Baśka
zatrzymała się w połowie schodów i stała tak przez chwilę, jedną ręką trzymając
walizkę, a drugą przyciskając do siebie czarną torbę. Wstrzymawszy oddech,
próbowała opanować walące jak młotem serce. Z jednej strony chciała wziąć nogi
za pas, z drugiej zaś nie bardzo uśmiechało jej się nocowanie pod gołym niebem
w taką ulewę. W końcu podeszła do drzwi i zapukała cicho, tak jakby nie była do
końca pewna czy chce, by ktoś je otworzył. Ta decyzja należała jednak do
Kamila, który natychmiast pojawił się na progu.
-
No, nareszcie – westchnął. – Właź do środka.
Baśka
skinęła mu głową na powitanie i weszła do mieszkania.
-
Widzę, że szykuje się dłuższa wizyta – zaśmiał się, odbierając od niej walizkę
i torbę, która zaczęła wściekle syczeć. – Rany, co tam jest?
- Kot – odparła dziewczyna,
wzruszając ramionami, jakby to był normalny sposób transportowania zwierząt. –
Lepiej go wypuść, nie chciałabym, żeby się udusił.
- Masakra… - westchnął, kręcąc z
dezaprobatą głową.
- Przeszkadza ci? – zapytała
Baśka. – Bo jeśli tak, to…
- Nie no, co ty! – zaprotestował.
– O ile moja stopa nie wyląduje przypadkiem w kocich ekskrementach, to nie jest
żaden problem.
Dziewczyna
próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej tylko krzywy grymas.
-
Rany, Baśka, ty płakałaś? – Dopiero po zapaleniu światła Kamil zauważył jej
mokrą twarz i zaczerwienione oczy.
- Nie, no coś ty! – obruszyła
się. – Po prostu trochę zmokłam. Uciekł mi ostatni autobus i musiałam iść na
nogach.
Chłopak
zlustrował jej ociekające wodą włosy i ubrania. Nie wyglądał na przekonanego,
ale postanowił nie drążyć tematu. Odebrał od Baśki przemoczoną kurtkę i poszedł
rozwiesić ją nad wanną, by wyschła. Dziewczyna w tym czasie szybko wytarła
twarz rękawem bluzy. To tylko deszcz,
pomyślała, jakby przekonując samą siebie.
-
Chodź – zakomenderował Kamil, wynurzając się z łazienki. – Zrobię ci herbatę.
- Mogę? – zapytała Baśka,
wyciągając paczkę papierosów.
Skinął
głową. Dziewczyna wzięła do ręki leżącą na stole popielniczkę. Mieszkanie
Kamila stanowiło całkowite przeciwieństwo nowoczesnego apartamentu Kubiaka. Wyglądało
jak typowe kawalerskie lokum, składające się z klaustrofobicznie małej kuchni i
łazienki oraz dwóch zagraconych pokoi. Większość miejsca w salonie zajmowała
toporna meblościanka, na której poustawiane były zakurzone bibeloty. Stojąca w
kącie wersalka obita wypłowiałą ze starości szenilą zapadła się znacznie, gdy
Baśka przysiadła na niej.
-
Nie wiem, czy słodzisz i w sumie nie obchodzi mnie to. – Kamil usiadł obok
niej, stawiając na stole dwa parujące kubki. – Nie mam cukru.
- Przestałam, odkąd muszę się
sama utrzymywać – odparła.
- Powiesz mi, co się stało?
- A jak nie powiem, to wyrzucisz
mnie na zbity pysk?
- Baśka, błagam… - Chłopak
przewrócił oczami.
- Jeżeli nie masz nic przeciwko, wolałabym
zachować to dla siebie.
Nie
wiedząc, co zrobić z rękoma, ani gdzie podziać wzrok, Baśka chwyciła kubek z
herbatą i upiła spory łyk, parząc sobie przy tym język.
-
Wiesz… - zaczęła, gdy przestała już machać rękoma i kląć ze złości. – Nie chcę,
żeby to wyglądało tak, jakbym zadzwoniła do ciebie tylko dlatego, że nie mam
gdzie pójść, ale…
- …ale tak jest, prawda? –
dokończył za nią. – Słuchaj, ja naprawdę nie mam ci tego za złe. Domyślam się,
że musiało wydarzyć się coś, co jest ponad twoje siły, skoro zdecydowałaś się olać
swoją niezależność i poprosić kogoś o pomoc.
Baśką
wstrząsnął dreszcz i dziewczyna podniosła zaniepokojone spojrzenie na twarz
Kamila.
-
Oczywiście nie próbuję namówić cię na żadne zwierzenia! – Chłopak podniósł ręce
w obronnym geście. – Będziesz chciała, to powiesz, nie to nie. Szanuję twoją
prywatność.
Ponownie
spuściła wzrok, a Kamil kontynuował:
-
Polubiłem cię, Baśka – wyznał. – Jesteś fajną dziewczyną, więc nie mógłbym
pozwolić, żebyś szukała noclegu na dworcu centralnym. Możesz tu zostać, dopóki
nie podejmiesz lepszej decyzji.
- Dziękuję – szepnęła
zachrypniętym głosem.
- To może ja pójdę pościelić ci
łóżko... – Kamil wydawał się być nieco zmieszany swoją otwartością.
- Nie, zostań. – Baśka chwyciła
go za nadgarstek. – To może poczekać.
Salon
w mieszkaniu Kamila wyglądał jak pobojowisko. Wszędzie walały się śmieci i
niedojedzone kawałki pizzy. Baśka co rusz potykała się o leżące na podłodze
puszki po piwie. Po niezliczonych próbach udało jej się w końcu podejść do okna
i zasunąć żaluzje, ograniczając tym samym ilość promieni późnojesiennego słońca
wpadających do mieszkania. - Wstawaj,
stary – wychrypiała, trącając nogą śpiącego na podłodze Kamila.
- Co jest? – Chłopak potarł oczy wierzchem
dłoni.
- Widziałeś gdzieś mojego kota?
- Może nie zauważyłaś, ale
jeszcze dziesięć sekund temu spałem, więc skąd, do jasnej cholery, mam wiedzieć,
gdzie jest twój kot?! – warknął zirytowany, próbując podnieść się do pozycji
siedzącej.
- Dobra, nie denerwuj się –
odburknęła Baśka, kontynuując poszukiwania.
- Która godzina?
Dziewczyna
wytężając wzrok próbowała odczytać małe cyferki na elektronicznym zegarku.
-
Piętnasta – oznajmiła, gdy w końcu jej się to udało.
- Cholera jasna! – wykrzyknął
Kamil, zrywając się na równe nogi. – Muszę lecieć do roboty!
- Tak wcześnie? – zdziwiła się. –
Pracujesz w barze, czy w biurze?
- To jest porządny lokal, który
wychodzi naprzeciw potrzebom klienta – odparł, w biegu zmieniając koszulkę i
szczotkując zęby. – Nie to, co ta twoja melina.
- Uważaj na słowa! – żachnęła się
Baśka, celując w niego palcem.
- Klucze leżą na szafce w
korytarzu – poinformował ją. – Czuj się jak u siebie.
Drzwi
za Kamilem zamknęły się z hukiem, który spłoszył śpiącego w łazience Sierżanta.
Kot jak petarda wybiegł z pomieszczenia.
-
O, tutaj jesteś! – Uradowana Baśka wzięła zwierzę na ręce i zaniosła do kuchni.
– Chcesz coś zjeść?
Otworzyła
drzwi lodówki, w której oprócz światła znajdował się tylko słoik majonezu i
wątpliwej świeżości kawałek sera.
-
Czuj się jak u siebie… - mruknęła. – Cholera, bez przesady…
Widząc,
jak kot z lubością pochłania pozostałości po pizzy, dziewczyna zrezygnowała z
zabawy w Masterchefa. Zamiast tego udała się pod prysznic, by doprowadzić się
do porządku po całonocnej libacji.
Baśka
wynurzyła się spod blatu. Zobaczyła Sebastiana, wieszającego kurtkę obok drzwi
i siedzącego na stołku przy barze Kubę.
-
Sorki, trochę się spóźniłem, ale sama widzisz… - wydyszał Bastek. – Magda
niedługo go odbierze.
- Nie ma sprawy – odparła dziewczyna.
- Będziesz miała na niego oko? –
zapytał, a gdy otrzymał potwierdzenie w postaci kiwnięcia głową, zniknął na
zapleczu.
- Cześć, co słychać? – zagaiła
Baśka, stawiając przed Kubą butelkę gazowanego napoju. Po chwili dostrzegła
jego niezadowolone spojrzenie i roześmiała się. – Jak chcesz coś mocniejszego,
to wpadnij za dziesięć lat, wtedy pogadamy.
- No co ty, Bunia, nie znamy się
rok, nie znamy się dwa… - Kuba puścił jej perskie oko.
- Nie bajeruj mnie, to nie działa
– odparła stanowczo.
- Na każdą działa – prychnął. –
Chociaż łyka…
- Nawet za tego łyka wyrzucą mnie
z pracy, a mam rodzinę na utrzymaniu.
- Kota – uściślił chłopiec.
- Skąd się biorą takie przemądrzałe
dzieci?
- A co, chcesz jedno?
- Nie – odparła stanowczo Baśka.
– Po prostu zastanawiam się, czy przyjmują reklamacje.
- Ej, jesteś niemiła – wytknął
jej. – Coś się stało? Chcesz o tym porozmawiać?
- Słuchaj, młody – zaczęła dziewczyna,
starając się nie unosić głosu. – Zamiast cię bić, pójdę sobie teraz zapalić. W
trosce o twoje małe płucka zrobię to na zapleczu. Gdyby ktoś przyszedł, to mnie
zawołaj, kapiszi?
- Zostawisz mnie samego? –
zmartwił się. – Będzie mi się nudzić.
- Nie masz jakichś kolorowanek,
czy czegoś w tym stylu? – zapytała.
Chłopiec
pokręcił przecząco głową. Baśka przez chwilę nie wiedziała, co zrobić, ale
przecież potrzeba matką wynalazku. W końcu wyciągnęła z kieszeni spodni telefon
i podała go Kubie.
-
Masz zagraj sobie w Snake’a.
- Ło, ale komórka! – wykrzyknął
Kuba. Bynajmniej nie był to wyraz aprobaty.
- Trochę szacunku, jest trzy razy
starsza od ciebie – prychnęła Baśka i zostawiła chłopca sam na sam z pijanymi
ludźmi oraz środkiem do samoobrony w postaci jej wiekowego telefonu.
Baśka
odpaliła podprowadzonego Kamilowi Marlboro. Jak nisko upadła, że nawet
pięciolatek próbował bawić się w jej psychoanalityka? Czy aż tak łatwo dawała
po sobie poznać, że coś jest nie tak? Ale przecież tak naprawdę nie obchodziła
ją cała ta sytuacja z Kubiakiem. W ogóle miała gdzieś jego, jego Monikę i ich
dawny, czy też obecny związek. Więc skąd wszyscy wiedzieli, że coś się stało? Czytanie
w myślach nie wchodziło w grę, bo przecież wcale o tym nie myślała. Rozwiązania
były dwa: albo nagle zaczęła wyglądać jak frustrat, albo na całym świecie
rozpoczęła się akcja pomocy bliźniemu, o której nie miała pojęcia.
-
Bunia! – rozległ się krzyk Kuby. – Bunia, masz klienta!
Dziewczyna
parsknęła śmiechem. Okrzyk ten zabrzmiał dwuznacznie, a w ustach pięciolatka
wręcz komicznie. Zerknęła na niedopalonego papierosa. Szkoda jej było go
zgasić, więc uznała, że minuta czekania nikogo nie zbawi. Kuba najwidoczniej
był odmiennego zdania, bo już po chwili pojawił się na zapleczu i zaczął ciągnąć
ją za rękę.
-
No chodź!
Baśka
westchnęła, zgasiła papierosa i dała poprowadzić się chłopcu. Jednak gdy tylko
dostrzegła, kto stoi przy barze, stanęła jak wryta. Jak mógł być tak bezczelny,
żeby nachodzić ją w pracy?
-
Bunia, znasz tego pana? – spytał Kuba, gdy zauważył reakcję dziewczyny.
- Nie – skłamała, nie patrząc
chłopcu w oczy.
- A ja znam! – oznajmił radośnie.
– To jest jakiś piłkarz.
- Siatkarz – poprawiła go
machinalnie Baśka, zbyt późno uświadamiając sobie swój błąd.
- Ej, mówiłaś, że go nie znasz… -
Kuba wycelował w nią palcem, przyglądając jej się podejrzliwie.
- Bo nie znam – mruknęła. –
Widziałam go kiedyś w telewizji, czy w gazecie…
- Ale on pytał o ciebie…
- Powiedz mu, że wyszłam –
poleciła Baśka.
- To znasz go, czy nie? –
Chłopiec nie ustępował.
- Idź! – syknęła i wypchnęła Kubę
z zaplecza.
Baśka
rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Sebastiana. Dostrzegła go
kucającego z notatnikiem i kalkulatorem w ręku przy skrzynkach z piwem.
-
Bastek… - zaczęła niepewnie. Mężczyzna uniósł głowę i spojrzał na nią. – Przy
barze stoi facet i czeka na kogoś z obsługi. Mógłbyś podejść?
- A ty nie możesz tego zrobić? –
zapytał. – Jestem trochę zajęty…
- Bastek, błagam… - Baśka złożyła
ręce jak do modlitwy.
- No dobra – zgodził się, nie
mając pojęcia, co jest grane. – Potrzymaj mi to.
Sebastian
podał dziewczynie notatnik i ruszył w stronę sali barowej. Ledwo jednak doszedł
do drzwi, zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na Baśkę, unosząc jedną brew.
-
Tam nikogo nie ma – powiedział.
- Jak to? – zdziwiła się Baśka. –
Przecież…
W
tym samym momencie na zaplecze wbiegł Kuba.
-
Poszedł sobie – oznajmił. – Powiedział, że jednak nie chce mu się pić i
poszedł.
- Kto to był? – zapytał Bastek.
- Bunia powiedziała, że siatkarz,
ale mi się wydaje, że to piłkarz.
- Kuba, wyjdź na chwilę –
zakomenderował. Chłopiec opuścił pomieszczenie ze smutną miną, a Sebastian
przeniósł wzrok na Baśkę.
- No co?
- To był Kubiak? – zapytał.
- Nie wiem.
- Baśka… - Podszedł do niej i
położył jej dłoń na ramieniu. – Co się stało?
- To nie twoja sprawa –
wysyczała, zaciskając ręce w pięści.
- Ty płaczesz?
- Ja nie płaczę, jasne?! –
ryknęła, strącając jego rękę. – Dajcie mi wszyscy święty spokój!
Wściekła
wyszła zza zaplecza, chwyciła swoją kurtkę wiszącą na wieszaku i wybiegła z
baru. Deszcz znów lał się strumieniami, mocząc jej włosy i ubranie, ale nie
studząc głowy i zszarganych nerwów. Miała dosyć tych wszystkich pytań, dosyć
pomocnych rąk nieustannie wyciąganych w jej kierunku, dosyć ludzi, udających
miłosiernych Samarytan. A najbardziej dosyć miała Kubiaka, który nie dość, że namieszał
w jej dotychczas spokojnym życiu, to teraz nie dawał jej spokoju.
________________________
nie wyszło tak, jak chciałam, a znaczna przewaga dialogów nad opisami sprawia, że jest krótsze, niż wygląda to chociażby w Wordzie. trochę namieszałam z akcją samej sobie, poprzestawiałam kilka fragmentów, ale mogę obiecać, że jak to wszystko ogarnę, to następnym razem pojawi się coś dłuższego, mam nadzieję, że też lepszego :)
aśka.
________________________
nie wyszło tak, jak chciałam, a znaczna przewaga dialogów nad opisami sprawia, że jest krótsze, niż wygląda to chociażby w Wordzie. trochę namieszałam z akcją samej sobie, poprzestawiałam kilka fragmentów, ale mogę obiecać, że jak to wszystko ogarnę, to następnym razem pojawi się coś dłuższego, mam nadzieję, że też lepszego :)
aśka.
Kurdę, Baśka przesadza widzę i to bardzo. Kubiak chodzi za nią smytla się, czaruje, widać, że mu zależy a jej ciągle mało, bo jej urażona duma musi być ważniejsza, bo jak zawsze nie może nigdy nikogo posłuchać do końca. Masakra, mam ochotę ją uderzyć, tak porządnie żeby się otrząsnęła z tego chorego letargu.
OdpowiedzUsuńJakim prawem Ci co nie znają miłości mają czelność ją oceniać? Jakim prawem Ci co nie mają szczęścia zabraniają go mieć innym? Jakim prawem Ty która nie masz zdrowia nie chcesz już walczyć? Jakim prawem? Jesteś szczęściem dla innych, a poddałaś się, odebrałaś cząstkę siebie komuś innemu. Czy to egoistyczne?
Serdecznie zapraszam na 1 rozdział
http://let-me-go1.blogspot.com/2013/12/primo.html
Pozdrawiam Ania
Rozdział jest cudowny. Baśka nam się pogubiła. Może wmawiać sobie, że jej to nie rusza, ale przed innymi tego nie ukryje. I bardzo dobrze, że Kubiak nie odpuszcza. Oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńKurcze, Baśka chyba powinna pogadać na spokojnie z Kubiakiem i wszystko sobie wyjaśnić, bo będzie się tylko zadręczać i płakać, zamiast coś zrobić..
OdpowiedzUsuńBasiuniu, Tobie ktoś powinien skopać tyłek.
OdpowiedzUsuń