Jesień,
która nastała Jastrzębiu w żaden sposób nie przypominała już tej pięknej,
pachnącej gorącą czekoladą pory roku w kolorze cynamonu. Niebo było szare,
przesłonięte ciężkimi chmurami, spod których nawet sporadycznie nie przebijało
się słońce. Ogołocone gałęzie drzew tylko wzmagały melancholię tej aury, a
chodniki i parkowe alejki zamiast dywanów niedawno spadłych liści we wszelakich
odcieniach żółci, czerwieni i złota, pokrywały głębokie kałuże.
Baśka
dokładniej opatuliła się wełnianym szalikiem. Wiejący wiatr przynosił
dokuczliwe zimno, a jakby tego było mało, z każdym jego podmuchem nadlatywały
drobne krople deszczu, osiadłe na gałązkach krzewów po nocnej ulewie.
Dziewczyna wzdrygnęła się, gdy mocniejszy podmuch wiatru ogarnął ją swym
przeraźliwym mrozem.
Park
był zupełnie pusty. Słychać było tylko świszczące powiewy i charakterystyczny
cmokający dźwięk baśkowych butów, który pojawiał się z każdym krokiem stawianym
na błotnistej alejce. Coraz bardziej żałowała, że nie umówiła się z Michałem w
jakimś innym miejscu, w którym byłoby centralne ogrzewanie, a uśmiechnięte
panie kelnerki podawałyby pachnącą, świeżo zmieloną kawę w dużym kubku, o który
można byłoby ogrzać skostniałe dłonie.
Nagle
dziewczyna poczuła, jak coś ciężkiego rzuca się na nią z rozpędem. Gdy
zauważyła ogromnego rottweilera opierającego się przednimi łapami o jej nogi,
odskoczyła gwałtownie i przerażona zaczęła krzyczeć w niebogłosy.
-
O, widzę, że już się zaprzyjaźniliście. – Uśmiechnięty Kubiak, spacerując
powolnym krokiem wyłonił się zza zakrętu.
- Co to jest? – wycedziła przez
zęby dziewczyna.
- No, kolego, nie przedstawiłeś
się? – Poklepał psa po prawym boku. – Basiu, oto Niko.
- Na cholerę wziąłeś ze sobą tego
zabójcę na czterech łapach?!
- Pomyślałem, że fajnie będzie,
jak się poznacie.
- Trzeba było od razu
przyprowadzić całą rodzinę – mruknęła, próbując zetrzeć z dżinsów błotniste
ślady psich łap.
- Bardzo cię ubrudził? – Michał zaczął
przeczesywać kieszenie w poszukiwaniu chusteczek higienicznych. – Przepraszam,
on po prostu czasami nie kontroluje swojej radości.
- W porządku, to nic takiego,
spierze się – westchnąwszy, machnęła ręką. – A jak nie, to najwyżej odkupisz mi
spodnie.
- Przeszkadza ci, że zabrałem
Niko ze sobą? – Wyglądał na zmieszanego.
- Powiedzmy, że nie przepadam za
psami, odkąd jakieś dwadzieścia lat temu poszczułeś mnie toczącym pianę z pyska
bydlęciem – odparła.
- To byłaś ty? – Kubiak
wybałuszył oczy ze zdziwienia i wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
- Nie rozumiem, dlaczego tak
bardzo cię to bawi.
- Bo jakoś nie mogę w to
uwierzyć… – odparł, wciąż chichocąc. – Naprawdę byłaś tą małą beksą?
- Nie byłam beksą! – obruszyła
się Baśka.
- Byłaś. Płakałaś tak głośno, że
całe osiedle cię słyszało. Oj, nieźle mi się wtedy dostało od ojca…
- Należało ci się – prychnęła. –
W wieku pięciu lat prawie umarłam na zawał.
- Ale zabawa była przednia.
- Jak dla kogo… - mruknęła.
- Dobra, nie obrażaj się. –
Wymierzył jej kuksańca w bok. – Było, minęło.
- Uraz mam do dzisiaj.
