Bez
żadnego trudu pokonywała po dwa, a czasem nawet po trzy stopnie na raz, ale nie
była w stanie pokonać uśmiechu, który cisnął jej się na usta. Pierwszym od
dawna uśmiechu, nawet w najmniejszym procencie nieprzepełnionego kpiną, czy
złośliwością. Uśmiechu, który pojawia się na twarzy ludzi szczęśliwych.
Wpadła
do mieszkania jak burza, czym wystraszyła wylegującego się przy drzwiach kota,
który miauknął przerażony i z prędkością światła umknął na parapet.
-
Wybacz, Sierżancie – rzuciła, rozglądając się po pokoju, w poszukiwaniu
popielniczki.
W
końcu z paczką papierosów w ręce usadowiła się wygodnie na zapadniętej sofie i
okryła kocem z polaru. Po chwili dołączył do niej też futrzany przybłęda,
pokonując trasę parapet-kanapa majestatycznym krokiem, dostojnie stawiając
łapki na podłodze i co jakiś czas rzucając Baśce spojrzenie spode łba, sugerując
tym samym, że nadal czuje się urażony jej bezuczuciowym powitaniem. Dziewczyna
podrapała go za uchem, co natychmiast zmieniło nastrój zwierzęcia i całe
mieszkanie wypełniło się odgłosem mruczenia.
***
Następnego
ranka obudziła się z ogromnym bólem karku po nocy spędzonej w niewygodnej
pozycji. Z cierpiętniczym jękiem zwlekła się z tapczanu, po czym, rozmasowując
sobie szyję, powlokła się do kuchni, ledwo powłócząc nogami. Napełniła
jedzeniem kocią miskę, której właściciel na dźwięk otwieranej lodówki znikąd
pojawił się w pomieszczeniu i wstawiła wodę na kawę. Wsłuchując się w szum
czajnika, uważnie obserwowała pałaszującego konserwę rybną kota. Nie był już tą
samą czworonożną kulką, która niespodziewanie wprowadziła się do baśkowego
mieszkania. Tłuściutkie swego czasu boczki zapadły się, a pod skórą zaczął
zarysowywać się kształt kręgosłupa. Jednak futerko nie straciło swej
puszystości i dotychczasowego blasku, oczy wciąż błyszczały zdrowo, a ogon
nieustannie sterczał zadarty do góry. Kot może nie był dokarmiany - a raczej
przekarmiany - w takim stopniu, jak to miało miejsce u Starej Raszpli, ale
komfort psychiczny wynikający ze zmiany miejsca zamieszkania pozwolił mu
zachować zdrowie.
Baśka
nagle dostrzegła, jak bardzo jest podobna do tego zwierzęcia. Poza tym, że
poruszała się na dwóch nogach i zwykła jadać z talerza, to niewiele ją od niego
różniło. Jej wyprowadzka z rodzinnego domu w Wałczu również była ucieczką przed
nadmierną kontrolą i nadgorliwością otaczających ją ludzi. Baśka uważała nawet,
że oni nie tyle ją otaczali, co osaczali, narzucali jej swoją obecność w każdej
chwili. Chcieli pomóc, a tak naprawdę tylko pogarszali sytuację. Dziewczyna
szukała wolności, próbowała wyrwać się z tego piekła, w którym nie była w
stanie nawet spokojnie oddychać. Odnosiła wrażenie, że ktoś zamknął ją w klatce
i specjalnie wyrzucił klucz od kłódki przez okno, powtarzając wciąż, że to dla
jej dobra.
Kot
jakby odczytał jej myśli, bo po opróżnieniu całej miski, oblizał się szorstkim
różowym języczkiem i podszedł do dziewczyny, po czym jednym susem wskoczył jej
na kolana. Baśka poczuła na skórze dłoni łaskoczący dotyk jego wąsów.
Pogładziła zwierzę po grzbiecie, wyczuwając pod palcami jego żebra. Mruczał
przyjaźnie, wpatrując się w nią okrągłymi oczami. Lubiła
koty. Gdyby miała być zwierzęciem, na pewno byłaby jednym z nich; szarym
dachowcem, podążającym własnymi ścieżkami. Chciałoby się powiedzieć
nieprzywiązującym się do nikogo, ale wtem uświadomiła sobie, że Sierżant, bądź
co bądź przedstawiciel tego wyzwolonego gatunku, chyba się do niej przywiązał.
Ale czy ona przywiązała się do kogoś? Uczucie zwierzęcia odwzajemniała bez
wątpienia. Cieszyła się, że gdy wracała do domu, od progu witało ją przyjazne miauknięcie.
A co z Sebastianem? Owszem, lubiła go. Ceniła to, że może z nim normalnie
porozmawiać, a on nie zadaje głupich pytań, nie próbuje wtrącać się w sprawy,
które go nie dotyczą i szanuje jej życie prywatne, ale przywiązanie to
zdecydowanie zbyt mocne słowo.
Baśka
usilnie próbowała odgonić od siebie to pytanie, ale jej umysł jakby na przekór
jej staraniom usilnie je zadawał: jakie uczucie łączy ją z Michałem? Nie
potrafiła wprost na nie odpowiedzieć. Jeszcze niedawno irytował ją sam dźwięk
jego głosu, a teraz? Wiele się zmieniło, ale jak wiele? Czy potrafiłaby tak po
prostu spakować się i wyjechać bez pożegnania? Po pewnym czasie pewnie
przyzwyczaiłaby się do jego nieobecności, jednak jak długo by jej to zajęło?
Jak często by o nim myślała? Czy miałaby momenty kryzysowe, w których chciałaby
wrócić? Może każdego dnia czuwałaby przy telefonie, czekając, aż to on
zadzwoni, powie, że za nią tęskni, że przyjedzie, żeby tylko powiedziała mu,
gdzie jest?
Odruchowo sięgnęła po leżącą na
stole komórkę i spojrzała na wyświetlacz. Żadnych wiadomości, żadnych
nieodebranych połączeń. Zamiast Kubiaka, to zegar dawał o sobie znać,
przypominając, że najwyższy czas zbierać się do pracy. Baśka zgoniła kota ze
swoich kolan i udała się pod prysznic. Odruchowo odkręciła maksymalnie czerwony
kurek, ale ku jej zdumieniu woda, która leciała z kranu nie była letnia, a wręcz
parzyła, gdy podstawiło się pod nią palec.
Ubrana
w glany i nieprzemakalną kurtkę, Baśka przemierzała drogę z przystanku
autobusowego do baru. Włożyła klucz do zamka w drzwiach, ale gdy spróbowała go
przekręcić, poczuła opór. Niepewnie nacisnęła klamkę, spodziewając się ujrzeć
poprzewracane stoliki, a wśród tego pobojowiska grupę włamywaczy z cwanymi
uśmiechami na przepitych twarzach, z lubością
przechylających pełne piwa kufle. W środku był jednak tylko Sebastian,
krzątający się po pomieszczeniu.
-
A co ty tutaj robisz? - zapytała, marszcząc brwi ze zdziwienia. - Chyba ja mam
teraz zmianę, popraw mnie, jeśli się mylę.
- Nie mylisz się. - Mężczyzna
odebrał od niej kurtkę i powiesił ją przy drzwiach prowadzących na zaplecze. -
Szef wrócił z wakacji i pewnie będzie chciał sprawdzić, co się u nas dzieje.
- Żartujesz? - Baśka roześmiała
się. - No, no, w końcu dowiem się, kto mi płaci.
Pan
Leszek, właściciel baru, był przysadzistym mężczyzną w średnim wieku, lecz w
jego świadomości czas zatrzymał się, gdy miał dwadzieścia parę lat, a u jego
stóp leżał cały świat. W ciągu roku podróżował po świecie ze swoimi rozlicznymi przyjaciółkami, co
parę miesięcy składając krótkie wizyty w należących do niego pubach, rozsianych
po całej Polsce. Zgodnie z jego zaleceniami, barmani, których zatrudniał mieli
być w pracy od momentu otwarcia lokalu, aż do jego zamknięcia, ale Baśka z
Sebastianem podzielili tę kilkunastogodzinną dniówkę na pół i umówili się, że
jeśli nie zapowiadało się na ogromne natarcie klientów, to będą pracować na
zmiany. Powrót pana Leszka z kolejnej podróży oznaczał, że musieli zastosować
się do narzuconych im norm.
-
Staniesz za kontuarem? - zapytał Bastek, stawiając na podłodze ostatnie
krzesło. - Przyszły paczki z nowym szkłem, chciałbym się tym zająć.
- Nie ma sprawy.
Ledwo
zniknął na zapleczu, drzwi wejściowe otworzyły się i do środka weszło trzech
starszych panów, stałych bywalców baru, którzy lubili od czasu do czasu wyrwać
się na chwilę spod pantofla swoich żon i spędzić wieczór przy piwku.
-
O, nasza ulubiona pani barmanka! - wykrzyknął wesoło jeden z nich i podszedł do
Baśki, by w szarmanckim geście ucałować jej dłoń.
- Dawno panów u nas nie było -
zażartowała dziewczyna. Wszakże cała banda odwiedziła lokal nie dalej, niż
cztery dni temu. - To, co zwykle?
- Nie, nie, moja droga, dzisiaj
pijemy coś mocniejszego. - Jego pomarszczone kąciki ust uniosły się. -
Włodzimierz świętuje urodziny!
- W takim razie pierwsza kolejka
na koszt firmy – powiedziała Baśka, sięgając po kieliszki i butelkę wódki. -
Wszystkiego najlepszego!
- Dziękuję, dziękuję - odezwał
się ów pan Włodzimierz. - To już
siedemdziesiąt pięć lat...
- Naprawdę? - udała zaskoczoną. -
W życiu bym nie pomyślała! Góra trzydzieści.
- Niech panienka nie żartuje -
zachichotał mile połechtany i
machnął ręką.
- W takim razie za następne
siedemdziesiąt pięć! - Jeden z kolegów jubilata uniósł kieliszek, a reszta
poszła za jego przykładem.
- Teraz niestety jestem zmuszona
panów przeprosić, gdyż muszę wracać do pracy - powiedziała Baśka, wskazując seniorom
wolny stolik niedaleko baru.
-
Cześć!
Na
barowym stołku przysiadł Kubiak i uśmiechał się szeroko, wyraźnie z czegoś
zadowolony.
-
Cześć – rzuciła Baśka i choć nigdy by się do tego nie przyznała, to poczuła, że
naprawdę cieszy się na jego widok. – Co podać?
- Najlepiej, to siebie – odparł.
Dziewczyna
uniosła brwi, patrząc na niego nic nierozumiejącym wzrokiem. Miała ochotę
powiedzieć, że jeśli szuka agencji towarzyskiej, to źle trafił, ale ostatecznie
postanowiła milczeć, dając chłopakowi szansę na wytłumaczenie się.
-
Zabieraj manatki, idziemy na koncert – oznajmił, kładąc na blacie dwa bilety.
- Hunter?! – wykrzyknęła,
składając ręce jak do modlitwy. – Rany, uwielbiam ich!
- Jesteś podobna do tego kolesia,
więc tak właśnie pomyślałem – przyznał, wskazując palcem na mężczyznę o długich
włosach, którego wizerunek znajdował się na bilecie.
- Do Draka?! – oburzyła się
Baśka. – On ma prawie pięćdziesiąt lat!
- Nie o to chodzi! – zaczął
usprawiedliwiać się Kubiak. – Po prostu ta fryzura, czarne ubrania…
- Nie tłumacz się już – burknęła.
