sobota, 14 grudnia 2013

Tak jak jest, jest dobrze.

            Ślizgając się na pokrytej kałużami i błotem ziemi, czując przy okazji, jak woda przecieka jej przez buty, mocząc jednocześnie skarpetki, dobiegła do stojącego na przystanku autobusu. Gdy zachrypniętym głosem upewniła się, że celem jego trasy jest Jastrzębie-Zdrój, zajęła miejsce na samym końcu. Drzwi zamknęły się, rozklekotany pojazd sapnął głośno i z warkotem silnika potoczył się po ulicy.
            Baśka wytarła rękawem kurtki zaparowaną szybę. Autobus nie rozwijał nawet w połowie takiej prędkości jak kubiakowe infiniti, więc miała okazję lepiej przyjrzeć się mijanym polom i obszarom zieleni. Nie żeby było co podziwiać – rozciągający się za oknem krajobraz był tak samo rozmokły jak wnętrze dziewczyny.
            Oparła głowę o zimne szkło. Miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze, ale po jej policzku nie popłynęła ani jedna łza, choć wybiegając z klatki Michała ledwo widziała przez zasnute mgłą oczy. Była kompletnie odrętwiała. Wszystkie myśli i emocje do tej pory kłębiące się w jej głowie skumulowały się gdzieś w okolicy żołądka, a nogi miała jak z waty. Wiedziała, że w tym właśnie momencie każda próba wstania o własnych siłach zakończyłaby się fiaskiem.
            W autobusie panowała taka cisza, że aż piszczało w uszach. Z radia nie leciała muzyka, nie wydawało ono nawet żadnych brzęczących dźwięków, świadczących o tym, że jest zepsute, nie prowadzono rozmów, bo i nie miał kto ich prowadzić, gdyż oprócz Baśki podróż do Jastrzębia odbywały jeszcze tylko dwie osoby, uzbrojone w słuchawki i siedzące w odległości czterech rzędów krzesełek od siebie.
            Za każdym razem, gdy koła pojazdu natrafiły na jedną z licznych kolein, Baśka podskakiwała na swoim miejscu, jak bezwładna kukła. Nie miała nawet siły, by unieść rękę i odgarnąć włosy, choć te rozsypały się po całej jej twarzy i drażniły oczy. Czuła się, jakby ktoś wepchnął ją w przepaść bez dna. Miała wrażenie, że będzie tak spadać i spadać w nieskończoność, nie mogąc nawet krzyknąć.
            - To już ostatni przystanek. – Głos kierowcy przywrócił Baśkę do świata żywych. – Musi pani wysiąść.
- Tak, jasne, przepraszam– wychrypiała, otrząsnąwszy się i wstała nieporadnie. – Do widzenia.
            Gdy w końcu udało jej się wydostać z autobusu, co jakiś czas przytrzymując się oparcia foteli, by uniknąć upadku, zaczęła nerwowo przetrząsać torebkę, sama nie wiedząc, czego szuka. Potrzebowała po prostu trochę czasu, żeby się ogarnąć, uświadomić sobie, gdzie jest i co się stało, a nie chciała stać bezczynnie na przystanku i rozglądać się wokoło. Kierowca wpatrywał się w nią uporczywie.
