Właściciel
lokalu podniósł się z miejsca, zgasił papierosa i wyszedł, nie mówiąc ani
słowa. Tymi kilkoma nic nieznaczącymi gestami sprawił, że Baśka nagle poczuła
się zupełnie wolna, jakby ktoś spuścił ją ze smyczy. Spokojnym krokiem podeszła
do stolika, przy którym jeszcze parę sekund wcześniej siedział jej szef, by
sprzątnąć pozostawiony przez niego kufel po piwie. Jej wzrok padł na pierwszą
stronę gazety, którą zostawił. Czy
drużyna Jastrzębskiego Węgla podniesie się po porażkach z bełchatowską Skrą i
beniaminkiem z Radomia? głosił nagłówek. Poniżej znajdowało się ogromne
zdjęcie Kubiaka. Załamanego Kubiaka, siedzącego na krzesełku dla rezerwowych.
Baśka wzdrygnęła się, gdy zobaczyła jego pełne smutku oczy, wbite w jakiś
odległy punkt. Dlaczego spośród tylu zawodników wybrali akurat jego? Dlaczego
to jego zdjęcie musiało pojawić się na pierwszej stronie jastrzębskiego
dziennika?
Dziewczyna
odłożyła kufel na stolik nieco zbyt gwałtownie, przez co naczynie rozbiło się
na drobne kawałki. Czuła, jak wstrząsają nią dreszcze, nie wiedziała, co ma
zrobić. Nie myśląc wiele wybiegła z baru, nawet nie zabierając swojej kurtki.
Gnała
przed siebie, a nogi same kierowały ją w stronę mieszkania Kamila. Ledwo udało
jej się odnaleźć w pęku kluczy ten, który otwierał drzwi wejściowe i włożyć go
do zamka. Sierżant przypatrywał się z parapetu, jak nerwowymi ruchami ładuje
ubrania do walizki. Najwidoczniej kolejna przeprowadzka nie napawała go
ekscytacją.
Dworzec
autobusowy znajdował się w zupełnie innej części miasta. Był to nowoczesny,
oszklony budynek, porośnięty dookoła drzewami. Wyglądał ładnie, oświetlony blaskiem
otaczających go latarni.
Baśka
weszła do środka. Miała wrażenie, że wszyscy patrzą na nią z politowaniem,
jakby bardzo dobrze wiedzieli, dlaczego tu jest. Ignorowanie tej imaginacji
było zadaniem ponad jej siły. Czując narastającą panikę, wyszła na zewnątrz.
Wolała siedzieć na mokrej od padającego niedawno deszczu ławce, niż kulić się
pod ostrzałem spojrzeń.
Nie
zaznała jednak samotności nazbyt długo. Po chwili obok niej dosiadła się na oko
trzydziestoparoletnia kobieta w widocznej ciąży. Wyglądała dziwnie, ubrana w
długą spódnicę, z czarną frędzlowaną chustą zarzuconą na ramiona. Miała
rozbiegany wzrok i co jakiś czas szeptała coś pod nosem. Baśka przestraszyła
się nieco, więc mocniej zacisnęła dłoń na rączce walizki. Nie chciała jednak
okazywać lęku i nie ruszyła się z miejsca, chociaż serce rwało jej się do
ucieczki.
-
Wszystko w porządku? – zagadnęła cyganka, odwracając głowę w stronę dziewczyny.
Przytaknęła
skinieniem głowy, gdyż z nerwów zaschło jej w gardle i nie była w stanie
wypowiedzieć ani słowa.
-
Na pewno? – dopytywała. Jej czarne jak dwa węgielki oczy niemalże prześwietlały
Baśkę na wylot. – Widzę, że coś się dzieje. Mnie nie oszukasz.
- To nic takiego – wychrypiała
dziewczyna. – Poradzę sobie.
- Tylko tak ci się wydaje –
odparła tamta, marszcząc czoło, a jej brwi zbiegły się w jedną kreskę.