– Nigdzie nie idę.
- Baśka, nie wygłupiaj się… -
próbował ją udobruchać. – Tylko żartowałem.
- Obraziłeś mnie. – Dziewczyna
nie dawała za wygraną. – W dodatku jestem w pracy, jakbyś nie zauważył.
- Zapytaj szefa, może…
- Szefa nie ma – przerwała mu.
W
tym momencie zza zaplecza wyszedł Sebastian, taszcząc ze sobą karton pełen
kufli do piwa.
-
Jakiś problem? – zagaił.
Baśka
chciała zaprzeczyć, ale została uprzedzona przez Michała.
-
Czy Basia może dzisiaj wcześniej skończyć pracę? – zapytał pewnym siebie
głosem.
- Dopiero co ją zaczęła – zarechotał
mężczyzna. – W sumie nie ma dzisiaj dużego ruchu, wszyscy właśnie bawią się na
Hunterze A mogę zapytać, dlaczego to miałaby wyjść wcześniej?
- Chcielibyśmy dołączyć do tych
wszystkich, którzy właśnie bawią się na Hunterze. – Wyszczerzył zęby Kubiak.
- A, no to nie ma sprawy. –
Bastek uniósł ręce w pokojowym geście. – Bawcie się dobrze.
- Dzięki… - Kubiak uścisnął jego
dłoń i czekał, aż się przedstawi.
- …Sebastian.
- Michał.
- Wiem, wiem – powiedział szybko
mężczyzna. – Do boju, Jastrzębie!
- Ej, dlaczego nikt mnie nie
zapytał o zdanie? – Baśka przypomniała obu panom o swojej obecności. – Może ja
nie mam ochoty nigdzie iść?
- Nie marudź. – Michał machnął
ręką. – Leć po kurtkę, bo się spóźnimy.
Dziewczyna
rzuciła mu złowrogie spojrzenie, ale chęć posłuchania ulubionej muzyki w końcu
wygrała z jej kłótliwym charakterem i tylko wymamrotała coś pod nosem, po czym
zgarnęła swoją puchówkę z wieszaka i żegnając się z Sebastianem skinieniem
głowy, wyszła z baru.
Na
zewnątrz, zostali potraktowani mocnym podmuchem wiatru. Baśka poczuła ulgę, gdy
zobaczyła, że Michał prowadzi ją w stronę swojego infiniti, zaparkowanego o
parę kroków od baru. Usadowiła się wygodnie w skórzanym fotelu i bez pytania o
zgodę włączyła nadmuch ciepłego powietrza.
-
Ledwo wsiadłaś, a już zaczynasz się rządzić - zaśmiał się Kubiak, powoli
wyjeżdżając z parkingu.
- Ja tylko próbuję zapewnić sobie
takie warunki, jakie miałam w pracy, z której przed chwilą mnie wyciągnąłeś -
mruknęła.
- Nie ma sprawy, przecież nic nie
mówię - odparł obronnym tonem. - Czuj się jak u siebie.
- Taki właśnie mam zamiar -
przyznała, rozsuwając fotel i kładąc nogi na desce rozdzielczej.
- Ej, ej, bez przesady! -
zaoponował Michał.
- Wiedziałam. - Tym razem to
dziewczyna wybuchła śmiechem. - Żaden facet nie pozwoliłby na taki nietakt w
stosunku do swojej wypucowanej fury.
- W schowku są wilgotne
chusteczki, wyciągnij je i wytrzyj, co nabrudziłaś.
- Chyba śnisz.
Kubiak
pokręcił z dezaprobatą głową. Zaskoczyło go, jak bardzo Baśka zmieniła się od
ich pierwszego spotkania. Wtedy nawet nie przypuszczał, że za dwa miesiące bez żadnego
sprzeciwu zgodzi się na jego spontaniczną propozycję. Kątem oka obserwował, jak
dziewczyna poufale przyciska kolejne guziki na panelu radia, poszukując
interesującej jej stacji radiowej.
Przed
wejściem do najpopularniejszego klubu w Jastrzębiu stało mnóstwo ludzi i dwóch
ubranych na czarno ochroniarzy. Baśka przebiegła
wzrokiem po tłumie, którego przedstawiciele ubrani byli w ciężkie
buty oraz koszulki z logo metalowych zespołów, a następnie przeniosła
spojrzenie na Kubiaka i matczynym gestem przygładziła kaptur jego bluzy.
-
Coś nie tak? - zapytał.
- Nie, wszystko w porządku. -
Dziewczyna uśmiechnęła się. - Idziemy?
Skinął
głową, po czym chwycił ją za rękę i poprowadził w stronę wejścia. Baśka poczuła,
jak jakiś dziwny dreszcz przebiega wzdłuż jej ciała. Cudem udało jej się nie
otrząsnąć. Michał pokazał ochroniarzowi dwa bilety, a ten założył im na
przeguby papierowe bransoletki i
wpuścił do środka.
Instrumenty
były już ustawione na scenie, a ludzie z obsługi podłączali je do wzmacniaczy.
Z głośników leciała muzyka z gatunku 'mocnych brzmień', która miała być zapewne
wstępem do tego, co będzie działo się jakiś czas później.
-
Napijesz się czegoś? - Michał wskazał głową w stronę baru.
- Głupie pytanie - odparła Baśka.
Usiedli
na ustawionych przy kontuarze wysokich krzesłach, a Michał zamówił duże piwo i
szklankę wody. Dziewczyna nie była w stanie opanować parsknięcia.
-
Muszę jakoś wrócić do Żor - powiedział w odpowiedzi na jej pytające spojrzenie.
- Chyba, że mnie przenocujesz.
- Biedny - stwierdziła
ironicznie. - Ale raczej musisz zostać przy wodzie.
Dźwięk
trącanej struny gitary basowej sprawił, że dotychczas panujący gwar i krzyk
zamienił się w szept. Wszyscy odwrócili się w stronę podestu, na którym stał
już cały zespół. Część ludzi zgromadziła tuż przed sceną, pozostali rozgrzewali
się przed pogo, grupowym tańcem, będącym nieodłącznym elementem tego typu wydarzeń.
Baśka uśmiechnęła się do siebie nad kuflem z piwem. Nie mogła nie zwracać uwagi
na to, jak bardzo Michał nie pasuje do tego środowiska. Gdyby dołączył do tego
szalejącego tłumu, jego odziane w adidasy stopy niewątpliwie zostałyby
rozdeptane przez grube podeszwy cudzych glanów.
-
I jak ci się podoba? – zapytała.
- Jest całkiem nieźle – odparł,
najwyraźniej nie wyczuwając zaczepki.
Rzeczywiście
nie wyglądał na osobę, która czułaby się nieswojo. Rozpostarł się na barowym
stołku na tyle wygodnie, na ile umożliwiał mu to jego ponadprzeciętny wzrost i
ze spokojem popijał wodę, niekiedy przytupując nogą, gdy utwór stawał się
bardziej rytmiczny. A może tylko udawał,
by nie wyjść na głupka?
-
Michałku! - pisnęła Baśka, gdy Drak zaanonsował zagranie piosenki Pomiędzy niebem a piekłem. – To moja
ulubiona!
- I co mam zrobić? Już nie zdążę
ci jej zadedykować.
- Zatańcz ze mną, proszę! –
Spojrzała na niego błagalnym wzrokiem.
- Do tego da się w ogóle tańczyć?
– Michał roześmiał się, ale zeskoczył na ziemię i podał dziewczynie rękę. –
Chodź.
Ludzie
pod sceną zaprzestali chaotycznego skakania, a zamiast tego zaczęli powoli
bujać się w rytm melodii, śpiewając wraz z wokalistą. Baśka z Michałem
przezornie ustawili się jednak z dala od nich. Kubiak objął dziewczynę w talii,
a ona zarzuciła mu ręce na szyję, przymykając oczy i uśmiechając się z
rozmarzeniem. Tłum w skórzanych kurtkach przestał dla niej istnieć, była tylko
muzyka i oni dwoje.
***
-
Mam nadzieję, że w ramach rekompensaty za dzisiejszy wieczór nie będę musiała
zabrać cię na koncert jakiegoś wychowanego przez ulicę rapera - powiedziała
Baśka, opierając głowę o szybę. Zmęczenie zaczynało dawać o sobie znać.
-
Skąd wniosek, że chciałbym pójść na koncert rapera? - zapytał Kubiak.
- Odniosłam wrażenie, że nie
bawiłeś się najlepiej.
- Bawiłem się bardzo dobrze -
odparł. - I to nie tylko dlatego, że byłaś ze mną.
- Nie wmówisz mi, że słuchasz
takiej muzyki - zaśmiała się.
- Takiej może nie, ale dobrym
bluesem, czy rockiem z dawnych lat nie pogardzę.
- Jasne - mruknęła ironicznie
Baśka.
- Nie musisz mi wierzyć. - Michał
wzruszył ramionami.
- A mogę sprawdzić?
Dziewczyna,
nie czekając na zgodę pochyliła się i sięgnęła do samochodowego schowka. Ledwo
go uchyliła, gdy nagle Kubiak jednym ruchem ręki zatrzasnął drzwiczki. Wciąż
jednak nie odrywał wzroku od jezdni.
-
Masz coś do ukrycia? – zapytała Baśka, unosząc brwi.
- Nie.
- To dlaczego to zrobiłeś? A może
masz tam jakieś kasety z hitami disco polo, co? Majteczki w kropeczki
hitem dnia? - zaśmiała się i zaczęła walczyć z jego ręką, próbując dostać się
do samochodowej skrytki.
Michał
zatrzymał auto na czerwonym świetle i odwrócił twarz w stronę Baśki. Stanowczym
gestem odsunął jej dłonie, a później sam otworzył drzwiczki schowka.
-
Bardzo proszę - rzekł uroczyście.
Dziewczyna
najpierw rzuciła mu badawcze spojrzenie, a później sięgnęła w stronę stosu płyt
i wyciągnęła trzy z nich, leżące na samym wierzchu.
-
Żartujesz? - zdumiała się, uważnie oglądając kompakty z każdej strony. - Dżem? Budka Suflera?
- Z tego co mi wiadomo, to nie są
to gwiazdy disco.
- Rany, w życiu bym się nie
spodziewała! - Wciąż wytrzeszczała oczy ze zdumienia. - Kompletnie mi to nie
pasuje...
- Myślałaś, że jestem blokersem?
- zapytał.
- Szczerze? - Dziewczyna zerknęła
na niego. - Nosisz bluzy z kapturem, w dzień wyprowadzasz rottweilera, a wieczorami pijesz piwo
w barze. Co miałam pomyśleć?
- A jednak.
- Ale dresik i Rysiek Riedel?
- Dresik jest całkiem wygodnym
strojem roboczym - odparł spokojnie. - A muzyka, to zupełnie inna sprawa.
- Super... - westchnęła
zachwycona.
Baśka
przez chwilę tasowała albumy jak talię kart, po czym otworzyła pudełko i włożyła
płytę do odtwarzacza. Chciała trochę podgłośnić, ale Michał uprzedził ją i
samochód wypełniły dźwięki Wehikułu czasu.
Oboje próbowali wtórować Riedlowi, czasem z lepszym, czasem z gorszym skutkiem,
a Kubiak dodatkowo wybijał rytm, bębniąc palcami o kierownicę. Po raz kolejny
zachowywali się w swoim towarzystwie jak małe dzieci, nie zważając na to, że podczas
każdego postoju przechodnie ze zdziwieniem spoglądali w ich stronę, słysząc
dochodzące z samochodu wrzaski i widząc, jak dwójka dorosłych ludzi wymachuje w
dziwny sposób głowami.
Michał
zatrzymał się przed wejściem do bloku i wyłączył silnik. Zapanowała głucha,
nieco krępująca cisza.
-
Dziękuję - powiedziała Baśka, nie patrząc mu w oczy i zaczęła nerwowo wyłamywać
sobie palce u rąk. - Za dzisiaj...
- Dziękuję - powtórzył Kubiak,
ale w przeciwieństwie do niej próbował złapać z nią kontakt wzrokowy. - Za
dzisiaj, za wczoraj...
- ...za ostatnie dwa miesiące. -
Dziewczyna w końcu odważyła się podnieść głowę i uśmiechnęła się ciepło.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że
cię tu spotkam.
- I vice versa - odparł.
Przez
chwilę siedzieli w milczeniu, spoglądając po sobie, z nieco głupkowatymi
uśmiechami wymalowanymi na twarzach.
-
Pójdę już - odezwała się w końcu Baśka. - Jestem padnięta, a jutro idę do
pracy. Dlatego też nie zaproszę cię do góry, mam nadzieję, że zrozumiesz.
- Jasne - powiedział Kubiak i
pochylił się wzdłuż samochodu.
Dziewczyna
myślała, że chce sięga do klamki, żeby otworzyć jej drzwi, ale szybko została
wyprowadzona z błędu, gdy poczuła, jak Michał silnym ramieniem oplata jej
barki. Zastygła na moment, nie wiedząc, co zrobić, ale w końcu przymknęła
powieki i przytuliła się do niego. Owionął ją przyjemny zapach. Nie była w
stanie ocenić, czy to perfumy, czy po prostu Kubiak. Było jej trochę
niewygodnie, ale nie śmiała się ruszyć. Chyba po prostu nie chciała przerywać
tej chwili. Sama nie wiedziała, jak długo trwali w takim uścisku.
-
No to... dobranoc - powiedziała, gdy odczuła, że nacisk ramion Michała na jej
własne zelżał.
- Na razie - odparł i tym razem
faktycznie wychylił się po to, by otworzyć drzwi od strony pasażera.
Baśka
chwiejnym krokiem wygramoliła się z samochodu. Uszła parę metrów, a następnie
odwróciła się w stronę samochodu, by pomachać Michałowi. Przez chwilę
wpatrywała się we wnętrze auta, nie mogąc
się ruszyć. Czuła, że nogi ma jak z waty. Ocknęła się dopiero, gdy
oślepił ją blask świateł awaryjnych, które Kubiak włączył, by dać jej do
zrozumienia, żeby szła do domu. Dziewczyna wzdrygnęła się, po czym machnęła mu
ręką na pożegnanie i natychmiast odwróciła się na pięcie, mając nadzieję, że
Michał nie spostrzegł jej płonących rumieńcem policzków.
_______________________________
po jednej z dłuższych przerw jest jeden z dłuższych rozdziałów :)
czytelników ubywa i przybywa, komentarzy jest niewiele, wejść za to dosyć sporo, więc wydaje mi się, że orędzie, które chcę tu wygłosić zostanie przez kogoś przeczytane, kogoś może też zainteresuje. nie wiem w sumie, czy w ogóle można to nazwać orędziem :) chciałam tylko napisać, że - tak jak już wcześniej wspominałam - szkoła ogromnie ogranicza mi czas wolny. kolejne części historii Baśki i Michała piszę w sumie na nudnych lekcjach, a przepisuję je w luźniejsze weekendy lub podczas bezsennych nocy. nie miejcie mi więc za złe, jeśli przez kilka dni po dodaniu przez Was notki nie pojawia się pod nią mój komentarz. naprawdę staram się przeczytać opowiadanie każdej osoby, która komentuje mojego bloga, oprócz tego jest wiele innych opowiadań, które pragnę przeczytać, czas jednak niesamowicie mnie ogranicza. pod koniec listopada piszę próbne matury, z wiedzą jestem daleko w tyle, więc skupiam się na nadrabianiu zaległości szkolnych. a te blogspotowe postaram się nadrobić jak najszybciej :) trzymajcie się,
aśka.
