Listopad
nie rozpieszczał mieszkańców Jastrzębia Zdrój piękną pogodą. Lał deszcz, a
lodowate powiewy wiatru raniły cienką skórę na dłoniach. Jesień w żadnym
stopniu nie przypominała już tej pięknej pory roku, jaką była w swej
początkowej fazie. Złote i czerwone liście zmieniły się w przemoknięte,
rozkładające się szczątki, a uniknięcie wylądowania po kolana w kałuży
graniczyło z cudem. Baśka szybkim krokiem przemierzała drogę z przystanku do
baru, nakrywszy głowę kapturem i trzymając ręce w kieszeniach.
-
Co to? Jakaś impreza, o której zapomniałam? – zapytała, podchodząc do stojącego
za kontuarem Sebastiana.
- W pubie na rogu poszły korki,
jak próbowali podłączyć jakieś nowe głośniki, więc musieli zamknąć i wszyscy przenieśli
się do nas – wyjaśnił.
- Czyli teraz będę musiała
siedzieć tu do niewiadomo której – westchnęła. – Ekstra, nie mogę się doczekać.
- Wywalisz ich po drugiej, tak
jak zwykle.
- Niektórych będzie trzeba stąd
wynieść – stwierdziła, omiatając pomieszczenie spojrzeniem.
- Nie wydaje mi się, żebyś
kiedykolwiek radziła sobie w tak uprzejmy i kulturalny sposób.
- Sugerujesz coś? – Baśka uniosła
jedną brew.
- Nie będę ukrywać, jesteś
tyranem.
- Ej, pamiętaj, że z tym tyranem
zostawiłeś dziecko!
- O, dobrze, że mi przypomniałaś!
– Sebastian rozpromienił się i sięgnął do kieszeni swojej skórzanej kurtki. –
To od Kuby. Bardzo cię polubił.
Dziewczyna
wzięła do ręki kartkę, którą podał jej Bastek i rozpostarła ją. Był to rysunek,
przedstawiający wysoką, chudą jak tyczka dziewczynę, która wyszczerzała
wszystkie swe końskie zęby w krzywym uśmiechu, a na głowie miała burzę
brązowych loków, przypominających grzywę lwa. Trzymała za rękę sięgającego jej
kolan chłopca z chomikiem siedzącym mu na ramieniu.
-
Ja… nie wiem, co po wiedzieć – wydusiła z siebie Baśka.
- Dobra, może żaden z niego
Picasso, ale on ma dopiero pięć lat. – Sebastian źle zrozumiał jej zaskoczenie.
- Nie o to chodzi, po prostu
nigdy nie dostałam takiego prezentu – wyjaśniła. – Powieszę go sobie na
lodówce.
Przy
blacie stanęła grupka rozchichotanych kobiet. Z ich błyszczących oczu można
było wyczytać, że są już po niejednym drinku, a napis widniejący na różowej
szarfie przewieszonej przez ramię jednej z nich wyjaśniał, że powodem do
świętowania jest wieczór panieński.
-
Wódkę, osiem kieliszków i coś do popicia – złożyła zamówienie jedna z nich,
zapewne druhna przyszłej panny młodej. – Ta wódka, to taka jak najlepsza.
Natalka musi jutro wyglądać nieskazitelnie.
Baśka
powstrzymała się od komentarza, że po wypiciu butelki wódki mało kto wygląda
nieskazitelnie, więc tylko wskazała kobietom wolny stolik.
-
Jak chcesz, to zostanę trochę i ci pomogę – zaofiarował się Sebastian. –
Dzisiaj nigdzie mi się nie spieszy.
- Nie, nie musisz, leć do domu –
odparła Baśka.
- Na pewno?
- Tak, uściskaj ode mnie Kubę.
- Jakbyś potrzebowała pomocy, to
dzwoń.
- Myślę, że jakoś dam sobie radę.
– Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Trzymaj się.
Sebastian
ojcowskim gestem zmierzwił jej włosy i wyszedł z baru, po drodze narzucając na
siebie kurtkę. Baśka schowała do kasy leżące na blacie pieniądze, ustawiła na
tacy butelkę z wódką, kieliszki i karton soku pomarańczowego, a po krótkim
namyśle dorzuciła jeszcze kilka szklanek, poczym podeszła do stolika, przy
którym siedziało towarzystwo od wieczoru panieńskiego.
-
Poczekaj! – zawołała za Baśką świadkowa, rozkładając na stole kieliszki i
popychając jeden w jej stronę. – Napij się z nami.
- Jasne, siadaj! – przytaknęła
przyszła panna młoda, rozciągając usta w nieco pijackim uśmiechu.
- Dobra, ale tylko jednego.
Baśka
chwyciła podsunięty jej kieliszek i stuknęła się nim ze wszystkimi kobietami,
które zaczęły śmiać się i piszczeć niemiłosiernie.
-
A ty masz kogoś? – zapytała siedząca po lewej stronie panny młodej brunetka,
utkwiwszy swe spojrzenie w Baśce.
- Nie i wcale z tego powodu nie
płaczę – odparła, chcąc zapobiec ewentualnym wyrazom współczucia.
- Każda przyszła stara panna tak
mówi – powiedziała tamta.
- Muszę wracać do pracy –
burknęła Baśka, podnosząc się z miejsca.
- Przestań, Izka, teraz są inne
czasy, a dziewczyna jest jeszcze młoda – próbowała załagodzić sytuację
świadkowa. – Siadaj, naleję ci jeszcze.
- Jak będzie czekać do
trzydziestki, to już nikogo nie znajdzie. – Brunetka była pewna swego.
- Klienci czekają.
Baśka
wzięła tacę i odeszła w stronę baru. Nie znosiła, kiedy ludzie wchodzili z
buciorami w jej życie prywatne, a już zupełnie nie mogła znieść rad ‘starszych
i mądrzejszych’.
-
To co zwykle? – rzuciła do stojącego przy kontuarze mężczyzny.
- Tak – przytaknął, uśmiechając
się. – Co u was dzisiaj taki ruch?
- W Labiryncie siadła elektryka,
więc robimy za miłosiernego samarytanina, przygarniając spragnionych z
niedoborem alkoholu – wyjaśniła, stawiając przed nim podwójną whisky z lodem.
- Miałem nadzieję, że sprzedajecie
drinki za pół ceny – udał zmartwionego.
- Nigdy w życiu, wtedy Leszek nie
miałby za co wypoczywać na Majorce czy innych Malediwach – zaśmiała się Baśka.
- Takiemu to dobrze – westchnął
mężczyzna, pociągając łyka ze szklanki. – Nie wiesz, kiedy wraca?
- Coś ty, rozmawiałam z nim tylko
raz w życiu, gdy przyjmowałam się do pracy – odparła. – Lepiej zapytaj
Sebastiana.
- Zadzwonię do niego jutro. Nalejesz
mi jeszcze jednego?
- Jasne.
- Gdybym nie miał żony, to
umówiłbym się z tobą.
- Marcin, mógłbyś być moim ojcem
– westchnęła Baśka.
- Dobra, nie musisz wypominać mi
wieku, chciałem tylko być miły.
- Serio, nie musisz się nade mną
litować, już dzisiaj usłyszałam, jaka to jestem żałosna i samotna –
powiedziała, wskazując głową w stronę śmiejących się głośno wyraźnie
wstawionych kobiet.
- Nie martw się, Basia. –
Pochylił się nad ladą, by poklepać ją krzepiąco po ramieniu. – Każda potwora
znajdzie swego amatora.
- Ludzie, co z wami, nie każdy
potrzebuje amatora – warknęła dziewczyna. – Zaraz wracam.
Baśka
podeszła do starszego faceta z długą siwą brodą, który wraz z dwoma kolegami
opuszczał bar. Odebrała od niego puste kufle oraz zapłatę ze sporym napiwkiem i
wróciła do Marcina.
-
Będę się zbierał, jak nie wrócę do wpół do trzeciej, to znów będę musiał spać
na kanapie – westchnął, dopijając whisky i odkładając pustą szklankę. – Do
zobaczenia.
- Na razie.
Baśka
zerknęła na zegarek. Dochodziła druga, co oznaczało, że może skończyć pracę, o
ile uda jej się wyprosić pozostałych w barze klientów. Włożyła szklankę Marcina
do zlewu i zaczęła zbierać ze stołów brudne naczynia, dając ludziom do
zrozumienia, że najwyższa pora opuścić lokal. Tym nieco mniej domyślnym musiała
powiedzieć o tym osobiście, czasami powtórzyć parokrotnie lub nawet zagrozić
użyciem siły, ale w końcu bar świecił pustkami. Baśka nieco ściszyła muzykę i
udała się na tyły budynku. Gdy Alice Cooper skończył śpiewać Poison, usłyszała stukot czyichś butów o
drewnianą podłogę.
-
Właściwie, to już zamykamy – powiedziała, wychodząc z zaplecza.
Chłopak,
będący najwidoczniej amatorem nocnych wycieczek po barach zignorował ją i
podszedł do kontuaru, przeczesując swoje mokre włosy i ściągając przesiąkniętą
deszczem bluzę. Pomarańczową bluzę.
-
Kubiak? – wyjąkała zaskoczona.
Nic
nie odpowiedział, tylko zamówił dwie kolejki. Baśka odłożyła trzymaną w ręku
ścierkę i postawiła przed nim kieliszki.
-
Wszystko w porządku? – zapytała.
- Jakby wszystko było w porządku,
to zamówiłbym herbatę, a nie wódkę.
- Chcesz o tym pogadać? – Sama
nie wierzyła, że mu to proponuje.
- Słuchaj, Baśka, nie przyszedłem
tutaj z potrzeby duszy, tylko z braku otwartych barów w tym wypizdowie –
warknął, przechylając kieliszek. – A jeśli dobrze pamiętam, to zaledwie kilka
dni temu nie byłaś chętna do zawierania znajomości. Nalej mi jeszcze.
- Chyba nie powinieneś tyle pić.
- Nie baw się w moją matkę.
- Nie masz jutro jakiegoś
treningu? – Baśka miała największą ochotę wywalić Kubiaka za drzwi, ale życie
nauczyło ją, że do ludzi w stanie upojenia alkoholowego należy mieć więcej
cierpliwości, niż do małych dzieci.
- Do jutra, to ja będę jak nowy.
Dziewczyna
podeszła do drzwi, by przekręcić klucz w zamku. Gdy wróciła za bar podstawiła
sobie krzesło, usiadła naprzeciwko Kubiaka i przyciągnęła do siebie dwa
kieliszki, które napełniła po same brzegi. Jeden podsunęła z powrotem
chłopakowi, a drugi przyłożyła do ust.
-
Na zdrowie – rzuciła, opróżniając naczynie. – A teraz mów.
I
Michał zaczął mówić, a im więcej słów wypowiadał, tym więcej alkoholu
przepływało przez gardła jego i Baśki. Gdy dziewczyna przebudziła się nad ranem
z głową opartą o blat, zauważyła tylko walające się wszędzie puste butelki i
skrawek papieru, podłożony pod do połowy opróżnioną litrową Finlandię. Nie było
podpisu, ale Baśka nie miała żadnych wątpliwości, czyją skacowaną ręką zostało
napisane te kilka słów, składających się z wyjątkowo koślawych liter. Jedną dłonią
rozmasowując sobie zdrętwiały kark, drugą wyciągnęła po karteczkę.
Nie pamiętam jak to zrobiłaś, ale bardzo mi pomogłaś.
Jedyny komentarz jaki mi się nasuwa to...WOW!
OdpowiedzUsuńZ każdym zdaniem podoba mi się coraz bardziej, o ile to w ogóle jeszcze możliwe :)
Kubiak ma problemy, ten który zawsze służył pomocą i innym w ich problemach chciał pomagać. Może to i trochę wredne, ale w pewien sposób cieszę się, że to nastąpiło, bo może trochę ich to do siebie zbliżyło?
OdpowiedzUsuńps. nie musisz mnie informować :) Od dawna polegam na blogspotowym informatorze, oszczędzając pracy wam i sobie :d
Mogłabyś wyłączyć weryfikacje obrazkową? prooooszę? :))
On uparty i ona uparta - idealnie! Chciałabym by w końcu coś się wyjaśniło - fajna byłaby z nich para, taka wybuchowa ;)
OdpowiedzUsuńLubie takiego Kubiaka, upartego, pewnego siebie. Widać, że w tym rozdziale, trochę się załamał, pewnie przez jakąś laskę.
OdpowiedzUsuńOna - wylgarna (znaczy tak obieram) wredna samotniczka, a w głębi malutka dziewczynka czekająca na tą prawdziwą miłość. Mam nadzieję, że dzięki Miśkowi pozna jej smak.
Naiwność jedna z potencjalnych chorób cywilizacyjnych. Ludzie robią wszystko by być w centrum uwagi, by być docenianym, często narażając się na szyderstwa, podobnie zrobiła Łucja, którą życie wystawia na kolejną próbę. Tym razem na swojej drodze spotkała Jego - młodego, obiecującego przyjmującego Skry. Co z tego wyniknie? Zapraszam serdecznie na PROLOG nowej historii.
heroicznanaiwnosc.blogspot.com
Pozdrawiam Annie