- To co, mam przywiązać psa do
najbliższego drzewa i zostawić na pastwę losu? – Zrobił smutną minę.
- Aż mnie kusi, żeby odpowiedzieć
twierdząco, ale nie jestem taka – odparła. – Niech idzie, tylko trzymaj go z
daleka ode mnie.
Michał
wyglądał, jakby chciał zamerdać ogonem ze szczęścia, ale z oczywistych powodów
nie mógł tego uczynić. Zamiast niego zrobił to pies, który najwyraźniej
zrozumiał słowa Baśki, bo cały czas trzymał się od niej na bezpieczną odległość
i tylko od czasu do czasu rzucał jej czujne spojrzenia.
Dziewczyna
zauważyła, że przestała już się trząść. Nie wiedziała, czy spowodowało to żwawe
tempo, jakim się poruszali, czy dziwne ciepło bijące od Kubiaka, ale tylko
wciąż niezmienne lodowate powietrze, które wdychała, powstrzymywało ją od
rozpięcia zamka błyskawicznego kurtki. Chociaż może tygodniowa wegetacja w
łóżku i leczenie zapalenia gardła, oprócz odleżyn, przyniosłaby też pewne
korzyści i zmusiłaby ją do zaprzestania robienia kolejnych głupot, jak nazywała
te mające coraz częściej miejsce spotkania z Michałem.
Gdy
wyszli z opustoszałego parku na ruchliwą ulicę, Baśka odniosła wrażenie, że
znalazła się w zupełnie innej czasoprzestrzeni. Rzadko pojawiała się w centrum
Jastrzębia w godzinach popołudniowego szczytu, więc nie miała wcześniej zbyt
wielu okazji, by zobaczyć tak nieprzebrane tłumy ludzi, szczelnie poowijanych szalikami,
z rękoma utkwionymi w kieszeniach, a głowami w kapturach, którzy szybkim
krokiem podążali w tylko sobie znanych kierunkach. Baśka i Michał
niejednokrotnie musieli uciekać na boki, by uniknąć stratowania przez
spieszących się przechodniów.
Wtem
poczuli, że nie zrobią już ani kroku więcej. Zostali otoczeni przez grupę
uczniów pobliskiego gimnazjum, którzy z podnieceniem przypatrywali się
Michałowi.
-
Panie Kubiak! Dziku! – przekrzykiwali się wzajemnie, wymachując telefonami i
wyciągniętymi z plecaków notesami.
- Dzisiaj mam dzień wolny –
zwrócił się do dziewczyny, która zdążyła już ustawić się przy jego boku i
czekała, aż jej koleżanka zrobi zdjęcie.
- Tylko to jedno, proszę –
powiedziała błagalnym tonem.
- Jeśli zgodzę się na to jedno,
to pozostałym też nie będę mógł odmówić. – Michał był nieugięty. – Zapraszam w
przyszłą sobotę na halę.
- A autografy? – odezwał się ktoś
z tyłu.
Przez
chwilę się wahał, ale w końcu dał za wygraną i westchnął:
-
Dobra, dawajcie te zeszyty.
Michał
złożył kilkanaście podpisów na podstawionych mu pod nos kartkach i – wyrażając
nadzieję, że nikt podstępem nie dał mu do podpisania jakiegoś usprawiedliwienia
– wyprowadził Baśkę i Niko z tłumu.
-
Nie wiedziałam, że jesteś taki sławny – powiedziała dziewczyna, nie kryjąc zdumienia.
- Rozpoznawalny – poprawił ją. –
To chyba lepsze określenie.
- Tak czy siak wolałabym jutro
nie zobaczyć naszych wspólnych zdjęć na łamach jakiegoś brukowca – roześmiała
się.
- Jestem siatkarzem, a nie
celebrytą – oburzył się Kubiak.
- Przecież tylko żartowałam! – Baśka dźgnęła
go w żebra, a raczej w ortalionowy materiał kurtki, która te żebra okrywała. –
Musisz całkiem nieźle grać w tę siatkówkę, skoro tak cię podziwiają.
- Przyjdź na mecz i sama zobacz –
zaproponował.
- Nie, nie – zaczęła się wzbraniać.
– Nie ma mowy.
- Dlaczego?
- Nawet nie mam pojęcia, o co w
tym chodzi.
- To ci wytłumaczę. – Michałowi
złość już minęła, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Serio, to nie dla mnie.
- Nie gadaj głupot, już
postanowione. W przyszłą sobotę wpadnę po ciebie i razem pojedziemy na halę.
- Ale...
- Żadnych ‘ale’ – przerwał jej. –
A teraz chodź po coś na rozgrzewkę. Dziwię się, że jeszcze nie zaczęłaś
marudzić, że ci zimno i zamarzasz.
Baśka
pokręciła z dezaprobatą głową, ale nic już nie powiedziała, tylko pozwoliła
Michałowi poprowadzić się w stronę najbliższego punktu sprzedaży gorących
napojów. Może jeszcze zmienię zdanie pomyślała.
A jak nie, to po prostu nie pójdę.
Przecież wołami mnie nie zaciągnie.
Powoli
zaczynała czuć się swobodnie w towarzystwie Kubiaka. Nie doznawała żadnego
nerwowego ścisku w żołądku, ani nie rozglądała się gorączkowo wokół, mając
ochotę zapaść się pod ziemię. Nawet gdy nieopatrznie wpadła na niego podczas
próby ominięcia prującej przez tłum jak buldożer staruszki, nieomal powalając
go przy tym na ziemię, nie spuściła skrępowana wzroku, tylko roześmiała się,
pomagając mu złapać równowagę.
-
Potrzymaj na chwilę smycz – zakomenderował Michał, kiedy dotarli do celu. – Za
chwilę wrócę.
- Chyba żartujesz! – żachnęła się
Baśka. – Sam sobie pilnuj tego potwora.
- Basia, przecież on nic ci nie
zrobi – jęknął.
- Nie ma mowy. Ja idę po picie, a
ty czekasz tutaj razem ze swoim czworonożnym kumplem.
Odwróciła
się na pięcie, znikając we wnętrzu popularnego baru szybkiej obsługi, będącego
główną przyczyną otyłości wśród mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Michał
pokręcił z politowaniem głową. Nigdy jeszcze nie spotkał kogoś, kto aż tak
bardzo pragnie za każdym razem postawić na swoim. Co więcej, zawsze to on był
uważany przez swoich znajomych za najbardziej upartego człowieka na ziemi. W
konfrontacji z Baśką nie miał jednak najmniejszych szans. Jakakolwiek próba
podjęcia walki z nią kończyła się fiaskiem. Oprócz, że była cholernie
wymagającym przeciwnikiem, to Michał miał w pamięci słowa ojca, zgodnie z
którymi decyzję kobiety należy respektować, o ile nie stwarza ona zagrożenia
dla niej samej lub dla innych ludzi. A Baśka, pomimo całej swojej siły i
zawziętości, była kobietą.
-
Proszę. – Wcisnęła mu w rękę papierowy kubek z gorącą herbatą. – Widzisz, jak
szybko się uwinęłam?
- Mam nadzieję, że nikt nie
przypłacił tej twojej szybkości życiem.
- Za kogo ty mnie uważasz? –
oburzyła się. – Jeszcze nigdy nikogo nie uderzyłam, ale jeżeli wciąż będziesz
mnie prowokował, to wkrótce może nastąpić ten pierwszy raz.
- Uhu, powiało grozą – podkpiwał
sobie.
- Nie znasz dnia ani godziny –
wymruczała pod nosem.
- Nie zgrywaj takiej twardzielki,
nie robi to na mnie wrażenia.
Baśka
popchnęła go z całej siły, ale Michał był na to przygotowany, więc nie
powtórzyła się sytuacja sprzed kilkudziesięciu minut i chłopak tylko zachwiał
się nieznacznie, z łatwością utrzymując pozycję pionową.
-
Zapisz się może na jakąś siłownię, czy coś – dogryzał jej.
- Wiesz co? – Dziewczyna
obrzuciła go nienawistnym spojrzeniem. – Nie lubię cię.
Urażona,
zadarła nos do góry i zamaszystym krokiem ominęła Kubiaka.
-
Gdzie idziesz? – zapytał.
- Do domu.
- W takim razie ja cię
odprowadzę.
Dogonił
ją dwoma susami i całą drogę szli obok siebie w milczeniu, oboje z trudem powstrzymując
się od śmiechu. Wyglądali jak małe, droczące się ze sobą dzieci. Jakby
próbowali nadrobić stracony czas, wrócić do przeszłości, którą spędzili
oddzielnie, będąc jednocześnie tak blisko siebie. Baśka co jakiś czas
spoglądała na Michała, czy ciągle za nią idzie, a on nie odstępował jej na
krok, ciągnąc ze sobą na smyczy Niko.
-
Zadzwonię do ciebie wieczorem – obiecał Kubiak.
- Nie wiem, czy będę miała ochotę
z tobą rozmawiać. – Udawanie obrażonej zupełnie jej nie wychodziło. – W dodatku
nie masz mojego numeru.
- To mi go dasz. – Wyciągnął
komórkę z kieszeni kurtki.
- Jeszcze czego – burknęła, ale
po chwili nie wytrzymała i roześmiała się, wyrwawszy mu telefon.
Wklepała
kilka cyferek, zapisała je w pamięci telefonu i oddała go właścicielowi. Michał
podziękował uśmiechem, poczym rzucił:
-
No to cześć.
Baśka
skinęła mu głową na pożegnanie, podrapała Niko za uchem, modląc się przy tym,
żeby nie odgryzł jej ręki i weszła do klatki schodowej, gdzie w jej mieszkaniu
na czwartym piętrze czekał na nią ciepły koc, jeszcze cieplejszy kot i paczka
papierosów, prowokująca do rozmyślań.
O jak fajnie i miło się zrobiło :) Idealny rozdział na jesienny wieczór. Czyli mamy rozumieć, że wszystko zmierza w dobrym kierunku? ;D Może nawet Baśka przekona się do Niko? XD
OdpowiedzUsuńBoże czemu ja jeszcze nie przeczytałam tego strasznie zajebistego rozdziału? Czemu? Bo jestem głupia. Tak bardzo mi się podoba, ta prostota, prostolinijność.
OdpowiedzUsuńWidzę, że Baśka i Misiek mają się ku sobie, bo to widać gołym ookiem. Cieszę się, że dziewczyna się przełamuje w stosunku do ukochanego czworonoga przyjmującego.
Naiwność piąta- między dwojgiem niedawno obcych, a teraz bliskich dla siebie ludzi padają piękne słowa. Wyznanie, którego nie do końca się spodziewają. Co dalej będzie? Jak młoda dziewczyna zareaguje na tak bardzo wyczekiwane przez nią słowa? Czy Łucja odetnie się od swojej ukochanej samotności ? Wszystkiego dowiesz się w rozdziale na którego serdecznie Cię zapraszam http://heroicznanaiwnosc.blogspot.com/
Pozdrawiam Annie
Trafiłam tutaj przypadkiem i bardzo się z tego cieszę! Piszesz wspaniale, aż chce się czytać! A początek? Aż zachciało mi się gorącej czekolady :) Z niecierpliwością czekam na następny, choć nie rozumiem jak Baśka mogła tak zareagować na psa. Rottweilery są cudowne <3
OdpowiedzUsuńW wolnym czasie zapraszam do siebie na www.non-clamabit.blogspot.com - mam nadzieję, że historia przypadnie Ci do gustu :) Serdecznie pozdrawiam!
Zapraszam na naiwność 6 - http://heroicznanaiwnosc.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Anka
PS. TĘSKNI MI SIĘ ZA TOBĄ.
jesli mozesz ifnormuj mnie na splataneserca.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuń