niedziela, 29 grudnia 2013

Hej, kobieto, po co ten płacz?

            Baśka zatrzymała się w połowie schodów i stała tak przez chwilę, jedną ręką trzymając walizkę, a drugą przyciskając do siebie czarną torbę. Wstrzymawszy oddech, próbowała opanować walące jak młotem serce. Z jednej strony chciała wziąć nogi za pas, z drugiej zaś nie bardzo uśmiechało jej się nocowanie pod gołym niebem w taką ulewę. W końcu podeszła do drzwi i zapukała cicho, tak jakby nie była do końca pewna czy chce, by ktoś je otworzył. Ta decyzja należała jednak do Kamila, który natychmiast pojawił się na progu.
            - No, nareszcie – westchnął. – Właź do środka.
            Baśka skinęła mu głową na powitanie i weszła do mieszkania.
            - Widzę, że szykuje się dłuższa wizyta – zaśmiał się, odbierając od niej walizkę i torbę, która zaczęła wściekle syczeć. – Rany, co tam jest?
- Kot – odparła dziewczyna, wzruszając ramionami, jakby to był normalny sposób transportowania zwierząt. – Lepiej go wypuść, nie chciałabym, żeby się udusił.
- Masakra… - westchnął, kręcąc z dezaprobatą głową.
- Przeszkadza ci? – zapytała Baśka. – Bo jeśli tak, to…
- Nie no, co ty! – zaprotestował. – O ile moja stopa nie wyląduje przypadkiem w kocich ekskrementach, to nie jest żaden problem.
            Dziewczyna próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej tylko krzywy grymas.
            - Rany, Baśka, ty płakałaś? – Dopiero po zapaleniu światła Kamil zauważył jej mokrą twarz i zaczerwienione oczy.
- Nie, no coś ty! – obruszyła się. – Po prostu trochę zmokłam. Uciekł mi ostatni autobus i musiałam iść na nogach.
            Chłopak zlustrował jej ociekające wodą włosy i ubrania. Nie wyglądał na przekonanego, ale postanowił nie drążyć tematu. Odebrał od Baśki przemoczoną kurtkę i poszedł rozwiesić ją nad wanną, by wyschła. Dziewczyna w tym czasie szybko wytarła twarz rękawem bluzy. To tylko deszcz, pomyślała, jakby przekonując samą siebie.
            - Chodź – zakomenderował Kamil, wynurzając się z łazienki. – Zrobię ci herbatę.
- Mogę? – zapytała Baśka, wyciągając paczkę papierosów.
            Skinął głową. Dziewczyna wzięła do ręki leżącą na stole popielniczkę. Mieszkanie Kamila stanowiło całkowite przeciwieństwo nowoczesnego apartamentu Kubiaka. Wyglądało jak typowe kawalerskie lokum, składające się z klaustrofobicznie małej kuchni i łazienki oraz dwóch zagraconych pokoi. Większość miejsca w salonie zajmowała toporna meblościanka, na której poustawiane były zakurzone bibeloty. Stojąca w kącie wersalka obita wypłowiałą ze starości szenilą zapadła się znacznie, gdy Baśka przysiadła na niej.
            - Nie wiem, czy słodzisz i w sumie nie obchodzi mnie to. – Kamil usiadł obok niej, stawiając na stole dwa parujące kubki. – Nie mam cukru.
- Przestałam, odkąd muszę się sama utrzymywać – odparła.
- Powiesz mi, co się stało?
- A jak nie powiem, to wyrzucisz mnie na zbity pysk?
- Baśka, błagam… - Chłopak przewrócił oczami.
- Jeżeli nie masz nic przeciwko, wolałabym zachować to dla siebie.
            Nie wiedząc, co zrobić z rękoma, ani gdzie podziać wzrok, Baśka chwyciła kubek z herbatą i upiła spory łyk, parząc sobie przy tym język.
            - Wiesz… - zaczęła, gdy przestała już machać rękoma i kląć ze złości. – Nie chcę, żeby to wyglądało tak, jakbym zadzwoniła do ciebie tylko dlatego, że nie mam gdzie pójść, ale…
- …ale tak jest, prawda? – dokończył za nią. – Słuchaj, ja naprawdę nie mam ci tego za złe. Domyślam się, że musiało wydarzyć się coś, co jest ponad twoje siły, skoro zdecydowałaś się olać swoją niezależność i poprosić kogoś o pomoc.
            Baśką wstrząsnął dreszcz i dziewczyna podniosła zaniepokojone spojrzenie na twarz Kamila.
            - Oczywiście nie próbuję namówić cię na żadne zwierzenia! – Chłopak podniósł ręce w obronnym geście. – Będziesz chciała, to powiesz, nie to nie. Szanuję twoją prywatność.
            Ponownie spuściła wzrok, a Kamil kontynuował:
            - Polubiłem cię, Baśka – wyznał. – Jesteś fajną dziewczyną, więc nie mógłbym pozwolić, żebyś szukała noclegu na dworcu centralnym. Możesz tu zostać, dopóki nie podejmiesz lepszej decyzji.
- Dziękuję – szepnęła zachrypniętym głosem.
- To może ja pójdę pościelić ci łóżko... – Kamil wydawał się być nieco zmieszany swoją otwartością.
- Nie, zostań. – Baśka chwyciła go za nadgarstek. – To może poczekać.

            Salon w mieszkaniu Kamila wyglądał jak pobojowisko. Wszędzie walały się śmieci i niedojedzone kawałki pizzy. Baśka co rusz potykała się o leżące na podłodze puszki po piwie. Po niezliczonych próbach udało jej się w końcu podejść do okna i zasunąć żaluzje, ograniczając tym samym ilość promieni późnojesiennego słońca wpadających do mieszkania.            - Wstawaj, stary – wychrypiała, trącając nogą śpiącego na podłodze Kamila.
- Co jest? – Chłopak potarł oczy wierzchem dłoni.
- Widziałeś gdzieś mojego kota?
- Może nie zauważyłaś, ale jeszcze dziesięć sekund temu spałem, więc skąd, do jasnej cholery, mam wiedzieć, gdzie jest twój kot?! – warknął zirytowany, próbując podnieść się do pozycji siedzącej.
- Dobra, nie denerwuj się – odburknęła Baśka, kontynuując poszukiwania.
- Która godzina?
            Dziewczyna wytężając wzrok próbowała odczytać małe cyferki na elektronicznym zegarku.
            - Piętnasta – oznajmiła, gdy w końcu jej się to udało.
- Cholera jasna! – wykrzyknął Kamil, zrywając się na równe nogi. – Muszę lecieć do roboty!
- Tak wcześnie? – zdziwiła się. – Pracujesz w barze, czy w biurze?
- To jest porządny lokal, który wychodzi naprzeciw potrzebom klienta – odparł, w biegu zmieniając koszulkę i szczotkując zęby. – Nie to, co ta twoja melina.
- Uważaj na słowa! – żachnęła się Baśka, celując w niego palcem.
- Klucze leżą na szafce w korytarzu – poinformował ją. – Czuj się jak u siebie.
            Drzwi za Kamilem zamknęły się z hukiem, który spłoszył śpiącego w łazience Sierżanta. Kot jak petarda wybiegł z pomieszczenia.
            - O, tutaj jesteś! – Uradowana Baśka wzięła zwierzę na ręce i zaniosła do kuchni. – Chcesz coś zjeść?
            Otworzyła drzwi lodówki, w której oprócz światła znajdował się tylko słoik majonezu i wątpliwej świeżości kawałek sera.
            - Czuj się jak u siebie… - mruknęła. – Cholera, bez przesady…
            Widząc, jak kot z lubością pochłania pozostałości po pizzy, dziewczyna zrezygnowała z zabawy w Masterchefa. Zamiast tego udała się pod prysznic, by doprowadzić się do porządku po całonocnej libacji.

            Baśka wynurzyła się spod blatu. Zobaczyła Sebastiana, wieszającego kurtkę obok drzwi i siedzącego na stołku przy barze Kubę.
            - Sorki, trochę się spóźniłem, ale sama widzisz… - wydyszał Bastek. – Magda niedługo go odbierze.
- Nie ma sprawy – odparła dziewczyna.
- Będziesz miała na niego oko? – zapytał, a gdy otrzymał potwierdzenie w postaci kiwnięcia głową, zniknął na zapleczu.
- Cześć, co słychać? – zagaiła Baśka, stawiając przed Kubą butelkę gazowanego napoju. Po chwili dostrzegła jego niezadowolone spojrzenie i roześmiała się. – Jak chcesz coś mocniejszego, to wpadnij za dziesięć lat, wtedy pogadamy.
- No co ty, Bunia, nie znamy się rok, nie znamy się dwa… - Kuba puścił jej perskie oko.
- Nie bajeruj mnie, to nie działa – odparła stanowczo.
- Na każdą działa – prychnął. – Chociaż łyka…
- Nawet za tego łyka wyrzucą mnie z pracy, a mam rodzinę na utrzymaniu.
- Kota – uściślił chłopiec.
- Skąd się biorą takie przemądrzałe dzieci?
- A co, chcesz jedno?
- Nie – odparła stanowczo Baśka. – Po prostu zastanawiam się, czy przyjmują reklamacje.
- Ej, jesteś niemiła – wytknął jej. – Coś się stało? Chcesz o tym porozmawiać?
- Słuchaj, młody – zaczęła dziewczyna, starając się nie unosić głosu. – Zamiast cię bić, pójdę sobie teraz zapalić. W trosce o twoje małe płucka zrobię to na zapleczu. Gdyby ktoś przyszedł, to mnie zawołaj, kapiszi?
- Zostawisz mnie samego? – zmartwił się. – Będzie mi się nudzić.
- Nie masz jakichś kolorowanek, czy czegoś w tym stylu? – zapytała.
            Chłopiec pokręcił przecząco głową. Baśka przez chwilę nie wiedziała, co zrobić, ale przecież potrzeba matką wynalazku. W końcu wyciągnęła z kieszeni spodni telefon i podała go Kubie.
            - Masz zagraj sobie w Snake’a.
- Ło, ale komórka! – wykrzyknął Kuba. Bynajmniej nie był to wyraz aprobaty.
- Trochę szacunku, jest trzy razy starsza od ciebie – prychnęła Baśka i zostawiła chłopca sam na sam z pijanymi ludźmi oraz środkiem do samoobrony w postaci jej wiekowego telefonu.
            Baśka odpaliła podprowadzonego Kamilowi Marlboro. Jak nisko upadła, że nawet pięciolatek próbował bawić się w jej psychoanalityka? Czy aż tak łatwo dawała po sobie poznać, że coś jest nie tak? Ale przecież tak naprawdę nie obchodziła ją cała ta sytuacja z Kubiakiem. W ogóle miała gdzieś jego, jego Monikę i ich dawny, czy też obecny związek. Więc skąd wszyscy wiedzieli, że coś się stało? Czytanie w myślach nie wchodziło w grę, bo przecież wcale o tym nie myślała. Rozwiązania były dwa: albo nagle zaczęła wyglądać jak frustrat, albo na całym świecie rozpoczęła się akcja pomocy bliźniemu, o której nie miała pojęcia.
            - Bunia! – rozległ się krzyk Kuby. – Bunia, masz klienta!
            Dziewczyna parsknęła śmiechem. Okrzyk ten zabrzmiał dwuznacznie, a w ustach pięciolatka wręcz komicznie. Zerknęła na niedopalonego papierosa. Szkoda jej było go zgasić, więc uznała, że minuta czekania nikogo nie zbawi. Kuba najwidoczniej był odmiennego zdania, bo już po chwili pojawił się na zapleczu i zaczął ciągnąć ją za rękę.
            - No chodź!
            Baśka westchnęła, zgasiła papierosa i dała poprowadzić się chłopcu. Jednak gdy tylko dostrzegła, kto stoi przy barze, stanęła jak wryta. Jak mógł być tak bezczelny, żeby nachodzić ją w pracy?
            - Bunia, znasz tego pana? – spytał Kuba, gdy zauważył reakcję dziewczyny.
- Nie – skłamała, nie patrząc chłopcu w oczy.
- A ja znam! – oznajmił radośnie. – To jest jakiś piłkarz.
- Siatkarz – poprawiła go machinalnie Baśka, zbyt późno uświadamiając sobie swój błąd.
- Ej, mówiłaś, że go nie znasz… - Kuba wycelował w nią palcem, przyglądając jej się podejrzliwie.
- Bo nie znam – mruknęła. – Widziałam go kiedyś w telewizji, czy w gazecie…
- Ale on pytał o ciebie…
- Powiedz mu, że wyszłam – poleciła Baśka.
- To znasz go, czy nie? – Chłopiec nie ustępował.
- Idź! – syknęła i wypchnęła Kubę z zaplecza.
            Baśka rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Sebastiana. Dostrzegła go kucającego z notatnikiem i kalkulatorem w ręku przy skrzynkach z piwem.
            - Bastek… - zaczęła niepewnie. Mężczyzna uniósł głowę i spojrzał na nią. – Przy barze stoi facet i czeka na kogoś z obsługi. Mógłbyś podejść?
- A ty nie możesz tego zrobić? – zapytał. – Jestem trochę zajęty…
- Bastek, błagam… - Baśka złożyła ręce jak do modlitwy.
- No dobra – zgodził się, nie mając pojęcia, co jest grane. – Potrzymaj mi to.
            Sebastian podał dziewczynie notatnik i ruszył w stronę sali barowej. Ledwo jednak doszedł do drzwi, zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na Baśkę, unosząc jedną brew.
            - Tam nikogo nie ma – powiedział.
- Jak to? – zdziwiła się Baśka. – Przecież…
            W tym samym momencie na zaplecze wbiegł Kuba.
            - Poszedł sobie – oznajmił. – Powiedział, że jednak nie chce mu się pić i poszedł.
- Kto to był? – zapytał Bastek.
- Bunia powiedziała, że siatkarz, ale mi się wydaje, że to piłkarz.
- Kuba, wyjdź na chwilę – zakomenderował. Chłopiec opuścił pomieszczenie ze smutną miną, a Sebastian przeniósł wzrok na Baśkę.
- No co?
- To był Kubiak? – zapytał.
- Nie wiem.
- Baśka… - Podszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu. – Co się stało?
- To nie twoja sprawa – wysyczała, zaciskając ręce w pięści.
- Ty płaczesz?
- Ja nie płaczę, jasne?! – ryknęła, strącając jego rękę. – Dajcie mi wszyscy święty spokój!
            Wściekła wyszła zza zaplecza, chwyciła swoją kurtkę wiszącą na wieszaku i wybiegła z baru. Deszcz znów lał się strumieniami, mocząc jej włosy i ubranie, ale nie studząc głowy i zszarganych nerwów. Miała dosyć tych wszystkich pytań, dosyć pomocnych rąk nieustannie wyciąganych w jej kierunku, dosyć ludzi, udających miłosiernych Samarytan. A najbardziej dosyć miała Kubiaka, który nie dość, że namieszał w jej dotychczas spokojnym życiu, to teraz nie dawał jej spokoju.
________________________
nie wyszło tak, jak chciałam, a znaczna przewaga dialogów nad opisami sprawia, że jest krótsze, niż wygląda to chociażby w Wordzie. trochę namieszałam z akcją samej sobie, poprzestawiałam kilka fragmentów, ale mogę obiecać, że jak to wszystko ogarnę, to następnym razem pojawi się coś dłuższego, mam nadzieję, że też lepszego :)
aśka.

4 komentarze:

  1. Kurdę, Baśka przesadza widzę i to bardzo. Kubiak chodzi za nią smytla się, czaruje, widać, że mu zależy a jej ciągle mało, bo jej urażona duma musi być ważniejsza, bo jak zawsze nie może nigdy nikogo posłuchać do końca. Masakra, mam ochotę ją uderzyć, tak porządnie żeby się otrząsnęła z tego chorego letargu.

    Jakim prawem Ci co nie znają miłości mają czelność ją oceniać? Jakim prawem Ci co nie mają szczęścia zabraniają go mieć innym? Jakim prawem Ty która nie masz zdrowia nie chcesz już walczyć? Jakim prawem? Jesteś szczęściem dla innych, a poddałaś się, odebrałaś cząstkę siebie komuś innemu. Czy to egoistyczne?

    Serdecznie zapraszam na 1 rozdział

    http://let-me-go1.blogspot.com/2013/12/primo.html

    Pozdrawiam Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest cudowny. Baśka nam się pogubiła. Może wmawiać sobie, że jej to nie rusza, ale przed innymi tego nie ukryje. I bardzo dobrze, że Kubiak nie odpuszcza. Oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, Baśka chyba powinna pogadać na spokojnie z Kubiakiem i wszystko sobie wyjaśnić, bo będzie się tylko zadręczać i płakać, zamiast coś zrobić..

    OdpowiedzUsuń
  4. Basiuniu, Tobie ktoś powinien skopać tyłek.

    OdpowiedzUsuń