Baśka
skrzyżowała nogi pod ławką. Towarzyszący jej dotychczas strach ustępował
miejsca złości. Znowu ktoś próbował wtrącać się w jej życie, znowu ktoś
wiedział lepiej, co czuje. Modliła się w duchu, żeby cyganka odeszła stąd jak
najszybciej już nie z obawy przed zostaniem okradniętą, ale dlatego, że coraz
bardziej działała jej na nerwy.
-
Wydaje mi się, że… - zaczęła kobieta, ale niedane jej było dokończyć.
- Nic nie jest w porządku,
pasuje?! – wybuchła w końcu Baśka. – Czuję, jakby zawaliło się całe moje życie!
Ale od kiedy kogokolwiek interesuje, co czuję?! Jak był czas, żeby o to
zapytać, to każdy miał w dupie moje uczucia, myśleli, że wszystko wiedzą
lepiej, jakby siedzieli w mojej głowie! Gówno prawda! Nic nie wiedzieli! I do
tej pory nie wiedzą, pani też nie, więc proszę dać mi spokój!
Dziewczyna
poderwała się z miejsca i podeszła do rozkładu jazdy. Miała nadzieję, że za
chwilę przyjedzie jakiś autobus, bo każda kolejna minuta, spędzona w tym
okropnym mieście mogła źle się skończyć.
Nagle
poczuła, jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu. Natychmiast odwróciła się do
tyłu, z dłońmi zwiniętymi w pięści, gotowa zaatakować.
-
Rany, ale mnie wystraszyłeś! – Na widok Kamila odczuła ulgę.
- Gdzie się wybierasz? – zapytał
chłopak, przypatrując jej się badawczo.
- Ja… - zająknęła się. – Ja tylko
chciałam coś sprawdzić. Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?
- Zabrałaś walizkę, kota i nie
odbierałaś telefonu – odparł Kamil, jakby to były oczywiste poszlaki. – Domyśliłem
się, że raczej nie wróciłaś do swojego mieszkania.
Baśka
odruchowo sięgnęła do kieszeni dżinsów. Była pusta.
-
Musiałam zostawić telefon w pracy – wyznała. – Trochę się spieszyłam i…
- Nie musisz się tłumaczyć –
przerwał jej. – Nie mam zamiaru cię zatrzymywać.
Dziewczyna
spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
-
Baśka, nie jestem głupi i zdaję sobie sprawę, że to byłoby bez sensu –
powiedział. – Tylko trochę mi przykro, że się nie pożegnałaś.
Baśka
oplotła go w pasie i wtuliła się w jego ramię. Nigdy nie przypuszczała, że
spotka kogoś, kto tak dobrze by ją rozumiał.
-
Zrobiłem ci kanapki na drogę – oznajmił wesoło Kamil, gdy w końcu udało mu się
wydostać z uścisku.
- Dziękuję. – Tylko tyle była w
stanie wydukać przez ściśnięte gardło.
- Więc gdzie się wybierasz? –
powtórzył swoje początkowe pytanie.
- Gdziekolwiek – przyznała Baśka.
– Wsiądę do pierwszego autobusu, który przyjedzie.
- Jesteś tego pewna? – zapytał,
przenosząc wzrok na otaczające dworzec drzewa, by nawet spojrzeniem nie
sugerować dziewczynie odpowiedzi.
- Tak – odparła z całkowitym przekonaniem.
– Już dawno powinnam była to zrobić.
- Odezwiesz się do mnie kiedyś?
Baśka
spojrzała na jego pogodną twarz i też się uśmiechnęła.
-
Jasne.
- Obiecujesz?
- Obiecuję – przytaknęła, kładąc rękę
na sercu w geście przyrzeczenia. – Dziękuję ci za wszystko, Kamil.
- Nie ma sprawy – odparł, ojcowskim
gestem gładząc ją po głowie.
- Serio, nawet nie wiesz, ile to
dla mnie znaczy.
- Przestań, Baśka, nic takiego…
- Cicho. – Tym razem to ona mu
przerwała. – Chyba należy ci się słowo wyjaśnienia.
Kamil
ponownie próbował zaprotestować, ale Baśka uciszyła go wzrokiem. Próbowała
jakoś zebrać myśli, żeby móc opowiedzieć mu o wszystkim. Naprawdę o wszystkim.
***
Ostatni w tym roku
szkolnym dzwonek wybrzmiał, a grupa dzieci wybiegła z budynku, dokazując
wesoło. Tak długo oczekiwane wakacje w końcu nadeszły, a letnie plany tylko
czekały na zrealizowanie.
Na czele tego
radosnego pochodu znajdowała się koścista dziewczynka o burzy brązowych loków,
z siniakami pokrywającymi nieosłonięte białymi getrami kolana, górująca ponad głowami
pozostałych uczniów. Nie czekała ona jednak, aż jej rówieśnicy zrównają się z
nią. Wręcz przeciwnie, szybko przebierała patykowatymi nogami, zwiększając
dystans dzielący ją od grupy.
Słońce grzało tak
mocno, że nawet korony drzew w lesie nie potrafiły zatrzymać jego promieni. Gdy
Basia dotarła nad brzeg rzeki, przepływającej przez porośniętą wysoką trawą
polanę, była już nieźle zziajana, a po plecach spływał jej pot.
- Jestem! - oznajmiła
wesoło, zrzucając plecak i podchodząc bliżej szemrzącego strumyka.
- Nie krzycz.
Na polanie pojawił się
na oko dziesięcioletni chłopiec. Był szczupły, miał zdrowo wyglądającą, opaloną
skórę i sięgające ramion blond włosy, w które wplątały mu się liście i drobne
gałązki, co oznaczało, że niedawno buszował po okolicznych krzakach.
- Spójrz, co mam. -
Sięgnął do kieszeni, chwilę w niej poszperał i wyciągnął rękę w stronę Basi. Na
jego otwartej dłoni leżała polna mysz. Nie ruszała się.
- I co z tego? - Martwy gryzoń nie zrobił na dziewczynce większego
wrażenia.
- Ona została zamordowana - powiedział powoli, jakby rozmawiał z kimś
ograniczonym umysłowo. Widząc nicnierozumiejący wzrok koleżanki, dodał tonem
odkrywcy: - Myślę, że to sprawka jastrzębia. Przyczajmy się tutaj, może po nią
wróci.
- Tutaj nie ma jastrzębi, głupku - roześmiała się Basia. - Moim zdaniem
dopadł ją jakiś kot, albo zdechła z tego gorąca.
Chłopiec przez chwilę
wyglądał, jakby chciał się kłócić, ale w końcu westchnął głęboko, dając za
wygraną.
- Znalazła się panna
mądralińska - mruknął i cisnął mysie zwłoki przed siebie, a jego spojrzenie
pełne było zawodu.
- Nie martw się. - Basia położyła mu dłoń na ramieniu. - Kiedyś
zobaczymy prawdziwego jastrzębia, obiecuję.
- Wcale się nie martwię - obruszył się blondyn, zrzucając rękę
dziewczynki ze swojego barku i otarł rękawem twarz, by tamta nie zauważyła łez,
gromadzących się w kącikach brązowych oczu. Przecież nie będzie się przed nią
mazgaił! - Zobacz tam!
Oboje spojrzeli we
wskazanym przez chłopca kierunku. W zaroślach po drugiej stronie rzeki coś się
poruszyło.
- Chodź! -
zakomenderował.
Basia wahała się przez
chwilę, ale w końcu ruszyła za towarzyszem. Przebiegli przez drewnianą kładkę,
którą wspólnie ulokowali tam przed paroma tygodniami, po czym rzucili się na
ziemię i powoli zaczęli czołgać się w stronę krzaków.
- Poczekaj tu - rzucił
chłopiec ostrym szeptem, a sam podniósł się do kucków i na czworakach okrążył
szuwary,
Dziewczynka wsparła
się na łokciach, by lepiej widzieć swojego kolegę Już był tuż-tuż, gdy nagle z
zarośli wyłoniła się brudna ręka i pochwyciła blondyna za jego zieloną
koszulkę.
- Piotrek! - pisnęła
Basia.
Spomiędzy krzaków
wyszedł zaniedbany mężczyzna, ubrany w znoszone spodnie i dziurawą bluzkę polo.
