czwartek, 22 sierpnia 2013

Zrzucam zmięte brudne myśli.

            Listopad nie rozpieszczał mieszkańców Jastrzębia Zdrój piękną pogodą. Lał deszcz, a lodowate powiewy wiatru raniły cienką skórę na dłoniach. Jesień w żadnym stopniu nie przypominała już tej pięknej pory roku, jaką była w swej początkowej fazie. Złote i czerwone liście zmieniły się w przemoknięte, rozkładające się szczątki, a uniknięcie wylądowania po kolana w kałuży graniczyło z cudem. Baśka szybkim krokiem przemierzała drogę z przystanku do baru, nakrywszy głowę kapturem i trzymając ręce w kieszeniach.
            - Co to? Jakaś impreza, o której zapomniałam? – zapytała, podchodząc do stojącego za kontuarem Sebastiana.
- W pubie na rogu poszły korki, jak próbowali podłączyć jakieś nowe głośniki, więc musieli zamknąć i wszyscy przenieśli się do nas – wyjaśnił.
- Czyli teraz będę musiała siedzieć tu do niewiadomo której – westchnęła. – Ekstra, nie mogę się doczekać.
- Wywalisz ich po drugiej, tak jak zwykle.
- Niektórych będzie trzeba stąd wynieść – stwierdziła, omiatając pomieszczenie spojrzeniem.
- Nie wydaje mi się, żebyś kiedykolwiek radziła sobie w tak uprzejmy i kulturalny sposób.
- Sugerujesz coś? – Baśka uniosła jedną brew.
- Nie będę ukrywać, jesteś tyranem.
- Ej, pamiętaj, że z tym tyranem zostawiłeś dziecko!
- O, dobrze, że mi przypomniałaś! – Sebastian rozpromienił się i sięgnął do kieszeni swojej skórzanej kurtki. – To od Kuby. Bardzo cię polubił.
            Dziewczyna wzięła do ręki kartkę, którą podał jej Bastek i rozpostarła ją. Był to rysunek, przedstawiający wysoką, chudą jak tyczka dziewczynę, która wyszczerzała wszystkie swe końskie zęby w krzywym uśmiechu, a na głowie miała burzę brązowych loków, przypominających grzywę lwa. Trzymała za rękę sięgającego jej kolan chłopca z chomikiem siedzącym mu na ramieniu.
            - Ja… nie wiem, co po wiedzieć – wydusiła z siebie Baśka.
- Dobra, może żaden z niego Picasso, ale on ma dopiero pięć lat. – Sebastian źle zrozumiał jej zaskoczenie.
- Nie o to chodzi, po prostu nigdy nie dostałam takiego prezentu – wyjaśniła. – Powieszę go sobie na lodówce.
            Przy blacie stanęła grupka rozchichotanych kobiet. Z ich błyszczących oczu można było wyczytać, że są już po niejednym drinku, a napis widniejący na różowej szarfie przewieszonej przez ramię jednej z nich wyjaśniał, że powodem do świętowania jest wieczór panieński.
            - Wódkę, osiem kieliszków i coś do popicia – złożyła zamówienie jedna z nich, zapewne druhna przyszłej panny młodej. – Ta wódka, to taka jak najlepsza. Natalka musi jutro wyglądać nieskazitelnie.
            Baśka powstrzymała się od komentarza, że po wypiciu butelki wódki mało kto wygląda nieskazitelnie, więc tylko wskazała kobietom wolny stolik.
            - Jak chcesz, to zostanę trochę i ci pomogę – zaofiarował się Sebastian. – Dzisiaj nigdzie mi się nie spieszy.
- Nie, nie musisz, leć do domu – odparła Baśka.
- Na pewno?
- Tak, uściskaj ode mnie Kubę.
- Jakbyś potrzebowała pomocy, to dzwoń.
- Myślę, że jakoś dam sobie radę. – Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Trzymaj się.
            Sebastian ojcowskim gestem zmierzwił jej włosy i wyszedł z baru, po drodze narzucając na siebie kurtkę. Baśka schowała do kasy leżące na blacie pieniądze, ustawiła na tacy butelkę z wódką, kieliszki i karton soku pomarańczowego, a po krótkim namyśle dorzuciła jeszcze kilka szklanek, poczym podeszła do stolika, przy którym siedziało towarzystwo od wieczoru panieńskiego.
            - Poczekaj! – zawołała za Baśką świadkowa, rozkładając na stole kieliszki i popychając jeden w jej stronę. – Napij się z nami.
- Jasne, siadaj! – przytaknęła przyszła panna młoda, rozciągając usta w nieco pijackim uśmiechu.
- Dobra, ale tylko jednego.
            Baśka chwyciła podsunięty jej kieliszek i stuknęła się nim ze wszystkimi kobietami, które zaczęły śmiać się i piszczeć niemiłosiernie.
            - A ty masz kogoś? – zapytała siedząca po lewej stronie panny młodej brunetka, utkwiwszy swe spojrzenie w Baśce.
- Nie i wcale z tego powodu nie płaczę – odparła, chcąc zapobiec ewentualnym wyrazom współczucia.
- Każda przyszła stara panna tak mówi – powiedziała tamta.
- Muszę wracać do pracy – burknęła Baśka, podnosząc się z miejsca.
- Przestań, Izka, teraz są inne czasy, a dziewczyna jest jeszcze młoda – próbowała załagodzić sytuację świadkowa. – Siadaj, naleję ci jeszcze.
- Jak będzie czekać do trzydziestki, to już nikogo nie znajdzie. – Brunetka była pewna swego.
- Klienci czekają.
            Baśka wzięła tacę i odeszła w stronę baru. Nie znosiła, kiedy ludzie wchodzili z buciorami w jej życie prywatne, a już zupełnie nie mogła znieść rad ‘starszych i mądrzejszych’.
            - To co zwykle? – rzuciła do stojącego przy kontuarze mężczyzny.
- Tak – przytaknął, uśmiechając się. – Co u was dzisiaj taki ruch?
- W Labiryncie siadła elektryka, więc robimy za miłosiernego samarytanina, przygarniając spragnionych z niedoborem alkoholu – wyjaśniła, stawiając przed nim podwójną whisky z lodem.
- Miałem nadzieję, że sprzedajecie drinki za pół ceny – udał zmartwionego.
- Nigdy w życiu, wtedy Leszek nie miałby za co wypoczywać na Majorce czy innych Malediwach – zaśmiała się Baśka.
- Takiemu to dobrze – westchnął mężczyzna, pociągając łyka ze szklanki. – Nie wiesz, kiedy wraca?
- Coś ty, rozmawiałam z nim tylko raz w życiu, gdy przyjmowałam się do pracy – odparła. – Lepiej zapytaj Sebastiana.
- Zadzwonię do niego jutro. Nalejesz mi jeszcze jednego?
- Jasne.
- Gdybym nie miał żony, to umówiłbym się z tobą.
- Marcin, mógłbyś być moim ojcem – westchnęła Baśka.
- Dobra, nie musisz wypominać mi wieku, chciałem tylko być miły.
- Serio, nie musisz się nade mną litować, już dzisiaj usłyszałam, jaka to jestem żałosna i samotna – powiedziała, wskazując głową w stronę śmiejących się głośno wyraźnie wstawionych kobiet.
- Nie martw się, Basia. – Pochylił się nad ladą, by poklepać ją krzepiąco po ramieniu. – Każda potwora znajdzie swego amatora.
- Ludzie, co z wami, nie każdy potrzebuje amatora – warknęła dziewczyna. – Zaraz wracam.
            Baśka podeszła do starszego faceta z długą siwą brodą, który wraz z dwoma kolegami opuszczał bar. Odebrała od niego puste kufle oraz zapłatę ze sporym napiwkiem i wróciła do Marcina.
            - Będę się zbierał, jak nie wrócę do wpół do trzeciej, to znów będę musiał spać na kanapie – westchnął, dopijając whisky i odkładając pustą szklankę. – Do zobaczenia.
- Na razie.
            Baśka zerknęła na zegarek. Dochodziła druga, co oznaczało, że może skończyć pracę, o ile uda jej się wyprosić pozostałych w barze klientów. Włożyła szklankę Marcina do zlewu i zaczęła zbierać ze stołów brudne naczynia, dając ludziom do zrozumienia, że najwyższa pora opuścić lokal. Tym nieco mniej domyślnym musiała powiedzieć o tym osobiście, czasami powtórzyć parokrotnie lub nawet zagrozić użyciem siły, ale w końcu bar świecił pustkami. Baśka nieco ściszyła muzykę i udała się na tyły budynku. Gdy Alice Cooper skończył śpiewać Poison, usłyszała stukot czyichś butów o drewnianą podłogę.
            - Właściwie, to już zamykamy – powiedziała, wychodząc z zaplecza.
            Chłopak, będący najwidoczniej amatorem nocnych wycieczek po barach zignorował ją i podszedł do kontuaru, przeczesując swoje mokre włosy i ściągając przesiąkniętą deszczem bluzę. Pomarańczową bluzę.
            - Kubiak? – wyjąkała zaskoczona.
            Nic nie odpowiedział, tylko zamówił dwie kolejki. Baśka odłożyła trzymaną w ręku ścierkę i postawiła przed nim kieliszki.
            - Wszystko w porządku? – zapytała.
- Jakby wszystko było w porządku, to zamówiłbym herbatę, a nie wódkę.
- Chcesz o tym pogadać? – Sama nie wierzyła, że mu to proponuje.
- Słuchaj, Baśka, nie przyszedłem tutaj z potrzeby duszy, tylko z braku otwartych barów w tym wypizdowie – warknął, przechylając kieliszek. – A jeśli dobrze pamiętam, to zaledwie kilka dni temu nie byłaś chętna do zawierania znajomości. Nalej mi jeszcze.
- Chyba nie powinieneś tyle pić.
- Nie baw się w moją matkę.
- Nie masz jutro jakiegoś treningu? – Baśka miała największą ochotę wywalić Kubiaka za drzwi, ale życie nauczyło ją, że do ludzi w stanie upojenia alkoholowego należy mieć więcej cierpliwości, niż do małych dzieci.
- Do jutra, to ja będę jak nowy.
            Dziewczyna podeszła do drzwi, by przekręcić klucz w zamku. Gdy wróciła za bar podstawiła sobie krzesło, usiadła naprzeciwko Kubiaka i przyciągnęła do siebie dwa kieliszki, które napełniła po same brzegi. Jeden podsunęła z powrotem chłopakowi, a drugi przyłożyła do ust.
            - Na zdrowie – rzuciła, opróżniając naczynie. – A teraz mów.

            I Michał zaczął mówić, a im więcej słów wypowiadał, tym więcej alkoholu przepływało przez gardła jego i Baśki. Gdy dziewczyna przebudziła się nad ranem z głową opartą o blat, zauważyła tylko walające się wszędzie puste butelki i skrawek papieru, podłożony pod do połowy opróżnioną litrową Finlandię. Nie było podpisu, ale Baśka nie miała żadnych wątpliwości, czyją skacowaną ręką zostało napisane te kilka słów, składających się z wyjątkowo koślawych liter. Jedną dłonią rozmasowując sobie zdrętwiały kark, drugą wyciągnęła po karteczkę.

Nie pamiętam jak to zrobiłaś, ale bardzo mi pomogłaś.

4 komentarze:

  1. Jedyny komentarz jaki mi się nasuwa to...WOW!
    Z każdym zdaniem podoba mi się coraz bardziej, o ile to w ogóle jeszcze możliwe :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kubiak ma problemy, ten który zawsze służył pomocą i innym w ich problemach chciał pomagać. Może to i trochę wredne, ale w pewien sposób cieszę się, że to nastąpiło, bo może trochę ich to do siebie zbliżyło?

    ps. nie musisz mnie informować :) Od dawna polegam na blogspotowym informatorze, oszczędzając pracy wam i sobie :d

    Mogłabyś wyłączyć weryfikacje obrazkową? prooooszę? :))

    OdpowiedzUsuń
  3. On uparty i ona uparta - idealnie! Chciałabym by w końcu coś się wyjaśniło - fajna byłaby z nich para, taka wybuchowa ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubie takiego Kubiaka, upartego, pewnego siebie. Widać, że w tym rozdziale, trochę się załamał, pewnie przez jakąś laskę.
    Ona - wylgarna (znaczy tak obieram) wredna samotniczka, a w głębi malutka dziewczynka czekająca na tą prawdziwą miłość. Mam nadzieję, że dzięki Miśkowi pozna jej smak.

    Naiwność jedna z potencjalnych chorób cywilizacyjnych. Ludzie robią wszystko by być w centrum uwagi, by być docenianym, często narażając się na szyderstwa, podobnie zrobiła Łucja, którą życie wystawia na kolejną próbę. Tym razem na swojej drodze spotkała Jego - młodego, obiecującego przyjmującego Skry. Co z tego wyniknie? Zapraszam serdecznie na PROLOG nowej historii.

    heroicznanaiwnosc.blogspot.com

    Pozdrawiam Annie

    OdpowiedzUsuń