PS. jeśli ktoś w trakcie nie włączył sobie pojawiających się w rozdziale utworów, a miałby ochotę ich posłuchać, to wrzucam odnośniki: Hunter - Pomiędzy niebem a piekłem i Dżem - Wehikuł czasu
_______________________________
po jednej z dłuższych przerw jest jeden z dłuższych rozdziałów :)
czytelników ubywa i przybywa, komentarzy jest niewiele, wejść za to dosyć sporo, więc wydaje mi się, że orędzie, które chcę tu wygłosić zostanie przez kogoś przeczytane, kogoś może też zainteresuje. nie wiem w sumie, czy w ogóle można to nazwać orędziem :) chciałam tylko napisać, że - tak jak już wcześniej wspominałam - szkoła ogromnie ogranicza mi czas wolny. kolejne części historii Baśki i Michała piszę w sumie na nudnych lekcjach, a przepisuję je w luźniejsze weekendy lub podczas bezsennych nocy. nie miejcie mi więc za złe, jeśli przez kilka dni po dodaniu przez Was notki nie pojawia się pod nią mój komentarz. naprawdę staram się przeczytać opowiadanie każdej osoby, która komentuje mojego bloga, oprócz tego jest wiele innych opowiadań, które pragnę przeczytać, czas jednak niesamowicie mnie ogranicza. pod koniec listopada piszę próbne matury, z wiedzą jestem daleko w tyle, więc skupiam się na nadrabianiu zaległości szkolnych. a te blogspotowe postaram się nadrobić jak najszybciej :) trzymajcie się,
aśka.
PS. jeśli ktoś w trakcie nie włączył sobie pojawiających się w rozdziale utworów, a miałby ochotę ich posłuchać, to wrzucam odnośniki: Hunter - Pomiędzy niebem a piekłem i Dżem - Wehikuł czasu
uwielbiam Twojego bloga! wszystko oczy sie tak naturalnie, nie na siłę jak w niektórych opowiadaniach, pisz dalej, zdecydowanie! :)
OdpowiedzUsuńczyli coś pomiędzy nią a Miśkiem zaczyna się poprawiać, tak.. bardziej? :) oby, ja nie mam nic przeciwko! ^^
OdpowiedzUsuńściskam :*
[three-other-worlds.blogspot.com] :)
Ja wiesz, Ja kocham, ja tu zawsze będę. ostatnio nadrobiłam twoje zakończone blogi. Są niesamowite podobnie jak ten. Mają taką magie która przepływa do mnie i ja sama odpływam. Mam nadzieję, że między tą dwójką już niebawem wybuchnie prawdziwe uczucie. Pełne namiętności ale i deliktaności.
OdpowiedzUsuńhttp://dont-blame-yourself.blogspot.com/ NOWOŚĆ -IGNACZAK.
Pozdrawiam Anka
Baśka się zakochała! Baśka się zakochała! :) wiedziałam,że w końcu ulegnie, no bo kto nie uległby Kubiaczkowi? Naszemu kochanemu Miśkowi? Nawet ja bym uległa (na jego korzyść działa jego kolor włosów i cudowne oczka :D) Cieszę się,że Basia już nie jest tak zawzięta w stosunku do Michała i dała mu w końcu jakąkolwiek szansę na znajomość ;)
OdpowiedzUsuńkiedyś Ci tam chyba wspomniałam, że jeśli znikasz, to masz pojawić się z czymś dłuższym, posłuchałaś mnie! ;> do rzeczy. przeczuwam, że rumieńce na twarzy Baśki nie są wynikiem tylko i wyłącznie zawstydzenia, czy niskiej temperatury.
OdpowiedzUsuń