sobota, 18 stycznia 2014

Czy zdążę jeszcze wrócić?

            Właściciel lokalu podniósł się z miejsca, zgasił papierosa i wyszedł, nie mówiąc ani słowa. Tymi kilkoma nic nieznaczącymi gestami sprawił, że Baśka nagle poczuła się zupełnie wolna, jakby ktoś spuścił ją ze smyczy. Spokojnym krokiem podeszła do stolika, przy którym jeszcze parę sekund wcześniej siedział jej szef, by sprzątnąć pozostawiony przez niego kufel po piwie. Jej wzrok padł na pierwszą stronę gazety, którą zostawił. Czy drużyna Jastrzębskiego Węgla podniesie się po porażkach z bełchatowską Skrą i beniaminkiem z Radomia? głosił nagłówek. Poniżej znajdowało się ogromne zdjęcie Kubiaka. Załamanego Kubiaka, siedzącego na krzesełku dla rezerwowych. Baśka wzdrygnęła się, gdy zobaczyła jego pełne smutku oczy, wbite w jakiś odległy punkt. Dlaczego spośród tylu zawodników wybrali akurat jego? Dlaczego to jego zdjęcie musiało pojawić się na pierwszej stronie jastrzębskiego dziennika?
            Dziewczyna odłożyła kufel na stolik nieco zbyt gwałtownie, przez co naczynie rozbiło się na drobne kawałki. Czuła, jak wstrząsają nią dreszcze, nie wiedziała, co ma zrobić. Nie myśląc wiele wybiegła z baru, nawet nie zabierając swojej kurtki.
            Gnała przed siebie, a nogi same kierowały ją w stronę mieszkania Kamila. Ledwo udało jej się odnaleźć w pęku kluczy ten, który otwierał drzwi wejściowe i włożyć go do zamka. Sierżant przypatrywał się z parapetu, jak nerwowymi ruchami ładuje ubrania do walizki. Najwidoczniej kolejna przeprowadzka nie napawała go ekscytacją.
           
            Dworzec autobusowy znajdował się w zupełnie innej części miasta. Był to nowoczesny, oszklony budynek, porośnięty dookoła drzewami. Wyglądał ładnie, oświetlony blaskiem otaczających go latarni.
            Baśka weszła do środka. Miała wrażenie, że wszyscy patrzą na nią z politowaniem, jakby bardzo dobrze wiedzieli, dlaczego tu jest. Ignorowanie tej imaginacji było zadaniem ponad jej siły. Czując narastającą panikę, wyszła na zewnątrz. Wolała siedzieć na mokrej od padającego niedawno deszczu ławce, niż kulić się pod ostrzałem spojrzeń.
            Nie zaznała jednak samotności nazbyt długo. Po chwili obok niej dosiadła się na oko trzydziestoparoletnia kobieta w widocznej ciąży. Wyglądała dziwnie, ubrana w długą spódnicę, z czarną frędzlowaną chustą zarzuconą na ramiona. Miała rozbiegany wzrok i co jakiś czas szeptała coś pod nosem. Baśka przestraszyła się nieco, więc mocniej zacisnęła dłoń na rączce walizki. Nie chciała jednak okazywać lęku i nie ruszyła się z miejsca, chociaż serce rwało jej się do ucieczki.
            - Wszystko w porządku? – zagadnęła cyganka, odwracając głowę w stronę dziewczyny.
            Przytaknęła skinieniem głowy, gdyż z nerwów zaschło jej w gardle i nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa.
            - Na pewno? – dopytywała. Jej czarne jak dwa węgielki oczy niemalże prześwietlały Baśkę na wylot. – Widzę, że coś się dzieje. Mnie nie oszukasz.
- To nic takiego – wychrypiała dziewczyna. – Poradzę sobie.
- Tylko tak ci się wydaje – odparła tamta, marszcząc czoło, a jej brwi zbiegły się w jedną kreskę.
            Baśka skrzyżowała nogi pod ławką. Towarzyszący jej dotychczas strach ustępował miejsca złości. Znowu ktoś próbował wtrącać się w jej życie, znowu ktoś wiedział lepiej, co czuje. Modliła się w duchu, żeby cyganka odeszła stąd jak najszybciej już nie z obawy przed zostaniem okradniętą, ale dlatego, że coraz bardziej działała jej na nerwy.
            - Wydaje mi się, że… - zaczęła kobieta, ale niedane jej było dokończyć.
- Nic nie jest w porządku, pasuje?! – wybuchła w końcu Baśka. – Czuję, jakby zawaliło się całe moje życie! Ale od kiedy kogokolwiek interesuje, co czuję?! Jak był czas, żeby o to zapytać, to każdy miał w dupie moje uczucia, myśleli, że wszystko wiedzą lepiej, jakby siedzieli w mojej głowie! Gówno prawda! Nic nie wiedzieli! I do tej pory nie wiedzą, pani też nie, więc proszę dać mi spokój!
            Dziewczyna poderwała się z miejsca i podeszła do rozkładu jazdy. Miała nadzieję, że za chwilę przyjedzie jakiś autobus, bo każda kolejna minuta, spędzona w tym okropnym mieście mogła źle się skończyć.
            Nagle poczuła, jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu. Natychmiast odwróciła się do tyłu, z dłońmi zwiniętymi w pięści, gotowa zaatakować.
            - Rany, ale mnie wystraszyłeś! – Na widok Kamila odczuła ulgę.
- Gdzie się wybierasz? – zapytał chłopak, przypatrując jej się badawczo.
- Ja… - zająknęła się. – Ja tylko chciałam coś sprawdzić. Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?
- Zabrałaś walizkę, kota i nie odbierałaś telefonu – odparł Kamil, jakby to były oczywiste poszlaki. – Domyśliłem się, że raczej nie wróciłaś do swojego mieszkania.
            Baśka odruchowo sięgnęła do kieszeni dżinsów. Była pusta.
            - Musiałam zostawić telefon w pracy – wyznała. – Trochę się spieszyłam i…
- Nie musisz się tłumaczyć – przerwał jej. – Nie mam zamiaru cię zatrzymywać.
            Dziewczyna spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
            - Baśka, nie jestem głupi i zdaję sobie sprawę, że to byłoby bez sensu – powiedział. – Tylko trochę mi przykro, że się nie pożegnałaś.
            Baśka oplotła go w pasie i wtuliła się w jego ramię. Nigdy nie przypuszczała, że spotka kogoś, kto tak dobrze by ją rozumiał.
            - Zrobiłem ci kanapki na drogę – oznajmił wesoło Kamil, gdy w końcu udało mu się wydostać z uścisku.
- Dziękuję. – Tylko tyle była w stanie wydukać przez ściśnięte gardło.
- Więc gdzie się wybierasz? – powtórzył swoje początkowe pytanie.
- Gdziekolwiek – przyznała Baśka. – Wsiądę do pierwszego autobusu, który przyjedzie.
- Jesteś tego pewna? – zapytał, przenosząc wzrok na otaczające dworzec drzewa, by nawet spojrzeniem nie sugerować dziewczynie odpowiedzi.
- Tak – odparła z całkowitym przekonaniem. – Już dawno powinnam była to zrobić.
- Odezwiesz się do mnie kiedyś?
            Baśka spojrzała na jego pogodną twarz i też się uśmiechnęła.
            - Jasne.
- Obiecujesz?
- Obiecuję – przytaknęła, kładąc rękę na sercu w geście przyrzeczenia. – Dziękuję ci za wszystko, Kamil.
- Nie ma sprawy – odparł, ojcowskim gestem gładząc ją po głowie.
- Serio, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
- Przestań, Baśka, nic takiego…
- Cicho. – Tym razem to ona mu przerwała. – Chyba należy ci się słowo wyjaśnienia.
            Kamil ponownie próbował zaprotestować, ale Baśka uciszyła go wzrokiem. Próbowała jakoś zebrać myśli, żeby móc opowiedzieć mu o wszystkim. Naprawdę o wszystkim.

***

            Ostatni w tym roku szkolnym dzwonek wybrzmiał, a grupa dzieci wybiegła z budynku, dokazując wesoło. Tak długo oczekiwane wakacje w końcu nadeszły, a letnie plany tylko czekały na zrealizowanie.
            Na czele tego radosnego pochodu znajdowała się koścista dziewczynka o burzy brązowych loków, z siniakami pokrywającymi nieosłonięte białymi getrami kolana, górująca ponad głowami pozostałych uczniów. Nie czekała ona jednak, aż jej rówieśnicy zrównają się z nią. Wręcz przeciwnie, szybko przebierała patykowatymi nogami, zwiększając dystans dzielący ją od grupy.
            Słońce grzało tak mocno, że nawet korony drzew w lesie nie potrafiły zatrzymać jego promieni. Gdy Basia dotarła nad brzeg rzeki, przepływającej przez porośniętą wysoką trawą polanę, była już nieźle zziajana, a po plecach spływał jej pot.
            - Jestem! - oznajmiła wesoło, zrzucając plecak i podchodząc bliżej szemrzącego strumyka.
- Nie krzycz.
            Na polanie pojawił się na oko dziesięcioletni chłopiec. Był szczupły, miał zdrowo wyglądającą, opaloną skórę i sięgające ramion blond włosy, w które wplątały mu się liście i drobne gałązki, co oznaczało, że niedawno buszował po okolicznych krzakach.
            - Spójrz, co mam. - Sięgnął do kieszeni, chwilę w niej poszperał i wyciągnął rękę w stronę Basi. Na jego otwartej dłoni leżała polna mysz. Nie ruszała się.
- I co z tego? - Martwy gryzoń nie zrobił na dziewczynce większego wrażenia.
- Ona została zamordowana - powiedział powoli, jakby rozmawiał z kimś ograniczonym umysłowo. Widząc nicnierozumiejący wzrok koleżanki, dodał tonem odkrywcy: - Myślę, że to sprawka jastrzębia. Przyczajmy się tutaj, może po nią wróci.
- Tutaj nie ma jastrzębi, głupku - roześmiała się Basia. - Moim zdaniem dopadł ją jakiś kot, albo zdechła z tego gorąca.
            Chłopiec przez chwilę wyglądał, jakby chciał się kłócić, ale w końcu westchnął głęboko, dając za wygraną.
            - Znalazła się panna mądralińska - mruknął i cisnął mysie zwłoki przed siebie, a jego spojrzenie pełne było zawodu.
- Nie martw się. - Basia położyła mu dłoń na ramieniu. - Kiedyś zobaczymy prawdziwego jastrzębia, obiecuję.
- Wcale się nie martwię - obruszył się blondyn, zrzucając rękę dziewczynki ze swojego barku i otarł rękawem twarz, by tamta nie zauważyła łez, gromadzących się w kącikach brązowych oczu. Przecież nie będzie się przed nią mazgaił! - Zobacz tam!
            Oboje spojrzeli we wskazanym przez chłopca kierunku. W zaroślach po drugiej stronie rzeki coś się poruszyło.
            - Chodź! - zakomenderował.
            Basia wahała się przez chwilę, ale w końcu ruszyła za towarzyszem. Przebiegli przez drewnianą kładkę, którą wspólnie ulokowali tam przed paroma tygodniami, po czym rzucili się na ziemię i powoli zaczęli czołgać się w stronę krzaków.
            - Poczekaj tu - rzucił chłopiec ostrym szeptem, a sam podniósł się do kucków i na czworakach okrążył szuwary,
            Dziewczynka wsparła się na łokciach, by lepiej widzieć swojego kolegę Już był tuż-tuż, gdy nagle z zarośli wyłoniła się brudna ręka i pochwyciła blondyna za jego zieloną koszulkę.
            - Piotrek! - pisnęła Basia.
            Spomiędzy krzaków wyszedł zaniedbany mężczyzna, ubrany w znoszone spodnie i dziurawą bluzkę polo.
            - Uciekaj! - krzyknął Piotrek, wymachując rękoma i nogami, starając się oswobodzić z uścisku bezdomnego.
            Basia ani myślała go zostawiać. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby przydać się do obrony. Gdy jej wzrok padł na leżący w trawie kamień, nie wahała się ani chwili, tylko chwyciła go w dłoń i rzuciła z rozmachem prosto w napastnika. Bezdomny puścił chłopca, a swoją wielką brudną dłonią złapał się za skroń, z której zaczęła sączyć się krew.
            - Wiejemy! - Tym razem to Basia przejęła dowodzenie, zrywając się na równe nogi i z zawrotną prędkością pokonując kładkę.
- Dzięki - wydyszał Piotrek, gdy znaleźli się już w bezpiecznym miejscu. - Jesteś super.
- Nie ma sprawy - odparła dziewczynka, rumieniąc się i spuszczając zawstydzona wzrok.
            Blondyn wyciągnął z kieszeni scyzoryk sprężynowy. Otworzył ostrze, przyłożył je sobie do wewnętrznej strony dłoni i płynnym ruchem zrobił na niej długą, równą kreskę.
            - Braterstwo krwi - powiedział, wyciągając nóż w stronę Basi.
            Dziewczynka zrobiła przerażoną minę, lecz po chwili przełknęła głośno ślinę, przygryzła dolną wargę i wzięła podany jej scyzoryk. Powtórzyła gest Piotrka. Obserwując, jak wąskie nacięcie stopniowo zabarwia się na czerwono, starała się ignorować narastający ból. Przeszły ją ciarki, gdy chłopiec przyłożył swoją ranę do tej, która właśnie pojawiła się na jej dłoni.
            - Jejku, ty naprawdę jesteś super - wyszeptał drżącym z podekscytowania głosem.
            Ich twarze znalazły się tak blisko siebie, że stykali się nosami. Basia czuła jego ciepły, pachnący czekoladą oddech na swoim policzku. Zamarła w oczekiwaniu na to, co miało się wydarzyć. Odniosła wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim zetknęli swoje usta w pocałunku. Pierwszym, krótkim, niewinnym. Po prostu dziecięcym.
            - Chodź, odprowadzę cię do domu - powiedział, a ona skinęła głową.
            Basia promieniowała szczęściem, gdy szli ulicami Wałcza, trzymając się za ręce, których wewnętrzna strona wciąż pulsowała bólem. Z dumą patrzyła w twarz mijanym ludziom, niekiedy przystającym, by przez moment przyjrzeć się tej uroczej dwójce, szczęśliwej, beztrosko przemierzającej miasto.
            - Jutro o dziesiątej - rzucił Piotrek, czekając na jej zgodę.
- Jasne - odparła. - Do zobaczenia.
            Dziewczynka weszła do kamienicy, szybko pokonując stopnie na klatce schodowej, by z okna swojego pokoju móc po raz ostatni tego dnia spojrzeć w opaloną twarz, otoczoną jasnymi kosmykami. Chłopiec, jakby przewidując, co zrobi Basia, nie ruszył się z miejsca, w którym się rozstali. Dopiero gdy zobaczył jej sylwetkę w oknie mieszkania na pierwszym piętrze, pomachał do niej i odszedł.
            Basia całą noc nie mogła zmrużyć oka, częściowo przez skumulowane w niej emocje, a częściowo przez wciąż piekącą ranę na prawej dłoni. Ból nie zmniejszył się ani odrobinę do czasu, gdy nie został zastąpiony innym, silniejszym. Dopiero ból pękającego młodzieńczego serca był w stanie całkowicie przesłonić poprzednie cierpienie. Piotrek nie pojawił się na polanie ani następnego, ani żadnego innego dnia wakacji. Basia czekała na niego codziennie, od rana do wieczora przesiadując w ich miejscu, a jej serce rozsypywało się w pył. Pył tak drobny, że przez kolejne piętnaście lat nie potrafiła na powrót go scalić.

***

            Zakończyła swoją opowieść wzruszeniem ramion, poczym spuściła wzrok na czubek swoich traperów. Jakkolwiek zdążyła już choć trochę zaufać Kamilowi i miała tę świadomość, że nie zostanie wyśmiana, to jednak wstydziła się tej nagłej wylewności. Zaczęła nerwowo strzelać palcami.
            - Baśka, rozumiem, że cierpisz, ale zdajesz sobie sprawę z tego, jak dawno temu to wszystko się wydarzyło? – przerwał ciszę Kamil.
- A co to ma za znaczenie? – odparła nieco zbyt agresywnie.
- Nie chodzi o to, że bagatelizuję twoje obawy – bronił się chłopak. – Po prostu nie możesz wrzucać wszystkich do jednego worka.
- Nie wrzucam – zaprzeczyła. – Zwyczajnie wolę się wycofać, zanim będzie za późno.
- Ale w tej chwili robisz dokładnie to samo, co zrobił Piotrek – upierał się Kamil. – Ranisz w ten sam sposób, w jaki zostałaś zraniona. Uciekasz bez słowa.
- Z tą drobną różnicą, że ja nie miałam w mieszkaniu zdjęć swojego byłego, czy obecnego narzeczonego – warknęła.
- Dałaś mu się wytłumaczyć? Wiesz, dlaczego wciąż ma te zdjęcia?
- Bo nadal ją kocha – odparła Baśka, kuląc się jeszcze bardziej.
- Powiedział ci to? – zapytał, a wzrok dziewczyny wystarczył mu za odpowiedź. – Faceci rzadko przywiązują wagę do takich rzeczy. Dla niego te zdjęcia to zwykły element wystroju, który był tam od zawsze.
- Skąd ty to możesz wiedzieć? – burknęła, chociaż ton jej głosu nie wskazywał już na taką pewność siebie. – Nawet go nie znasz.
- Być może nie zauważyłaś, ale tak się składa, że też jestem mężczyzną. I wiem z autopsji, że my nie palimy w ogniu potępienia wszystkich pamiątek po naszych byłych.
- Nawet jeśli masz rację, to już jest za późno – powiedziała Baśka, czując jak w gardle rośnie jej olbrzymich rozmiarów gula. – Michał i tak nie będzie chciał ze mną rozmawiać.
- Tego nie możesz być pewna.
- A jednak jestem.
- Nie sądziłem, że tak łatwo się poddajesz…
            Tym jednym zdaniem chciał ją zdenerwować, zmotywować do podjęcia jakichś kroków. I udało mu się. Baśka natychmiast zerwała się z ławki, odgarnęła włosy z czoła i oznajmiła hardo:
            - Nie poddaję się.
- Co ty wyprawiasz? – zapytał rozbawiony Kamil, patrząc, jak dziewczyna pokracznym truchtem zmierza w stronę parkingu.
- Jadę do niego! – odkrzyknęła.
- A twoja walizka?!
- Weź ją! I zaopiekuj się Sierżantem!
            Baśka z trudem dostrzegła wśród zaparkowanych pojazdów ten jeden, obklejony nalepkami z logo jakiejś firmy przewoźniczej.
            - Pięćdziesiąt złotych za tę taksówkę – wydyszała, w ostatniej chwili powstrzymując wsiadającego do samochodu mężczyznę.
- Wolałbym wspólną kolację – odparł tamten, ustępując jej miejsca.
- W takim razie bierz tę kolację, ja moje pięć dych i jesteśmy kwita – rzuciła, zatrzaskując drzwi. – Jak szybko jest pan w stanie dojechać do Żor?
- Zależy od tego, czy płaci pani za mandaty, czy nie.
- Płacę.
- Piętnaście minut.
- Super. Starczy mi to pięć dych?
- Licząc te mandaty, to może być różnie – zaśmiał się kierowca, odpalając silnik samochodu. – Jaki adres?
- Proszę jechać, powiem panu, gdzie skręcić.
            Taksówkarz jechał z taką prędkością, iż Baśka zaczęła obawiać się, że naprawdę będzie musiała wydać fortunę na zapłacenie mandatów. Całe szczęście na trasie Jastrzębie-Żory nie stał ani jeden radiowóz. Za to na miejsce dotarli w dużo krótszym czasie niż obiecany kwadrans, co dziewczyna wynagrodziła kierowcy sowitym napiwkiem i absolutną odmową przyjęcia reszty.
            Baśka na miękkich nogach przemierzała znajome podwórko. Serce podpowiadało jej, że najlepiej zrobiłaby uciekając stąd jak najszybciej, rozum zaś nakazywał dalej iść przed siebie i nie wycofywać się. Wyjątkowo postanowiła posłuchać tego drugiego i choć żołądek podszedł jej gdzieś w okolice gardła, dzielnie parła w kierunku michałowego bloku.
            Drzwi klatki schodowej otworzyła jej jakaś starsza kobieta. Wnioskując po torbie na kółkach, którą ciągnęła ze sobą, spieszyła na wieczorne zakupy. Staruszka zmierzyła Baśkę podejrzliwym spojrzeniem, ale ostatecznie nic nie powiedziała i pozwoliła jej wejść do środka.
            Dziewczyna stała przez chwilę z uniesioną w górę pięścią, wahając się, czy zapukać. Czekała na nagły przypływ odwagi, ten jednak nie nadszedł. Zamiast tego usłyszała szuranie po drugiej stronie drzwi, a te po chwili otworzyły się na oścież.
            - Michał! – wykrzyknęła, mimowolnie uśmiechając się, gdy na progu pojawiła się sylwetka chłopaka. Jednak jedno jego spojrzenie wystarczyło, by mina natychmiast jej zrzedła.
- Co ty tutaj robisz? – zapytał, bynajmniej nie z zaciekawieniem.
- Możemy porozmawiać?
- Spieszę się – odparł, chwytając za pasek torby, wiszącej mu na ramieniu.
- To ważne…
- To też – burknął. – Zaraz mam mecz.
- To ja… - speszyła się. Już miała odejść, ale nagle przypomniała sobie zarzut Kamila dotyczący tego, że zbyt szybko się poddaje i poczuła, jak wstępuje w nią nowa pewność siebie. – To ja poczekam tu na ciebie.
- Jak chcesz.
            Michał przekręcił klucz w zamku, upewnił się, czy drzwi aby na pewno są zamknięte i ominął Baśkę szerokim łukiem. Schodząc po schodach głośno tupał nogami, jakby chciał tym samym zakomunikować, że nie odwróci się nagle i nie pochwyci dziewczyny w ramiona romantycznym gestem. Baśka wpatrywała się w jego oddalającą się sylwetkę, a gdy zniknął za drzwiami, usiadła na schodach. Wiedziała, że zasłużyła sobie na takie traktowanie. Dlatego właśnie nie mogła odpuścić. Musiała się wytłumaczyć. I pozwolić wytłumaczyć się Michałowi.

5 komentarzy:

  1. To teraz wszystko sobie wyjaśniają i sytuacja wraca na odpowiednie tory, prawda?
    Świetny przyjaciel z Kamila!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle czekałam na natsepny rozdzial i rozmyslalam co moze sie stac dalej i nareszcie jest! :D Mam nadzieje ze Baśka się nie podda i musi walczyć a że i Michał ją zrozumię i bedzie miedzy nimi wszystko dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu no, w końcu! Muszą porozmawiać no!

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże, boże. Jestem debilem, debilem i beztalenciem. jak znów mogłam nie dodać komentarza ?

    Ej, fatum najlepszego przyjaciela Kamila i u mnie się sprawdzam, bo też mam jedynego przyjaciela o tym imieniu.
    Mam nadzieję, że Michął porozmawia tak od serduszka z Baśką, bo warto. Bo trzeba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przestań, nie jesteś debilem! :* poinformowałam Cię gdzieś przy komentarzu do Twojego rozdziału, mogłaś pominąć :)
      ach, te Kamile! :D

      Usuń