            W jednej z przegródek natknęła się na samotnego papierosa. Czując nagły przypływ ulgi wyciągnęła go i wsadziła sobie do ust. Gdy oprócz tego znalazła też prawie pustą paczkę zapałek, zalała ją fala szczęścia. Jak na prawdziwą falę przystało krótkotrwała, szybko przemijająca. Ręce trzęsły jej się tak bardzo, że nie była w stanie wykrzesać ognia. Bezskutecznie pocierała pokrytą siarką główką zapałki o draskę na opakowaniu. Podirytowana wyciągnęła zapalniczkę, ale i jej obsługa okazała się zbyt skomplikowana przy obecnym stanie dziewczyny. Kciuk nieustannie ześlizgiwał jej się z ząbkowanego kółka trącego.
            - Może pomogę? – zaproponował kierowca.
- Nie, nie trzeba – odparła Baśka, rumieniąc się.
            Próbowała schować papierosa do kieszeni, ale nie zdążyła, bo mężczyzna wyciągnął z kieszeni swoją zapalniczkę i bez problemu ją odpalił.
            - Dziękuję – rzuciła nieśmiało, wpatrując się w czubki swoich butów.
- Nie ma sprawy – odparł tamten, ale wbrew oczekiwaniom dziewczyny nie oddalił się, tylko wciąż stał przed nią, przyglądając jej się badawczo. – Coś się stało?
- Proszę sobie darować, mam dosyć psychiatrów z odzysku – burknęła.
- Tylko chciałem pomóc.
- Nie potrzebuję pomocy.
            Baśka poprawiła wiszącą jej na ramieniu torbę i odwróciła się na pięcie. Aż tak nisko jeszcze nie upadła, żeby zwierzać się jakiemuś przypadkowo napotkanemu facetowi. Przez podobny wyskok musiała skreślić jeden ze swoich ulubionych barów z listy odwiedzanych. Chociaż z drugiej strony była to prawdopodobnie jej ostatnia podróż na linii Żory-Jastrzębie, więc nawet nie odczułaby zakazu jazdy tym autobusem.
            Okazało się, że odległość od przystanku do baśkowego mieszkania nie była duża, ale wystarczająca, aby dziewczyna przemokła do suchej nitki. Wspinając się po schodach zostawiała za sobą ślad w postaci kropel wody, skapujących z jej kurtki.
            Baśka przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi. Skrzypieniu zawiasów towarzyszyło stukanie małych pazurków o podłogę. Zbudzony ze snu kot na zdrętwiałych łapach pokonał długość pokoju, by po chwili wdrapać się swojej pani na ręce. Poczuła ciepło jego małego ciałka i przeszedł ją dziwny dreszcz. Wrażenie kompletnego rozbicia wzmogło się. Po raz pierwszy tak dobitnie uświadomiła sobie, że jest zupełnie sama, że oprócz kota nie ma nikogo. Sierżant przytulił pyszczek do policzka dziewczyny, ale gdy kropla deszczówki spłynęła z jej włosów wprost na jego grzbiet otrząsnął się, prychnął zlękniony i zeskoczył na podłogę. Baśka stała w bezruchu, odprowadzając kota wzrokiem. Z otępienia wytrącił ją dopiero dźwięk telefonu. Podświetliła ekran, na którym pojawiła się informacja o pięciu nieodebranych połączeniach i jednej wiadomości. Wszystkie były od tej samej osoby. Jeszcze mocniej ścisnęło ją w żołądku. Skasowała połączenia i to samo chciała zrobić z wiadomością. Przez chwilę trwała z palcem nad klawiszem usuń, ale ostatecznie zrezygnowała i wcisnęła otwórz.

Basia, to nie tak jak myślisz. Oddzwoń do mnie, proszę.

            To nie tak jak myślisz. Najpopularniejsze i najgorsze usprawiedliwienie na świecie. Właściwie, to nawet nie można tego nazwać usprawiedliwieniem. Stanowi raczej próbę uświadomienia drugiej osobie, że jest kompletną kretynką, która nie potrafi zinterpretować prostej sytuacji. To jak odwracanie kota ogonem.
            Następna wiadomość.

Jak ty nie zadzwonisz, to ja to zrobię. Po raz kolejny.
Pozwól mi się wytłumaczyć.

            Ledwo zdążyła przeczytać te kilka słów, telefon zaczął wibrować, a z głośnika wydobyła się piskliwa melodia. Kubiak - wyświetliło się na ekranie. Baśce serce podskoczyło do gardła i gwałtowniej niż było to konieczne wcisnęła klawisz z symbolem czerwonej słuchawki. Nie miała zamiaru z nim rozmawiać. Bo i nie było o czym. Wolała oszczędzić sobie wysłuchiwania, jak naiwna była. Dobrze o tym wiedziała. Nie musiał uświadamiać jej, że za dużo sobie wyobrażała. Miała tego świadomość.
            Krótkie piknięcie.

Odbierz ten cholerny telefon, Baśka!

            Koniec. Przytrzymała przez kilka sekund przycisk odrzucania połączenia, telefon wydał z siebie ostatni dźwięk i wyłączył się. Dziewczyna wrzuciła go z powrotem do torebki, poczym ściągnęła w końcu przemoczone buty i kurtkę, z której skapywała woda, tworząc na podłodze w przedpokoju średniej wielkości kałużę.

            Niespodziewanie rozległo się nie tyle pukanie, co gorączkowe walenie w drzwi.
            - Baśka, otwórz! – Nieco stłumiony głos Kubiaka brzmiał rozpaczliwie. – Słyszysz?! Musimy porozmawiać!
            Zaniepokojona dziewczyna zerknęła na zamek. Z ulgą dostrzegła, że mechanizm uniemożliwiający dostanie się do środka był zasunięty. Pierwszy raz w życiu o tym nie zapomniała. W tym samym momencie stojący po drugiej stronie drzwi Kubiak nacisnął klamkę, ale napotkał opór. Po raz kolejny zaczął się dobijać.
            - Wiem, że tam jesteś! Nie rób ze mnie idioty!
            W robieniu idioty jestem już mistrzynią pomyślała z ironią. Z siebie, z innych…
            - Basia!
            Dziewczyna na palcach, by nie wywołać niepotrzebnego hałasu w postaci skrzypienia starej podłogi przeszła przez pokój i usiadła na poręczy zapadniętej kanapy. Odpalając papierosa, zastanawiała się, czy Michał nadal stoi pod drzwiami jej mieszkania, czy może odpuścił. Kolejna donośna salwa pukania uświadomiła jej, że nie odpuścił. Trwało to jednak krócej, niż za każdym poprzednim razem. Co więcej, odgłos natarczywego walenia w drzwi zastąpił piskliwy głos Starej Raszpli. Baśka wstrzymała oddech, nasłuchując, jak kobieta łaja Kubiaka. Po chwili do jej uszu dotarł dźwięk tupotu jego butów, oznaczający, że staruszce udało się przepędzić chłopaka. Baśka wstała i na miękkich nogach podeszła do okna. Palcami rozchyliła żaluzje i przez powstałą szparę przypatrywała się, jak Michał wsiada do stojącej na osiedlowym parkingu taksówki i odjeżdża.
            Nie zdążyła jednak nawet odetchnąć z ulgą, gdy rozległa się kolejna seria pukania do drzwi. Baśka otrząsnęła się przestraszona, ale szybko uświadomiła sobie, że to na pewno staruszka jest jego źródłem. Dziewczyna otworzyła drzwi, chcąc podziękować kobiecie za przepędzenie Kubiaka, lecz gdy zobaczyła jej zmarszczoną w szyderczym grymasie twarz, wszystkie pojednawcze chęci natychmiast z niej wyparowały.
            - Co ty sobie wyobrażasz, nierządnico jedna?! – zaskrzeczała Stara Raszpla. – Tu mieszkają porządni ludzie, a ty sobie kochasiów sprowadzasz?!
- Nikogo nie sprowadzałam – zaprzeczyła Baśka.
- I jeszcze się wypiera! – wykrzyknęła kobieta, rozglądając się wokoło, jakby wymieniała pojednawcze spojrzenia z wyimaginowanymi świadkami zdarzenia. – Kto to widział, żeby młoda dziewczyna takie rzeczy wyprawiała?! To się w głowie nie mieści!
- Nie powinno to panią obchodzić – warknęła, czując, jak wzbiera się w niej coraz większy gniew. – To moje mieszkanie i mogę w nim robić co mi się podoba.
- Nie twoje, tylko spółdzielni – zauważyła triumfalnie staruszka, celując w Baśkę swoim sękatym paluchem. – Ja tam zaraz zadzwonię i powiem, że urządzasz w tym lokalu dom publiczny!
- Niech pani lepiej uważa, żebym w pani lokalu czegoś nie urządziła – wysyczała Baśka, nieświadomie odpalając zapalniczkę, którą wciąż trzymała w dłoni. Dopiero przerażenie kryjące się w wielkich jak talerze oczach Raszpli dało jej do zrozumienia, jak ten gest miał się do wypowiedzianych przez nią słów.
            Staruszka wycofała się chyłkiem i zaczęła schodzić po schodach, nie przestając złorzeczyć pod nosem. Baśka z hukiem zatrzasnęła drzwi, a następnie zasunęła rygiel zamka. Miała dość wszystkiego. Czuła się okropnie zmęczona tym dniem. Wiedziała jednak, że należało działać Z jednej strony wyjazd z Jastrzębia nie wchodził w grę, nie mogła zostawić Sebastiana samego w barze, z drugiej musiała się stąd wynieść najszybciej, jak to tylko możliwe.
            Drżącymi rękoma zaczęła wrzucać ubrania do walizki, nie tracąc czasu na składanie ich w kostkę. Machinalnie ładowała kolejne koszulki i dżinsowe spodnie, ciesząc się w duchu, że nie jest ich zbyt dużo. Spakowanie całego dobytku, łącznie z butami i płytami CD nie zajęło jej wiele czasu. Po niespełna dziesięciu minutach stała przy drzwiach z kotem na rękach i - oparta o niewielkich gabarytów walizkę na kółkach - obrzucała ostatnim spojrzeniem mieszkanie, które właśnie miała opuścić. Nie wiedziała jeszcze, gdzie pójdzie. Drobne oszczędności pewnie umożliwią jej wynajęcie na kilka dni obskurnego pokoju w hotelu na obrzeżach miasta, a tym, co miałoby nastąpić później, póki co nie chciała zaprzątać sobie głowy.
            Jej wzrok padł na wystający spod kanapy czarny pasek od torby. Baśka postawiła Sierżanta obok walizki i poszła po niemalże zapomnianą rzecz. Gdy wyciągała zgubę, z jej środka wypadł skrawek wyblakłego paragonu, na którego odwrocie wypisany był rząd cyfr. Numer telefonu Kamila, barmana, który spił ją w sztok, a później namówił na zwierzenia. Chyba oszalałam pomyślała dziewczyna, ale nie wahając się długo, wyciągnęła z kieszeni komórkę. Odebrał po pierwszym sygnale, jakby doskonale wyczuł jej desperację i obawiał się, że skapituluje.
            - Cześć, tu Baśka. Mogę wpaść?

4 komentarze:

  1. Baśka robi chyba dobrze, nie odbierając od Kubiaka.
    Niech teraz pocierpi, narobił swoje, to niech ma.
    Zastanawiam się co będzie z Kamilem.
    Całuję :*
    btw. informuj mnie tutaj w zakładce "spam" pomimo--wszystko.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uparty jest Kubiak. I bardzo dobrze. Szkoda tylko, że nie dała mu szansy się wytłumaczyć.
    Mam nadzieję, że rola Kamila ograniczy się do rozmowy i przenocowania jej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale Baśka, no dlaczego ty go nie wpuściłaś?

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurdę, w sumie to mam przeokropnie mieszane uczucia, co do zaistniałej sytuacji. Dlatego, że Baśka niby uparta, ale mogłą dać wytłumaczyć się przyjmującemu, nie jest ona pępkiem świata, mogła coś przeinaczyć, źle zrozumieć. Michał niby też uparty ale nie wytłumaczył na samym początku,a teraz musi czekać na swoją Baśkę, bo widać, że mu zależy na dziewczynie.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń