Dźwięk
dzwonka komórkowego przeszył panującą w mieszkaniu ciszę, tym oto niezbyt
subtelnym sposobem budząc Baśkę ze snu. Dziewczyna po omacku, nie patrząc nawet
na ekran wyświetlacza, odrzuciła połączenie, a gdy chcąca dodzwonić się do niej
osoba ponowiła swoją próbę, zwyczajnie wyciągnęła baterię i rzuciła ją pod
łóżko, po czym nakryła poduszką głowę. Ktokolwiek śmiał wydzwaniać o tak
nieludzkiej porze i jakkolwiek istotną sprawę miał jej do przekazania, musiał
poczekać.
Ledwie
zdążyła zasnąć po raz drugi, poczuła, jak ktoś ciągnie ją za palec u stopy. Podciągnęła
nogi pod brodę i przewróciła się na drugi bok, gdy wtem uprzytomniła sobie, że
skoro jedynymi domownikami zamieszkującymi wynajęte przez nią lokum są Sierżant
i ona sama, a ze względu na brak kciuków kot nie byłby w stanie ująć ją za
jakąkolwiek część ciała, to w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze.
Gwałtownie poderwała się do siadu, odruchowo chwytając najbliżej leżący
przedmiot.
-
Spokojnie, odłóż broń – powiedział napastnik, podnosząc ręce w pokojowym geście
i wskazując podbródkiem na trzymaną przez Baśkę butelkę z wodą.
- Kubiak, cholera jasna! –
wykrzyknęła, odczuwając jednak niesamowitą ulgę. – Czy ciebie już zupełnie
porąbało?! Jak ty tutaj wszedłeś?!
- Dobre pytanie – odparł, a w
jego głosie pobrzmiewała nuta złości. – Drzwi były otwarte.
- Rany, znowu zapomniałam –
westchnęła, przewracając oczami.
- Zapomniałaś?! Jak to
zapomniałaś?! – zdenerwował się Michał. – A gdyby wszedł tu jakiś złodziej?
- Miałby problem, żeby znaleźć coś
godnego dokonania kradzieży.
- To nie jest zabawne – burknął.
– Jesteś zupełnie nieodpowiedzialna.
- Maluj usta, jak chcesz mi
matkować, Kubiak. – Baśka zaczęła się irytować. – Tak w ogóle, to po co tu
przyszedłeś? Chyba nie, żeby sprawdzić, czy zamknęłam drzwi?
- Miałem cię zabrać na mecz,
zapomniałaś?
- Nie, nie zapomniałam – odparła,
tłumiąc ziewnięcie. – Ale wydawało mi się, że to miało być wieczorem…
- O osiemnastej – uściślił
Michał.
- No właśnie. A która jest?
- Szesnasta – powiedział, po czym
spojrzał na zegarek i uściślił: - A dokładniej trzy po.
- Żartujesz sobie? – Baśka
wybałuszyła oczy. – Przepraszam, miałam ciężki dzień w pracy. Wróciłam do domu
około siódmej.
- Spodziewałem się tego, więc
przyjechałem wcześniej.
- Michał, możemy to przełożyć? –
jęknęła błagalnie.
- Jasne, zaraz zadzwonię do
Lorenzo i to załatwię – odparł, wzruszając ramionami. – Kiedy ci pasuje?
Poniedziałek, wtorek? Niedziela odpada, idziemy na mszę do Brata Alberta.
- Ekstra – powiedziała, wtulając
głowę w poduszkę. – Nie wiem, kim jest Lorenzo, ale przeproś go ode mnie.
Baśka
przeciągnęła się z błogością, przymknęła powieki i próbowała szczelniej okryć
się kołdrą, ale napotkała opór. Z niechęcią spojrzała na Kubiaka,
przytrzymującego kołdrę z drugiej strony.
-
Co jest? – warknęła. – Przecież powiedziałeś, że…
Urwała,
ponieważ dotarło do niej, że słowa Michała były najlepiej zamaskowaną ironią,
jaką kiedykolwiek słyszała. Chłopak próbował patrzeć na nią złowrogo, ale widać
było, że ledwo powstrzymuje śmiech.
-
Masz pół godziny – oznajmił, roztwierając palce Baśki, kurczowo ściskające róg
kołdry.
- Zabawne – wymamrotała. – Szkoła
aktorska czeka, kabareciarzu.
Dziewczyna
próbowała pokonać drogę do łazienki najszybciej jak to tylko możliwe, żeby
Kubiak nie zdążył zbyt długo przyjrzeć się wizerunkowi zielonego Czesia, dumnie
prezentującego swój mózg na jej podkoszulku, jednak możliwości, którymi
dysponowała były co najmniej mierne. Na zesztywniałych nogach przeszła, a
raczej przewlekła się przez pokój.
Przez
chwilę siedziała na brzegu wanny, próbując się rozbudzić i zrozumieć, co się
właśnie stało. Co ten dwumetrowy facet robił w jej mieszkaniu? W każdych innych
warunkach ucieszyłaby się na jego widok, ale wylegiwanie się w łóżku w piżamie
z bohaterem popularnego serialu animowanego i fryzurą inspirowaną Edwardem
Nożycorękim nie należy do sprzyjającej sytuacji.
Pierwszy
raz dziękowała niebiosom za to, że bojler wiszący pod sufitem, to tak naprawdę
atrapa, a temperatura wody lecącej z kranu wynosiła zero stopni. Był to drugi
najlepszy sposób na otrzeźwienie, zaraz po ogromnym kubku kawy i na równi z
telefonem od matki, jeżeli jest się nastolatką, pijącą wódkę prosto z butelki.
Po
wyjściu spod prysznica Baśka oparła się rękoma o umywalkę i spojrzała w lustro.
Spojrzenie może i miała mniej mętne niż przed pięcioma minutami, ale fioletowe
worki pod oczami nadal wyraźnie kontrastowały z niezdrowo bladą skórą twarzy. Po
omacku zaczęła szperać w stojącym na posadzce koszyku w poszukiwaniach zbyt
ciemnego fluidu, będącego zupełnie nietrafionym prezentem świątecznym od jednej
z ciotek. Data ważności widniejąca na opakowaniu skończyła się jakieś dwa lata
temu. Dziewczyna przez chwilę wahała się, ale w końcu uznała, że skoro nie jest
to produkt spożywczy, to limit przydatności go nie obejmuje. Nałożyła kosmetyk
na twarz, ale efekt bynajmniej nie był zadowalający. Co więcej, wyglądała
gorzej niż bez makijażu. Baśka westchnęła z rozpaczą i czym prędzej zmyła z
siebie podkład. W dodatku skóra na nosie zaczynała ją nieco swędzieć. Nie wiedziała,
czy to efekt placebo, czy może faktycznie powinna wyrzucić przeterminowaną maź
do kosza na śmieci.
W
końcu wyszła z łazienki, pomalowana odpowiednimi kosmetykami i ubrana w mniej
infantylną koszulkę. Jej oczom ukazał się Michał, klęczący na podłodze i
wpatrujący się w szparę pomiędzy lodówką a szafką kuchenną.
-
Ty serio mówiłaś o tym kocie – powiedział zaskoczony.
- Mało zabawny byłby to żart –
odparła Baśka, kucając obok Kubiaka i wyciągając zwierzę z jego kryjówki.
- Ma jakieś imię?
- Oficjalnie, to nie. – Nagle
Baśka zdała sobie sprawę z tego, że zapomniała go nazwać. – Ale często mówię do
niego Sierżancie.
- Sierżancie? – Michał wybuchnął
takim śmiechem, że aż musiał przysiąść na piętach, by nie stracić równowagi. –
Do kota?
- Nie wiem, dlaczego tak cię to
śmieszy. – Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Ludzie nadają dziwniejsze imiona
dzieciom.
- Biedny… - stwierdził i podrapał
dachowca za uchem.
- Teraz to dopiero jest biedny –
fuknęła Baśka. – Przestań go straszyć, idziemy.
Michał
niechętnie podniósł się z klęczek. Kto by
pomyślał, że taki z niego miłośnik zwierząt, pomyślała dziewczyna,
ściągając z wieszaka torebkę.
-
Nie zapomnij zamknąć drzwi – rzucił Kubiak, wychodząc na klatkę schodową.
- Dzięki, że mi przypomniałeś –
odburknęła. – Może powinieneś ze mną zamieszkać, żeby móc to robić codziennie?
- Nie ma sprawy, ale musielibyśmy
przeprowadzić się do mnie – powiedział otwarcie.
Baśka
ściągnęła brwi i posłała mu wściekłe spojrzenie.
-
Sto razy bardziej wolę mieszkać w swojej obskurnej kawalerce, niż w twoim
wypasionym mieszkaniu.
-
Mam coś dla ciebie – oznajmił wesoło Michał, gdy już jechali ulicami
Jastrzębia.
- Ciekawe co – powiedziała Baśka,
chociaż jej głos daleki był od jakiejkolwiek ciekawości.
- Otwórz schowek.
- Wiem, że nie jest to żadna z
płyt, chociaż bardzo bym chciała, żeby była – zaśmiała się, po czym wyciągnęła
z samochodowej skrytki dużą koszulkę z trzynastką i napisem KUBIAK na plecach.
- Nie musisz przebierać się tutaj
– powiedział dobrodusznie.
- Jakbym miała taki zamiar… –
odparła Baśka. – Nie uważasz, że to trochę… obciach?
- Czemu obciach? – żachnął się. –
Nie jestem cieniasem, wychodzę w podstawowej szóstce!
- Nie o to chodzi. – Machnęła
ręką. – Pomarańczowy, to nie jest mój kolor. W dodatku nie mam pojęcia o
siatkówce, a w tym będę wyglądać jak zapalony kibic.
Michał
oderwał wzrok od jezdni i zerknął w jej stronę. Nie uwierzył jej
-
Jak nie chcesz, to nie musisz jej zakładać – powiedział.
- Jesteś zły? – zapytała
niepewnie.
- Nie, nie jestem – odpowiedział
i chyba nie kłamał. – Ale weź ją sobie, możesz zastąpić nią tę okropną piżamkę.
Baśka
roześmiała się i uderzyła go zwiniętą koszulką po głowie. Nie czuła już
zmęczenia. Uczucie to zastąpiło inne, coś jakby… stres. Obawiała się, że
wszyscy będą na nią patrzeć, szeptać za jej plecami, może uznają ją za
najnowszą zdobycz Kubiaka? Nie potrafiła pozbyć się tej myśli, nawet spokój
bijący od Michała tego nie zmienił. Już widziała te tysiące par wlepionych w
nią oczu, ich obgadujących ją właścicieli.
Zajechali
na niemalże pusty jeszcze parking przed halą. Na dworze dawno już zapanował
zmrok, więc sztucznie podświetlony budynek prezentował się monumentalnie. Baśka
poczuła się przytłoczona tym ogromem. W jej głowie zapaliła się czerwona lampka
alarmowa, nakazująca jej jak najszybsze zebranie manatek i ucieczkę z tego
miejsca.
-
Ta literka oznacza sektor, a tutaj jest napisany numer krzesełka – wytłumaczył
Michał, wciskając bilet w dłoń dziewczyny. – Masz kluczyki, po meczu czekaj na
mnie w samochodzie.
- Okej, powodzenia.
Chociaż
wcale tego nie potrzebował, dziewczyna chciała jakoś dodać mu otuchy, jednak
zbyt długo wahała się, czy to zrobić i w końcu tylko poklepała go pokrzepiająco
po ramieniu.
-
Nie zgub się – powiedział z pełną powagą.
- Dobrze, mamo – obiecała,
unosząc w górę dwa palce, jak do przysięgi.
Michał
odszedł w stronę wejścia dla zawodników, a Baśka udała się na poszukiwania
swojego miejsca. W przeciwieństwie do parkingu, hala była wypełniona już
przynajmniej w połowie. Dziewczyna zauważyła, że większość ludzi miała na sobie
klubowe koszulki zawodników. Pożałowała, że zostawiła prezent od Kubiaka w jego
samochodzie. Ten biało-pomarańczowy spadochron znacznie ułatwiłby jej
wmieszanie się w tłum.
Wbrew
jej wcześniejszym obawom, żadne aroganckie spojrzenie nie zostało skierowane w
jej kierunku. Nikt nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Ludzie zajęci byli
robieniem zdjęć i wypatrywaniem zawodników. A gdy ci nareszcie pojawili się na
boisku, halę wypełniły krzyki i głośne oklaski.
Kilka
informacji wstępnych podanych przez komentatora, prezentacja zawodników – przy
nazwisku Kubiak, Baśkę przeszył dreszcz, a na jej twarzy mimowolnie pojawił się
uśmiech – i pierwsza piłka została wybita na aut. Przez kilka początkowych
akcji meczu obie drużyny szły łeb w łeb. Wszystko działo się bardzo szybko,
ogromni faceci odbijali się od ziemi, uderzając z całej siły w skórzaną piłkę
tak, że ta latała z prędkością dwustu kilometrów na godzinę. W końcu jednak
Baśce udało się mniej więcej połapać w tym wszystkim i choć wciąż rejestrowała
wszystko z lekkim opóźnieniem, razem z innymi obecnymi na hali ludźmi biła
brawo, gdy drużyna Michała schodziła na pierwszą przerwę techniczną, prowadząc
czterema punktami.
Dziewczyna
za wszelką cenę starała się zapamiętać nazwiska zawodników jastrzębskiej
drużyny, ale obcokrajowcy pokroju Van de Voorde skutecznie jej to
uniemożliwiali. Tak samo, jak uniemożliwiali siatkarzom z Bydgoszczy
umieszczenie piłki w swojej połowie boiska i tym samym wygrali pierwszą partię,
pozwalając przeciwnikom zdobyć zaledwie czternaście punktów.
Drugi
set trwał już nieco dłużej. Przez pewien czas bydgoszczanie osiągnęli nawet
przewagę. Baśka skorzystała z tego i po kilkukrotnym powtarzaniu w głowie tego,
co wykrzykiwali kibice i komentator, umiała już rozpoznać kapitana drużyny
Jastrzębia, czyli Michała Łasko, Alana Pajenka, którego nazwisko niezmiernie ją
bawiło oraz nieustannie ślizgającego się po podłodze Damiana Wojtaszka.
Jednak
najczęściej wspominaną postacią był Michał Kubiak. Baśka po raz pierwszy
widziała go tak skupionego. Nie rozglądał się na boki, tylko patrzył wprost na
przeciwnika. Wiedziała, że kiedy krzyczał, próbował zmotywować siebie i swoich
kolegów. Dawał z siebie wszystko i nawet gdy już po zakończeniu meczu odbierał
nagrodę dla najlepszego zawodnika, wciąż oddychał ciężko.
-
Gratuluję – powiedziała Baśka, gdy Michał wsiadł do samochodu.
- Dzięki – rzucił, uśmiechając
się. – I jak ci się podobało?
- Nie było źle.
- To co, wpadniesz na następny? –
bardziej stwierdził, niż zapytał Kubiak.
- Jeśli nie będę pracowała, to
właściwie czemu nie – odparła. – A co tam później dostałeś?
- Otwórz i zobacz. - Chłopak
położył jej na kolanach torbę treningową.
- Całkiem ładne – stwierdziła
Baśka, wyciągając ze środka szklaną statuetkę i oglądając ją z każdej strony. –
Postaw sobie na kominku.
- Nawet gdybym miał kominek, to
miejsce na nim już dawno by się skończyło.
- Chwalipięta… - mruknęła. –
Wydawało mi się, że dali ci też kosz z owocami. Jestem piekielnie głodna.
- Błagam cię, myślisz, że w
szatni, w której siedzi dwunastu chłopa, uchowa się jakiekolwiek jedzenie? –
zaśmiał się. – Ale poszukaj, może zostało jakieś samotne jabłuszko.
- Dzięki, przegłodzę się –
odparła dziewczyna, rzucając torbę na tylne siedzenie. – Boję się, że jak
wsadzę rękę głębiej, to coś mi ją odgryzie.
Wyjrzała
przez okno. Krajobraz za nim nieco się zmienił i zamiast blokowisk widać było
pojedyncze domy.
-
Ej, czy my czasami nie przejechaliśmy mojego osiedla? – zapytała.
- Nie odwożę cię do domu – odparł
Michał. – To zwycięstwo trzeba uczcić.
- Dzięki, że zapytałeś mnie o
zdanie – żachnęła się. – Możesz mi chociaż powiedzieć gdzie jedziemy?
- Do mnie.
- To gdzie ty mieszkasz? Na wsi?
- W Żorach.
- Niewiele się pomyliłam.
Żory
to miasto, którego specyficzną część historii stanowią powtarzające się pożary.
Jednak mieszkanie Kubiaka nie wyglądało, jakby którykolwiek z nich kiedyś je
dotknął. Znajdowało się w nowo wybudowanym bloku, a urządzono je z takim
smakiem, że niemożliwym było, aby Michał maczał w tym więcej niż opuszek małego
palca.
-
Napijesz się wina? – zapytał, wyciągając z barku dwa kieliszki.
Baśka
odpowiedziała skinięciem głowy. W czasie, gdy Kubiak krzątał się w kuchni w
poszukiwaniu otwieracza, ona rzuciła w kąt swoją torbę i zajęła się zwiedzaniem
mieszkania. Jedno miejsce szczególnie przyciągnęło jej uwagę.
-
To Monika? – zapytała, wskazując oprawione w ramkę zdjęcia, stojące na komodzie
- Mhm – potwierdził Michał,
wchodząc do salonu i stając za jej plecami.
Baśka
wzięła do ręki jedną z fotografii. Przedstawiała ona dwoje zakochanych ludzi.
Opalonych, uśmiechniętych. Bez wątpienia szczęśliwych. W tym samym momencie
przypomniała sobie, gdy pierwszy raz rozmawiali z Michałem normalnie, bez
docinków, dawnej urazy, kiedy to wcieliła się w rolę jego prywatnego
psychoterapeuty i, zastosowawszy dość niekonwencjonalne metody leczenia,
sprawiła, że opowiedział jej wszystko o swoich problemach.
-
I co teraz? – Odłożyła ramkę ze zdjęciem na miejsce, utkwiwszy wzrok w Kubiaku.
– Gdzie ona jest?
- Pojechała do Wałcza, do
rodziców – wyjaśnił. – Postanowiliśmy dać sobie trochę czasu.
- Czy… czy to ja ci to
doradziłam?
- Nie pamiętam. – Michał wzruszył
ramionami, kręcąc głową. – Ale to była bardzo dobra decyzja. Tak mi się
przynajmniej teraz wydaje.
Poczuła,
jak ściska ją w dołku, a obraz stawał się coraz bardziej zamglony. Podniosła
spojrzenie w górę i zacisnęła dłonie w pięści, próbując za wszelką cenę
powstrzymać napływające łzy. Nie mogła się rozpłakać, nie przy Michale.
Przecież była świadoma tego, że ma dziewczynę, w dodatku niczego jej nie
obiecywał. To ona pomyślała sobie nie wiadomo co, źle zinterpretowała jego
zachowanie. Głupia! wyrzucała sobie.
-
Co się dzieje? – zapytał zaniepokojony Kubiak. – Baśka, wszystko okej?
- Tak, tak, wszystko w porządku.
– Dziewczyna otrząsnęła się, a następnie pozbierała z podłogi swoje rzeczy i
zaczęła chyłkiem wycofywać się w kierunku korytarza. – Pójdę już.
- Ale dopiero przyszłaś… - Michał
był kompletnie zdezorientowany.
- Taaak – wydukała. – Strasznie
boli mnie głowa, a jutro muszę iść do pracy.
- Zostań jeszcze trochę – niemalże
błagał ją. – Teraz nie mogę cię odwieźć…
Nieco
zbyt gwałtownie poruszył trzymanym w ręku kieliszkiem z winem i tym samym na
jasnych panelach pojawiła się czerwona plama. Baśka wyciągnęła z kieszeni
chusteczkę i od razu rzuciła się, żeby ją wytrzeć, byle tylko zająć czymś
drżące dłonie i nie musieć patrzeć Michałowi w oczy.
-
Nic nie szkodzi, ja… przejdę się.
- Baśka, to jest dwadzieścia
kilometrów. – Spojrzał na nią zrozpaczony. – Jeśli chodzi ci o Monikę, to…
- Nie musisz się tłumaczyć –
przerwała mu twardo. – Pojadę autobusem, tu obok jest przystanek, prawda?
- To chociaż taksówkę ci zamówię!
– krzyknął za nią, ale dziewczyna już zbiegała po schodach.
