niedziela, 17 listopada 2013

Chciałabym już odejść stąd.

            Dźwięk dzwonka komórkowego przeszył panującą w mieszkaniu ciszę, tym oto niezbyt subtelnym sposobem budząc Baśkę ze snu. Dziewczyna po omacku, nie patrząc nawet na ekran wyświetlacza, odrzuciła połączenie, a gdy chcąca dodzwonić się do niej osoba ponowiła swoją próbę, zwyczajnie wyciągnęła baterię i rzuciła ją pod łóżko, po czym nakryła poduszką głowę. Ktokolwiek śmiał wydzwaniać o tak nieludzkiej porze i jakkolwiek istotną sprawę miał jej do przekazania, musiał poczekać.
            Ledwie zdążyła zasnąć po raz drugi, poczuła, jak ktoś ciągnie ją za palec u stopy. Podciągnęła nogi pod brodę i przewróciła się na drugi bok, gdy wtem uprzytomniła sobie, że skoro jedynymi domownikami zamieszkującymi wynajęte przez nią lokum są Sierżant i ona sama, a ze względu na brak kciuków kot nie byłby w stanie ująć ją za jakąkolwiek część ciała, to w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze. Gwałtownie poderwała się do siadu, odruchowo chwytając najbliżej leżący przedmiot.
            - Spokojnie, odłóż broń – powiedział napastnik, podnosząc ręce w pokojowym geście i wskazując podbródkiem na trzymaną przez Baśkę butelkę z wodą.
- Kubiak, cholera jasna! – wykrzyknęła, odczuwając jednak niesamowitą ulgę. – Czy ciebie już zupełnie porąbało?! Jak ty tutaj wszedłeś?!
- Dobre pytanie – odparł, a w jego głosie pobrzmiewała nuta złości. – Drzwi były otwarte.
- Rany, znowu zapomniałam – westchnęła, przewracając oczami.
- Zapomniałaś?! Jak to zapomniałaś?! – zdenerwował się Michał. – A gdyby wszedł tu jakiś złodziej?
- Miałby problem, żeby znaleźć coś godnego dokonania kradzieży.
- To nie jest zabawne – burknął. – Jesteś zupełnie nieodpowiedzialna.
- Maluj usta, jak chcesz mi matkować, Kubiak. – Baśka zaczęła się irytować. – Tak w ogóle, to po co tu przyszedłeś? Chyba nie, żeby sprawdzić, czy zamknęłam drzwi?
- Miałem cię zabrać na mecz, zapomniałaś?
- Nie, nie zapomniałam – odparła, tłumiąc ziewnięcie. – Ale wydawało mi się, że to miało być wieczorem…
- O osiemnastej – uściślił Michał.
- No właśnie. A która jest?
- Szesnasta – powiedział, po czym spojrzał na zegarek i uściślił: - A dokładniej trzy po.
- Żartujesz sobie? – Baśka wybałuszyła oczy. – Przepraszam, miałam ciężki dzień w pracy. Wróciłam do domu około siódmej.
- Spodziewałem się tego, więc przyjechałem wcześniej.
- Michał, możemy to przełożyć? – jęknęła błagalnie.
- Jasne, zaraz zadzwonię do Lorenzo i to załatwię – odparł, wzruszając ramionami. – Kiedy ci pasuje? Poniedziałek, wtorek? Niedziela odpada, idziemy na mszę do Brata Alberta.
- Ekstra – powiedziała, wtulając głowę w poduszkę. – Nie wiem, kim jest Lorenzo, ale przeproś go ode mnie.
            Baśka przeciągnęła się z błogością, przymknęła powieki i próbowała szczelniej okryć się kołdrą, ale napotkała opór. Z niechęcią spojrzała na Kubiaka, przytrzymującego kołdrę z drugiej strony.
            - Co jest? – warknęła. – Przecież powiedziałeś, że…
            Urwała, ponieważ dotarło do niej, że słowa Michała były najlepiej zamaskowaną ironią, jaką kiedykolwiek słyszała. Chłopak próbował patrzeć na nią złowrogo, ale widać było, że ledwo powstrzymuje śmiech.
            - Masz pół godziny – oznajmił, roztwierając palce Baśki, kurczowo ściskające róg kołdry.
- Zabawne – wymamrotała. – Szkoła aktorska czeka, kabareciarzu.
            Dziewczyna próbowała pokonać drogę do łazienki najszybciej jak to tylko możliwe, żeby Kubiak nie zdążył zbyt długo przyjrzeć się wizerunkowi zielonego Czesia, dumnie prezentującego swój mózg na jej podkoszulku, jednak możliwości, którymi dysponowała były co najmniej mierne. Na zesztywniałych nogach przeszła, a raczej przewlekła się przez pokój.
            Przez chwilę siedziała na brzegu wanny, próbując się rozbudzić i zrozumieć, co się właśnie stało. Co ten dwumetrowy facet robił w jej mieszkaniu? W każdych innych warunkach ucieszyłaby się na jego widok, ale wylegiwanie się w łóżku w piżamie z bohaterem popularnego serialu animowanego i fryzurą inspirowaną Edwardem Nożycorękim nie należy do sprzyjającej sytuacji.
            Pierwszy raz dziękowała niebiosom za to, że bojler wiszący pod sufitem, to tak naprawdę atrapa, a temperatura wody lecącej z kranu wynosiła zero stopni. Był to drugi najlepszy sposób na otrzeźwienie, zaraz po ogromnym kubku kawy i na równi z telefonem od matki, jeżeli jest się nastolatką, pijącą wódkę prosto z butelki.
            Po wyjściu spod prysznica Baśka oparła się rękoma o umywalkę i spojrzała w lustro. Spojrzenie może i miała mniej mętne niż przed pięcioma minutami, ale fioletowe worki pod oczami nadal wyraźnie kontrastowały z niezdrowo bladą skórą twarzy. Po omacku zaczęła szperać w stojącym na posadzce koszyku w poszukiwaniach zbyt ciemnego fluidu, będącego zupełnie nietrafionym prezentem świątecznym od jednej z ciotek. Data ważności widniejąca na opakowaniu skończyła się jakieś dwa lata temu. Dziewczyna przez chwilę wahała się, ale w końcu uznała, że skoro nie jest to produkt spożywczy, to limit przydatności go nie obejmuje. Nałożyła kosmetyk na twarz, ale efekt bynajmniej nie był zadowalający. Co więcej, wyglądała gorzej niż bez makijażu. Baśka westchnęła z rozpaczą i czym prędzej zmyła z siebie podkład. W dodatku skóra na nosie zaczynała ją nieco swędzieć. Nie wiedziała, czy to efekt placebo, czy może faktycznie powinna wyrzucić przeterminowaną maź do kosza na śmieci.
            W końcu wyszła z łazienki, pomalowana odpowiednimi kosmetykami i ubrana w mniej infantylną koszulkę. Jej oczom ukazał się Michał, klęczący na podłodze i wpatrujący się w szparę pomiędzy lodówką a szafką kuchenną.
            - Ty serio mówiłaś o tym kocie – powiedział zaskoczony.
- Mało zabawny byłby to żart – odparła Baśka, kucając obok Kubiaka i wyciągając zwierzę z jego kryjówki.
- Ma jakieś imię?
- Oficjalnie, to nie. – Nagle Baśka zdała sobie sprawę z tego, że zapomniała go nazwać. – Ale często mówię do niego Sierżancie.
- Sierżancie? – Michał wybuchnął takim śmiechem, że aż musiał przysiąść na piętach, by nie stracić równowagi. – Do kota?
- Nie wiem, dlaczego tak cię to śmieszy. – Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Ludzie nadają dziwniejsze imiona dzieciom.
- Biedny… - stwierdził i podrapał dachowca za uchem.
- Teraz to dopiero jest biedny – fuknęła Baśka. – Przestań go straszyć, idziemy.
            Michał niechętnie podniósł się z klęczek. Kto by pomyślał, że taki z niego miłośnik zwierząt, pomyślała dziewczyna, ściągając z wieszaka torebkę.
            - Nie zapomnij zamknąć drzwi – rzucił Kubiak, wychodząc na klatkę schodową.
- Dzięki, że mi przypomniałeś – odburknęła. – Może powinieneś ze mną zamieszkać, żeby móc to robić codziennie?
- Nie ma sprawy, ale musielibyśmy przeprowadzić się do mnie – powiedział otwarcie.
            Baśka ściągnęła brwi i posłała mu wściekłe spojrzenie.
            - Sto razy bardziej wolę mieszkać w swojej obskurnej kawalerce, niż w twoim wypasionym mieszkaniu.

            - Mam coś dla ciebie – oznajmił wesoło Michał, gdy już jechali ulicami Jastrzębia.
- Ciekawe co – powiedziała Baśka, chociaż jej głos daleki był od jakiejkolwiek ciekawości.
- Otwórz schowek.
- Wiem, że nie jest to żadna z płyt, chociaż bardzo bym chciała, żeby była – zaśmiała się, po czym wyciągnęła z samochodowej skrytki dużą koszulkę z trzynastką i napisem KUBIAK na plecach.
- Nie musisz przebierać się tutaj – powiedział dobrodusznie.
- Jakbym miała taki zamiar… – odparła Baśka. – Nie uważasz, że to trochę… obciach?
- Czemu obciach? – żachnął się. – Nie jestem cieniasem, wychodzę w podstawowej szóstce!
- Nie o to chodzi. – Machnęła ręką. – Pomarańczowy, to nie jest mój kolor. W dodatku nie mam pojęcia o siatkówce, a w tym będę wyglądać jak zapalony kibic.
            Michał oderwał wzrok od jezdni i zerknął w jej stronę. Nie uwierzył jej
            - Jak nie chcesz, to nie musisz jej zakładać – powiedział.
- Jesteś zły? – zapytała niepewnie.
- Nie, nie jestem – odpowiedział i chyba nie kłamał. – Ale weź ją sobie, możesz zastąpić nią tę okropną piżamkę.
            Baśka roześmiała się i uderzyła go zwiniętą koszulką po głowie. Nie czuła już zmęczenia. Uczucie to zastąpiło inne, coś jakby… stres. Obawiała się, że wszyscy będą na nią patrzeć, szeptać za jej plecami, może uznają ją za najnowszą zdobycz Kubiaka? Nie potrafiła pozbyć się tej myśli, nawet spokój bijący od Michała tego nie zmienił. Już widziała te tysiące par wlepionych w nią oczu, ich obgadujących ją właścicieli.
            Zajechali na niemalże pusty jeszcze parking przed halą. Na dworze dawno już zapanował zmrok, więc sztucznie podświetlony budynek prezentował się monumentalnie. Baśka poczuła się przytłoczona tym ogromem. W jej głowie zapaliła się czerwona lampka alarmowa, nakazująca jej jak najszybsze zebranie manatek i ucieczkę z tego miejsca.
            - Ta literka oznacza sektor, a tutaj jest napisany numer krzesełka – wytłumaczył Michał, wciskając bilet w dłoń dziewczyny. – Masz kluczyki, po meczu czekaj na mnie w samochodzie.
- Okej, powodzenia.
            Chociaż wcale tego nie potrzebował, dziewczyna chciała jakoś dodać mu otuchy, jednak zbyt długo wahała się, czy to zrobić i w końcu tylko poklepała go pokrzepiająco po ramieniu.
            - Nie zgub się – powiedział z pełną powagą.
- Dobrze, mamo – obiecała, unosząc w górę dwa palce, jak do przysięgi.
            Michał odszedł w stronę wejścia dla zawodników, a Baśka udała się na poszukiwania swojego miejsca. W przeciwieństwie do parkingu, hala była wypełniona już przynajmniej w połowie. Dziewczyna zauważyła, że większość ludzi miała na sobie klubowe koszulki zawodników. Pożałowała, że zostawiła prezent od Kubiaka w jego samochodzie. Ten biało-pomarańczowy spadochron znacznie ułatwiłby jej wmieszanie się w tłum.
            Wbrew jej wcześniejszym obawom, żadne aroganckie spojrzenie nie zostało skierowane w jej kierunku. Nikt nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Ludzie zajęci byli robieniem zdjęć i wypatrywaniem zawodników. A gdy ci nareszcie pojawili się na boisku, halę wypełniły krzyki i głośne oklaski.
            Kilka informacji wstępnych podanych przez komentatora, prezentacja zawodników – przy nazwisku Kubiak, Baśkę przeszył dreszcz, a na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech – i pierwsza piłka została wybita na aut. Przez kilka początkowych akcji meczu obie drużyny szły łeb w łeb. Wszystko działo się bardzo szybko, ogromni faceci odbijali się od ziemi, uderzając z całej siły w skórzaną piłkę tak, że ta latała z prędkością dwustu kilometrów na godzinę. W końcu jednak Baśce udało się mniej więcej połapać w tym wszystkim i choć wciąż rejestrowała wszystko z lekkim opóźnieniem, razem z innymi obecnymi na hali ludźmi biła brawo, gdy drużyna Michała schodziła na pierwszą przerwę techniczną, prowadząc czterema punktami.
            Dziewczyna za wszelką cenę starała się zapamiętać nazwiska zawodników jastrzębskiej drużyny, ale obcokrajowcy pokroju Van de Voorde skutecznie jej to uniemożliwiali. Tak samo, jak uniemożliwiali siatkarzom z Bydgoszczy umieszczenie piłki w swojej połowie boiska i tym samym wygrali pierwszą partię, pozwalając przeciwnikom zdobyć zaledwie czternaście punktów.
            Drugi set trwał już nieco dłużej. Przez pewien czas bydgoszczanie osiągnęli nawet przewagę. Baśka skorzystała z tego i po kilkukrotnym powtarzaniu w głowie tego, co wykrzykiwali kibice i komentator, umiała już rozpoznać kapitana drużyny Jastrzębia, czyli Michała Łasko, Alana Pajenka, którego nazwisko niezmiernie ją bawiło oraz nieustannie ślizgającego się po podłodze Damiana Wojtaszka.
            Jednak najczęściej wspominaną postacią był Michał Kubiak. Baśka po raz pierwszy widziała go tak skupionego. Nie rozglądał się na boki, tylko patrzył wprost na przeciwnika. Wiedziała, że kiedy krzyczał, próbował zmotywować siebie i swoich kolegów. Dawał z siebie wszystko i nawet gdy już po zakończeniu meczu odbierał nagrodę dla najlepszego zawodnika, wciąż oddychał ciężko.

            - Gratuluję – powiedziała Baśka, gdy Michał wsiadł do samochodu.
- Dzięki – rzucił, uśmiechając się. – I jak ci się podobało?
- Nie było źle.
- To co, wpadniesz na następny? – bardziej stwierdził, niż zapytał Kubiak.
- Jeśli nie będę pracowała, to właściwie czemu nie – odparła. – A co tam później dostałeś?
- Otwórz i zobacz. - Chłopak położył jej na kolanach torbę treningową.
- Całkiem ładne – stwierdziła Baśka, wyciągając ze środka szklaną statuetkę i oglądając ją z każdej strony. – Postaw sobie na kominku.
- Nawet gdybym miał kominek, to miejsce na nim już dawno by się skończyło.
- Chwalipięta… - mruknęła. – Wydawało mi się, że dali ci też kosz z owocami. Jestem piekielnie głodna.
- Błagam cię, myślisz, że w szatni, w której siedzi dwunastu chłopa, uchowa się jakiekolwiek jedzenie? – zaśmiał się. – Ale poszukaj, może zostało jakieś samotne jabłuszko.
- Dzięki, przegłodzę się – odparła dziewczyna, rzucając torbę na tylne siedzenie. – Boję się, że jak wsadzę rękę głębiej, to coś mi ją odgryzie.
            Wyjrzała przez okno. Krajobraz za nim nieco się zmienił i zamiast blokowisk widać było pojedyncze domy.
            - Ej, czy my czasami nie przejechaliśmy mojego osiedla? – zapytała.
- Nie odwożę cię do domu – odparł Michał. – To zwycięstwo trzeba uczcić.
- Dzięki, że zapytałeś mnie o zdanie – żachnęła się. – Możesz mi chociaż powiedzieć gdzie jedziemy?
- Do mnie.
- To gdzie ty mieszkasz? Na wsi?
- W Żorach.
- Niewiele się pomyliłam.
            Żory to miasto, którego specyficzną część historii stanowią powtarzające się pożary. Jednak mieszkanie Kubiaka nie wyglądało, jakby którykolwiek z nich kiedyś je dotknął. Znajdowało się w nowo wybudowanym bloku, a urządzono je z takim smakiem, że niemożliwym było, aby Michał maczał w tym więcej niż opuszek małego palca.
            - Napijesz się wina? – zapytał, wyciągając z barku dwa kieliszki.
            Baśka odpowiedziała skinięciem głowy. W czasie, gdy Kubiak krzątał się w kuchni w poszukiwaniu otwieracza, ona rzuciła w kąt swoją torbę i zajęła się zwiedzaniem mieszkania. Jedno miejsce szczególnie przyciągnęło jej uwagę.
            - To Monika? – zapytała, wskazując oprawione w ramkę zdjęcia, stojące na komodzie
- Mhm – potwierdził Michał, wchodząc do salonu i stając za jej plecami.
            Baśka wzięła do ręki jedną z fotografii. Przedstawiała ona dwoje zakochanych ludzi. Opalonych, uśmiechniętych. Bez wątpienia szczęśliwych. W tym samym momencie przypomniała sobie, gdy pierwszy raz rozmawiali z Michałem normalnie, bez docinków, dawnej urazy, kiedy to wcieliła się w rolę jego prywatnego psychoterapeuty i, zastosowawszy dość niekonwencjonalne metody leczenia, sprawiła, że opowiedział jej wszystko o swoich problemach.
            - I co teraz? – Odłożyła ramkę ze zdjęciem na miejsce, utkwiwszy wzrok w Kubiaku. – Gdzie ona jest?
- Pojechała do Wałcza, do rodziców – wyjaśnił. – Postanowiliśmy dać sobie trochę czasu.
- Czy… czy to ja ci to doradziłam?
- Nie pamiętam. – Michał wzruszył ramionami, kręcąc głową. – Ale to była bardzo dobra decyzja. Tak mi się przynajmniej teraz wydaje.
            Poczuła, jak ściska ją w dołku, a obraz stawał się coraz bardziej zamglony. Podniosła spojrzenie w górę i zacisnęła dłonie w pięści, próbując za wszelką cenę powstrzymać napływające łzy. Nie mogła się rozpłakać, nie przy Michale. Przecież była świadoma tego, że ma dziewczynę, w dodatku niczego jej nie obiecywał. To ona pomyślała sobie nie wiadomo co, źle zinterpretowała jego zachowanie. Głupia! wyrzucała sobie.
            - Co się dzieje? – zapytał zaniepokojony Kubiak. – Baśka, wszystko okej?
- Tak, tak, wszystko w porządku. – Dziewczyna otrząsnęła się, a następnie pozbierała z podłogi swoje rzeczy i zaczęła chyłkiem wycofywać się w kierunku korytarza. – Pójdę już.
- Ale dopiero przyszłaś… - Michał był kompletnie zdezorientowany.
- Taaak – wydukała. – Strasznie boli mnie głowa, a jutro muszę iść do pracy.
- Zostań jeszcze trochę – niemalże błagał ją. – Teraz nie mogę cię odwieźć…
            Nieco zbyt gwałtownie poruszył trzymanym w ręku kieliszkiem z winem i tym samym na jasnych panelach pojawiła się czerwona plama. Baśka wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i od razu rzuciła się, żeby ją wytrzeć, byle tylko zająć czymś drżące dłonie i nie musieć patrzeć Michałowi w oczy.
            - Nic nie szkodzi, ja… przejdę się.
- Baśka, to jest dwadzieścia kilometrów. – Spojrzał na nią zrozpaczony. – Jeśli chodzi ci o Monikę, to…
- Nie musisz się tłumaczyć – przerwała mu twardo. – Pojadę autobusem, tu obok jest przystanek, prawda?
- To chociaż taksówkę ci zamówię! – krzyknął za nią, ale dziewczyna już zbiegała po schodach.
            Kubiak zaklął siarczyście i z głośnym hukiem zatrzasnął drzwi. Upijając duży łyk wina, stanął przed komodą, dokładniej niż zwykle przyglądając się stojącym na niej zdjęciom. Na jednym on z Moniką po meczu w katowickim Spodku, na drugim razem w centrum Wałcza, a na kolejnym, tym krzywo odstawionym, które chwilę wcześniej trzymała w ręku Baśka, podczas wakacji na egzotycznej plaży. Na każdym tonący w swoich objęciach.
            Nagle zamachnął się i jednym ruchem strącił na ziemię wszystkie ramki. Rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, a jego odłamki rozbryznęły się po podłodze. Nie poczuł jednak żadnej ulgi, ani tym bardziej nie cofnął czasu. Stał sam pośrodku pokoju, a po Baśce został tylko ledwie wyczuwalny zapach perfum i niedopity kieliszek wina.
__________________________
wczorajsza wygrana Koksów zainspirowała mnie na tyle, że zamiast czytać 'Ferdydurke' (btw. nie mogę zdzierżyć tej książki xd) postanowiłam dopisać co nieco do tej części i w ten oto sposób dzisiaj wypuszczam ją w całości :)
nie wiem, czy też tak macie, ale ja zaczynając pisać opowiadanie najpierw mam w głowie jakąś konkretną sytuację, a później pojawia się cały zarys historii. w przypadku Reemigracji były dwa takie fragmenty: końcówka tej części i końcówka ostatniej odsłony. jak można więc zauważyć, trzymałam ten tekst w przysłowiowej szufladzie dosyć długo. chciałam go odwlec najbardziej jak się da, miałam zamiar poprzedzić go jeszcze jednym rozdziałem, ale w końcu uznałam, że nie ma co na siłę przeciągać. to musiało się w końcu stać, bo nie można udawać, że Monika nie istnieje, prawda?
coraz dłuższe mi wychodzą te części, a ta miała być jeszcze dłuższa, bo początkowo opis meczu zajmował prawie dwie strony, ale doszłam do wniosku, że to nie jest miejsce na spełnianie moich dziennikarsko-sprawozdawczych marzeń, więc skróciłam to mocno i skupiłam się na Baśce, a nie siatkówce.
brawo Koksy, brawo moja Resovio kochana!
ściskam Was wszystkich,
aśka.

6 komentarzy:

  1. Lubię długie rozdziały. Tak i ja też tak mam, że od tej jednej idealnej sytuacji rozkwita całe opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże Basiu, wróćże do Michasia. Kurdę w sumie jakbym była na jej miejscu to nie wiem też co bym sobie pomyślała, bo można to odebrać też, tak że Michcio sobie ją trochę omamił. No, ale też z drugiej strony nic jej nie obiecywał. Mam nadzieję, że jeszcze dojrzeją do rozmowy i ją przeprowadzą.

    Serdecznie i równie mocno zapraszam na prolog mojej nowej historii. Historii nie łatwej. Jest to opowiadanie o dwojgu ludzi niekochanych, których połączy coś niesamowitego.Wręcz nieprawdopodobnego. W rolach głównych Nowakowski vs. Wojciechowska. blekitneoczy1.blogspot.com

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. W Twoim wykonaniu te rozdziały mogą być jeszcze dłuższe, zupełnie mi to nie przeszkadza. Nawet lepiej :)
    Jak ja polubiłam tę dwójkę:> Mam tylko nadzieję, że nie będą uciekać i szczerze porozmawiają.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham Twojego bloga!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. ' Sen. Bardzo go lubisz. Lubisz również śnić, hasać z ze znajomym Morfeuszem po bezdrożach, po polach pełnych żółtych kwiatów, Twoim katem i utrapieniem jest dzwoniący jak co rano żelaznymi obręczami Mefisto- czyli innymi słowy mówiąc budzik. '

    Zapraszam na rozdział drugi : http://blekitneoczy1.blogspot.com/2013/12/two.html

    Pozdrawiam Anka

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na nowość na jestes-wszystkim-czego-potrzebuje.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń