tytuł kreskówki
o wspomnianej Buni.
-
Chodzi ci o Gumisie? – zasugerowała
Baśka.
- Ej, nie jesteś trochę za stara
na takie rzeczy? – zapytał podejrzliwie.
- No co ty, uwielbiam Gumisie! – odparła, siląc się na urażony
ton.
- Rany, ja też! – krzyknął
podekscytowany. – Jak tata ma wolne i nie idzie do pracy, to robimy sobie
gumisiowy maraton. Oglądamy wtedy tyle odcinków ile się da i jemy ciastka.
Tylko nie mów o tym mamie, ona nie każe nam jeść ciastek w łóżku. W ogóle nie
każe nam jeść ciastek. Mówi, że tacie jeszcze bardziej urośnie brzuch, a mi
wylecą wszystkie zęby. I chyba coś w tym jest, zobacz, wczoraj wypadł mi ten z
tyłu.
Kuba
odchylił dolną wargę, z dumą prezentując ubytek po mlecznym zębie. Baśka nigdy
w życiu nie spotkała tak gadatliwego dziecka. Do złudzenia przypominał w tym
swojego ojca. Zdziwiło ją także zamiłowanie Sebastiana do oglądania bajek. Była
pewna, że ktoś taki włącza synowi wszystkie kinowe hity z Jackiem Blackiem w
roli głównej, a nie przygody gadających niedźwiadków.
-
Chcesz zobaczyć mojego chomika? – zapytał, a gdy Baśka skinęła głową,
najzwyczajniej w świecie wyciągnął z kieszeni kolorowego sweterka małą,
futrzaną kulkę. – Dostałem go od babci na urodziny. Powiedziała, że może to
nauczy mnie odpowiedzialności i nie będę taki jak moi rodzice. To znaczy nie
użyła słowa odpowiedzialność, chyba
myśli, że nie wiem, co to znaczy. Powiedziała, że muszę pamiętać o nakarmieniu
go i posprzątaniu klatki. Sprzątanie chomiczych bobków, to kiepska zabawa, ale
skoro już mam zwierzątko, to muszę się nim opiekować.
Rany, czy jemu do snu puszczali Mozarta? pomyślała
Baśka.
-
A ty masz jakieś zwierzątko?
- Mhm, kota – odparła, mając
nadzieję, że drzwi wejściowe też jeszcze posiada.
- Tylko pamiętaj, żeby nie dawać
mu mleka – upomniał Kuba tonem znawcy. – Koty są przystosowane do trawienia
mleka tylko w okresie, gdy pobierają je od matki, później u większości z nich
zanikają enzymy zdolne do trawienia laktozy.
O rany, oni serio puszczali mu tego Mozarta!
A do tego czytali encyklopedię.
-
Okej, będę pamiętać, dzięki.
- I najlepiej karm surową
cielęciną, rybami…
- Jasne, ja żyję na zupkach w
proszku, a Futrzastemu mam sushi serwować – mruknęła Baśka.
- Jak chcesz, tylko później się
nie zdziw, jak będziesz musiała dezynfekować mieszkanie.
Chłopiec
wzruszył ramionami i na tyle zwinnie, na ile pozwalał mu gips, ześlizgnął się z
narożnika. Wspierając się po drodze o porozstawiane w pokoju meble, dokuśtykał
do kuchennej części pomieszczenia.
-
Zgłodniałem trochę, umiesz gotować? – zapytał, otwierając lodówkę trzy razy
większą od tej, która niesamowicie głośno brzęczała w kawalerce Baśki, drażniąc
Starą Raszplę.
- Chyba nie jest ze mną aż tak
źle – odparła dziewczyna, podchodząc do Kuby i zastanawiając się jednocześnie,
jak można zgłodnieć podczas rozmowy o zwierzęcych odchodach.
- Super, ulepimy pierogi!
- Pierogi? – zdumiała się. –
Przecież będziemy je robić pół dnia!
- Mamy dużo czasu. – Kuba
poruszył brwiami jak amant filmowy, próbujący poderwać kelnerkę w kawiarni, czym
wywołał u Baśki napad śmiechu.
- No dobra, mów, gdzie masz mąkę
i jedziemy z tym koksem.
Okazało
się, że mąka jest w dolnej szafce obok piekarnika, a po jakimś czasie można ją
było znaleźć także na blacie kuchennym, podłodze, twarzy Baśki i sweterku Kuby,
na którym utworzyła białe kropki, niezbyt komponujące się z kolorowymi paskami.
Nie zabrakło też odcisków umazanych masłem palców na chromowanych drzwiach
lodówki ani ciemnych plam po jagodach, których Magdzie raczej nie uda się sprać
z dotychczas śnieżnobiałego obrusu.
-
Pycha! – powiedział Kuba, z buzią pełną pierogów i śladami jagód na zębach.
- Nie ciesz się tak, trucizna nie
działa od razu.
- Nie umrzemy, przecież wszystko
nadzorowałem.
- Ach, czyli ja tu byłam
niepotrzebna? – Baśka udawała oburzoną.
- Ależ byłaś bardzo potrzebna! –
pospieszył z wyjaśnieniami chłopiec. – Robiłaś za tanią siłę roboczą.
- Rzuciłabym w ciebie pierogiem,
ale twoja matka zabiłaby mnie, jakbym jeszcze bardziej ubrudziła ci sweter.
- Co tam sweter, i tak już się do
niczego nie nadaje – odparł. – Lepiej pomyśl o głodujących ludziach z trzeciego
świata.
- Byłeś na misji humanitarnej?
- Nie, widziałem w Internecie.
- Dzieci w twoim wieku używają
Internetu raczej do gier online.
- Gram w gry! – zapewnił ją.
- Taa… - mruknęła Baśka bardziej
do siebie, niż do Kuby. – Chyba w Małego
Chirurga.
Pierogi
szybko zniknęły z talerzy i tylko jakimś cudem udało się Baśce uchować przed
Kubą kilka sztuk, tłumacząc, że rodzicom będzie przykro, jeśli nic im nie
zostawią.
-
Kto zmywa? – zapytała, skinąwszy głową w stronę upaćkanego i zastawionego
brudnymi naczyniami stołu.
- Ty – odparł natychmiast Kuba,
jakby to było oczywiste. – Ja jestem kontuzjowany.
- Biegasz z tym gipsem jak Usain
Bolt, ale jak trzeba postać chwilę przy zlewie, to nagle kaleka – skwitowała
Baśka, obserwując, jak chłopiec całkiem sprawnie pokonuje odległość od stołu do
swojego pokoju.
W
odpowiedzi Kuba uśmiechnął się przepraszająco i zniknął za drzwiami. Baśka
westchnęła, wpatrując się w miejsce, w którym przed chwilą stał, poczym
niechętnie zabrała się do zmywania. Stwierdziła, że całkiem miły z niego
dzieciak, mimo że straszny mądrala. Ale przynajmniej nie musiała się z nim
cackać, ani mówić jakby brakowało jej połowy zębów. Gadulstwo odziedziczył po
ojcu, a błyskotliwość niewątpliwie po matce, bo w przypadku Sebastiana jego
chęć poszerzania wiedzy kończyła się na przejrzeniu codziennej gazety,
zatrzymując się na dłużej tylko przy rubryce sportowej.
-
Co robisz? – zapytała Baśka, wchodząc do pokoju młodego.
- Chodź, Bunia, poczytam ci! –
Kuba przesunął się, robiąc miejsce obok siebie.
- A nie powinno być na odwrót? –
zdziwiła się.
- Przecież potrafię czytać. –
Spojrzał na nią, jakby postradała zmysły.
- Dobra, dobra – powiedziała,
siadając obok niego. – Dawaj.
Miała
tylko nadzieję, że nie wyciągnie spod łóżka PWNowskich trzech opasłych tomów.
Po
raz kolejny tego dnia Baśka została nagle wyrwana ze snu. Tym razem obudził ją
dźwięk przekręcanego w zamku klucza i wesołe głosy na korytarzu. Przetarła ręką
spuchnięte oczy. Obok niej spał Kuba, z głową opartą na jej brzuchu i książką w
jednej ręce. Dziewczyna wstała, starając się nie robić hałasu. Gdy próbowała
jak najdelikatniej wyswobodzić się spod ciężaru porośniętego ciemnymi włosami
czerepu, chłopiec poruszył się niespokojnie, ale nie otworzył oczu.
-
Jak było? – zapytała, wchodząc do salonu, w którym stali Sebastian z Magdą.
- Fantastycznie! – odparła
kobieta, cała rozpromieniona.
– Jakbyśmy znów mieli po
osiemnaście lat – zaśmiał się Sebastian, obejmując żonę w talii.
- Okej, to nie wnikam w szczegóły
– powiedziała Baśka, uśmiechając się złośliwie.
- A wy jak się bawiliście? –
Magda nawet nie zauważyła małego pobojowiska w kuchni. – Kubuś dał ci popalić?
- Nie, jest naprawdę uroczym
chłopcem – zapewniła.
- Idziesz już? – Sebastian
wyglądał, jakby chciał wyrwać Baśce trzymanego przez nią buta.
- Zostań, napijemy się herbaty! –
Magda zaczęła wyciągać kubki z kredensu.
- Innym razem – odparła
dziewczyna. – Mam zdziczałego dachowca w mieszkaniu i chciałabym ocalić przed
jego pazurami to, co się jeszcze da.
- Przygarnęłaś kota?
- W sumie, to sam się przygarnął
– wyjaśniła, zapinając kurtkę. – Uciekam, na razie.
- Cześć – rzucił Sebastian. –
Jeszcze raz dzięki.
- Nie ma sprawy.
Wieczór był rześki, a niebo upstrzone gwiazdami. Wiał chłodny wiatr. Baśka mocniej naciągnęła rękawy swetra, który miała na sobie, chcąc uchronić dłonie przed zimnem. Wracała od tej szczęśliwej rodziny z pełną świadomością, że sama nigdy takiej nie założy. Nie będzie elegancką Magdą wstawiającą wodę na herbatę, nie spotka Sebastiana, zabierającego ją na romantyczne wypady za miasto w wolne dni, ani nie urodzi małego Kuby, który będzie łamał nogi i trzymał chomika w kieszeni. Miała tylko kota, o ile ten jeszcze nie uciekł.
Wieczór był rześki, a niebo upstrzone gwiazdami. Wiał chłodny wiatr. Baśka mocniej naciągnęła rękawy swetra, który miała na sobie, chcąc uchronić dłonie przed zimnem. Wracała od tej szczęśliwej rodziny z pełną świadomością, że sama nigdy takiej nie założy. Nie będzie elegancką Magdą wstawiającą wodę na herbatę, nie spotka Sebastiana, zabierającego ją na romantyczne wypady za miasto w wolne dni, ani nie urodzi małego Kuby, który będzie łamał nogi i trzymał chomika w kieszeni. Miała tylko kota, o ile ten jeszcze nie uciekł.
________________
w długich opowiadaniach najbardziej nie lubię rozkręcania akcji, a konkretniej momentów, w których nic się nie dzieje, a które są zwyczajnie nudne. ten w dodatku kończę o 1 w nocy, a sprawdzam po 7 rano, chcąc wrzucić go przed moim wyjazdem.
do następnego, oby lepszego!
Co ty chcesz, świetny jest ten rozdział! I na pewno nie nudny.
OdpowiedzUsuńKuba okazał się wyjątkowo fajnym dzieckiem :)
A ja myślę, że w życiu Baśki namiesza nie tylko kot :D
Pozdrawiam.
Byłam przekonana, że skomentowałam, ale - jak widać - nie. I teraz nie wiem, co chciałam wtedy powiedzieć, więc to co napiszę nie będzie niczym odkrywczym, czy chociażby poprawnym stylistycznie i składniowo. W sumie, to powiem tylko jedno - też nie znoszę rozdziałów rozkręcających akcję..
OdpowiedzUsuń