Kubiak
zaklął siarczyście i z głośnym hukiem zatrzasnął drzwi. Upijając duży łyk wina,
stanął przed komodą, dokładniej niż zwykle przyglądając się stojącym na niej
zdjęciom. Na jednym on z Moniką po meczu w katowickim Spodku, na drugim razem w
centrum Wałcza, a na kolejnym, tym krzywo odstawionym, które chwilę wcześniej
trzymała w ręku Baśka, podczas wakacji na egzotycznej plaży. Na każdym tonący w
swoich objęciach.
Nagle
zamachnął się i jednym ruchem strącił na ziemię wszystkie ramki. Rozległ się
dźwięk tłuczonego szkła, a jego odłamki rozbryznęły się po podłodze. Nie
poczuł jednak żadnej ulgi, ani tym bardziej nie cofnął czasu. Stał sam pośrodku
pokoju, a po Baśce został tylko ledwie wyczuwalny zapach perfum i niedopity
kieliszek wina.
__________________________
wczorajsza wygrana Koksów zainspirowała mnie na tyle, że zamiast czytać 'Ferdydurke' (btw. nie mogę zdzierżyć tej książki xd) postanowiłam dopisać co nieco do tej części i w ten oto sposób dzisiaj wypuszczam ją w całości :)
nie wiem, czy też tak macie, ale ja zaczynając pisać opowiadanie najpierw mam w głowie jakąś konkretną sytuację, a później pojawia się cały zarys historii. w przypadku Reemigracji były dwa takie fragmenty: końcówka tej części i końcówka ostatniej odsłony. jak można więc zauważyć, trzymałam ten tekst w przysłowiowej szufladzie dosyć długo. chciałam go odwlec najbardziej jak się da, miałam zamiar poprzedzić go jeszcze jednym rozdziałem, ale w końcu uznałam, że nie ma co na siłę przeciągać. to musiało się w końcu stać, bo nie można udawać, że Monika nie istnieje, prawda?
coraz dłuższe mi wychodzą te części, a ta miała być jeszcze dłuższa, bo początkowo opis meczu zajmował prawie dwie strony, ale doszłam do wniosku, że to nie jest miejsce na spełnianie moich dziennikarsko-sprawozdawczych marzeń, więc skróciłam to mocno i skupiłam się na Baśce, a nie siatkówce.
brawo Koksy, brawo moja Resovio kochana!
ściskam Was wszystkich,
aśka.
Lubię długie rozdziały. Tak i ja też tak mam, że od tej jednej idealnej sytuacji rozkwita całe opowiadanie.
OdpowiedzUsuńBoże Basiu, wróćże do Michasia. Kurdę w sumie jakbym była na jej miejscu to nie wiem też co bym sobie pomyślała, bo można to odebrać też, tak że Michcio sobie ją trochę omamił. No, ale też z drugiej strony nic jej nie obiecywał. Mam nadzieję, że jeszcze dojrzeją do rozmowy i ją przeprowadzą.
OdpowiedzUsuńSerdecznie i równie mocno zapraszam na prolog mojej nowej historii. Historii nie łatwej. Jest to opowiadanie o dwojgu ludzi niekochanych, których połączy coś niesamowitego.Wręcz nieprawdopodobnego. W rolach głównych Nowakowski vs. Wojciechowska. blekitneoczy1.blogspot.com
Pozdrawiam
W Twoim wykonaniu te rozdziały mogą być jeszcze dłuższe, zupełnie mi to nie przeszkadza. Nawet lepiej :)
OdpowiedzUsuńJak ja polubiłam tę dwójkę:> Mam tylko nadzieję, że nie będą uciekać i szczerze porozmawiają.
Kocham Twojego bloga!!!
OdpowiedzUsuń' Sen. Bardzo go lubisz. Lubisz również śnić, hasać z ze znajomym Morfeuszem po bezdrożach, po polach pełnych żółtych kwiatów, Twoim katem i utrapieniem jest dzwoniący jak co rano żelaznymi obręczami Mefisto- czyli innymi słowy mówiąc budzik. '
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział drugi : http://blekitneoczy1.blogspot.com/2013/12/two.html
Pozdrawiam Anka
Zapraszam na nowość na jestes-wszystkim-czego-potrzebuje.blogspot.com
OdpowiedzUsuń