- Uciekaj! - krzyknął
Piotrek, wymachując rękoma i nogami, starając się oswobodzić z uścisku
bezdomnego.
Basia ani myślała go
zostawiać. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby przydać się
do obrony. Gdy jej wzrok padł na leżący w trawie kamień, nie wahała się ani
chwili, tylko chwyciła go w dłoń i rzuciła z rozmachem prosto w napastnika.
Bezdomny puścił chłopca, a swoją wielką brudną dłonią złapał się za skroń, z
której zaczęła sączyć się krew.
- Wiejemy! - Tym razem
to Basia przejęła dowodzenie, zrywając się na równe nogi i z zawrotną
prędkością pokonując kładkę.
- Dzięki - wydyszał Piotrek, gdy znaleźli się już w bezpiecznym
miejscu. - Jesteś super.
- Nie ma sprawy - odparła dziewczynka, rumieniąc się i spuszczając
zawstydzona wzrok.
Blondyn wyciągnął z
kieszeni scyzoryk sprężynowy. Otworzył ostrze, przyłożył je sobie do
wewnętrznej strony dłoni i płynnym ruchem zrobił na niej długą, równą kreskę.
- Braterstwo krwi -
powiedział, wyciągając nóż w stronę Basi.
Dziewczynka zrobiła
przerażoną minę, lecz po chwili przełknęła głośno ślinę, przygryzła dolną wargę
i wzięła podany jej scyzoryk. Powtórzyła gest Piotrka. Obserwując, jak wąskie
nacięcie stopniowo zabarwia się na czerwono, starała się ignorować narastający
ból. Przeszły ją ciarki, gdy chłopiec przyłożył swoją ranę do tej, która
właśnie pojawiła się na jej dłoni.
- Jejku, ty naprawdę
jesteś super - wyszeptał drżącym z podekscytowania głosem.
Ich twarze znalazły
się tak blisko siebie, że stykali się nosami. Basia czuła jego ciepły, pachnący
czekoladą oddech na swoim policzku. Zamarła w oczekiwaniu na to, co miało się
wydarzyć. Odniosła wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim zetknęli swoje
usta w pocałunku. Pierwszym, krótkim, niewinnym. Po prostu dziecięcym.
- Chodź, odprowadzę
cię do domu - powiedział, a ona skinęła głową.
Basia promieniowała
szczęściem, gdy szli ulicami Wałcza, trzymając się za ręce, których wewnętrzna
strona wciąż pulsowała bólem. Z dumą patrzyła w twarz mijanym ludziom, niekiedy
przystającym, by przez moment przyjrzeć się tej uroczej dwójce, szczęśliwej,
beztrosko przemierzającej miasto.
- Jutro o dziesiątej -
rzucił Piotrek, czekając na jej zgodę.
- Jasne - odparła. - Do zobaczenia.
Dziewczynka weszła do
kamienicy, szybko pokonując stopnie na klatce schodowej, by z okna swojego
pokoju móc po raz ostatni tego dnia spojrzeć w opaloną twarz, otoczoną jasnymi
kosmykami. Chłopiec, jakby przewidując, co zrobi Basia, nie ruszył się z
miejsca, w którym się rozstali. Dopiero gdy zobaczył jej sylwetkę w oknie
mieszkania na pierwszym piętrze, pomachał do niej i odszedł.
Basia całą noc nie
mogła zmrużyć oka, częściowo przez skumulowane w niej emocje, a częściowo przez
wciąż piekącą ranę na prawej dłoni. Ból nie zmniejszył się ani odrobinę do
czasu, gdy nie został zastąpiony innym, silniejszym. Dopiero ból pękającego
młodzieńczego serca był w stanie całkowicie przesłonić poprzednie cierpienie.
Piotrek nie pojawił się na polanie ani następnego, ani żadnego innego dnia
wakacji. Basia czekała na niego codziennie, od rana do wieczora przesiadując w ich miejscu, a jej serce rozsypywało
się w pył. Pył tak drobny, że przez kolejne piętnaście lat nie potrafiła na
powrót go scalić.
***
Zakończyła
swoją opowieść wzruszeniem ramion, poczym spuściła wzrok na czubek swoich
traperów. Jakkolwiek zdążyła już choć trochę zaufać Kamilowi i miała tę
świadomość, że nie zostanie wyśmiana, to jednak wstydziła się tej nagłej
wylewności. Zaczęła nerwowo strzelać palcami.
-
Baśka, rozumiem, że cierpisz, ale zdajesz sobie sprawę z tego, jak dawno temu
to wszystko się wydarzyło? – przerwał ciszę Kamil.
- A co to ma za znaczenie? –
odparła nieco zbyt agresywnie.
- Nie chodzi o to, że
bagatelizuję twoje obawy – bronił się chłopak. – Po prostu nie możesz wrzucać
wszystkich do jednego worka.
- Nie wrzucam – zaprzeczyła. –
Zwyczajnie wolę się wycofać, zanim będzie za późno.
- Ale w tej chwili robisz
dokładnie to samo, co zrobił Piotrek – upierał się Kamil. – Ranisz w ten sam
sposób, w jaki zostałaś zraniona. Uciekasz bez słowa.
- Z tą drobną różnicą, że ja nie
miałam w mieszkaniu zdjęć swojego byłego, czy obecnego narzeczonego – warknęła.
- Dałaś mu się wytłumaczyć?
Wiesz, dlaczego wciąż ma te zdjęcia?
- Bo nadal ją kocha – odparła
Baśka, kuląc się jeszcze bardziej.
- Powiedział ci to? – zapytał, a
wzrok dziewczyny wystarczył mu za odpowiedź. – Faceci rzadko przywiązują wagę
do takich rzeczy. Dla niego te zdjęcia to zwykły element wystroju, który był
tam od zawsze.
- Skąd ty to możesz wiedzieć? –
burknęła, chociaż ton jej głosu nie wskazywał już na taką pewność siebie. –
Nawet go nie znasz.
- Być może nie zauważyłaś, ale
tak się składa, że też jestem mężczyzną. I wiem z autopsji, że my nie palimy w
ogniu potępienia wszystkich pamiątek po naszych byłych.
- Nawet jeśli masz rację, to już
jest za późno – powiedziała Baśka, czując jak w gardle rośnie jej olbrzymich
rozmiarów gula. – Michał i tak nie będzie chciał ze mną rozmawiać.
- Tego nie możesz być pewna.
- A jednak jestem.
- Nie sądziłem, że tak łatwo się
poddajesz…
Tym
jednym zdaniem chciał ją zdenerwować, zmotywować do podjęcia jakichś kroków. I
udało mu się. Baśka natychmiast zerwała się z ławki, odgarnęła włosy z czoła i
oznajmiła hardo:
-
Nie poddaję się.
- Co ty wyprawiasz? – zapytał
rozbawiony Kamil, patrząc, jak dziewczyna pokracznym truchtem zmierza w stronę
parkingu.
- Jadę do niego! – odkrzyknęła.
- A twoja walizka?!
- Weź ją! I zaopiekuj się
Sierżantem!
Baśka
z trudem dostrzegła wśród zaparkowanych pojazdów ten jeden, obklejony nalepkami
z logo jakiejś firmy przewoźniczej.
- Pięćdziesiąt
złotych za tę taksówkę – wydyszała, w ostatniej chwili powstrzymując
wsiadającego do samochodu mężczyznę.
- Wolałbym wspólną kolację –
odparł tamten, ustępując jej miejsca.
- W takim razie bierz tę kolację,
ja moje pięć dych i jesteśmy kwita – rzuciła, zatrzaskując drzwi. – Jak szybko
jest pan w stanie dojechać do Żor?
- Zależy od tego, czy płaci pani
za mandaty, czy nie.
- Płacę.
- Piętnaście minut.
- Super. Starczy mi to pięć dych?
- Licząc te mandaty, to może być
różnie – zaśmiał się kierowca, odpalając silnik samochodu. – Jaki adres?
- Proszę jechać, powiem panu,
gdzie skręcić.
Taksówkarz
jechał z taką prędkością, iż Baśka zaczęła obawiać się, że naprawdę będzie
musiała wydać fortunę na zapłacenie mandatów. Całe szczęście na trasie
Jastrzębie-Żory nie stał ani jeden radiowóz. Za to na miejsce dotarli w dużo
krótszym czasie niż obiecany kwadrans, co dziewczyna wynagrodziła kierowcy
sowitym napiwkiem i absolutną odmową przyjęcia reszty.
Baśka
na miękkich nogach przemierzała znajome podwórko. Serce podpowiadało jej, że
najlepiej zrobiłaby uciekając stąd jak najszybciej, rozum zaś nakazywał dalej
iść przed siebie i nie wycofywać się. Wyjątkowo postanowiła posłuchać tego
drugiego i choć żołądek podszedł jej gdzieś w okolice gardła, dzielnie parła w
kierunku michałowego bloku.
Drzwi
klatki schodowej otworzyła jej jakaś starsza kobieta. Wnioskując po torbie na
kółkach, którą ciągnęła ze sobą, spieszyła na wieczorne zakupy. Staruszka
zmierzyła Baśkę podejrzliwym spojrzeniem, ale ostatecznie nic nie powiedziała i
pozwoliła jej wejść do środka.
Dziewczyna
stała przez chwilę z uniesioną w górę pięścią, wahając się, czy zapukać.
Czekała na nagły przypływ odwagi, ten jednak nie nadszedł. Zamiast tego
usłyszała szuranie po drugiej stronie drzwi, a te po chwili otworzyły się na
oścież.
-
Michał! – wykrzyknęła, mimowolnie uśmiechając się, gdy na progu pojawiła się
sylwetka chłopaka. Jednak jedno jego spojrzenie wystarczyło, by mina
natychmiast jej zrzedła.
- Co ty tutaj robisz? – zapytał,
bynajmniej nie z zaciekawieniem.
- Możemy porozmawiać?
- Spieszę się – odparł, chwytając
za pasek torby, wiszącej mu na ramieniu.
- To ważne…
- To też – burknął. – Zaraz mam
mecz.
- To ja… - speszyła się. Już
miała odejść, ale nagle przypomniała sobie zarzut Kamila dotyczący tego, że
zbyt szybko się poddaje i poczuła, jak wstępuje w nią nowa pewność siebie. – To
ja poczekam tu na ciebie.
- Jak chcesz.
Michał
przekręcił klucz w zamku, upewnił się, czy drzwi aby na pewno są zamknięte i
ominął Baśkę szerokim łukiem. Schodząc po schodach głośno tupał nogami, jakby
chciał tym samym zakomunikować, że nie odwróci się nagle i nie pochwyci dziewczyny
w ramiona romantycznym gestem. Baśka wpatrywała się w jego oddalającą się
sylwetkę, a gdy zniknął za drzwiami, usiadła na schodach. Wiedziała, że
zasłużyła sobie na takie traktowanie. Dlatego właśnie nie mogła odpuścić.
Musiała się wytłumaczyć. I pozwolić wytłumaczyć się Michałowi.
To teraz wszystko sobie wyjaśniają i sytuacja wraca na odpowiednie tory, prawda?
OdpowiedzUsuńŚwietny przyjaciel z Kamila!
Tyle czekałam na natsepny rozdzial i rozmyslalam co moze sie stac dalej i nareszcie jest! :D Mam nadzieje ze Baśka się nie podda i musi walczyć a że i Michał ją zrozumię i bedzie miedzy nimi wszystko dobrze.
OdpowiedzUsuńW końcu no, w końcu! Muszą porozmawiać no!
OdpowiedzUsuńBoże, boże. Jestem debilem, debilem i beztalenciem. jak znów mogłam nie dodać komentarza ?
OdpowiedzUsuńEj, fatum najlepszego przyjaciela Kamila i u mnie się sprawdzam, bo też mam jedynego przyjaciela o tym imieniu.
Mam nadzieję, że Michął porozmawia tak od serduszka z Baśką, bo warto. Bo trzeba.
przestań, nie jesteś debilem! :* poinformowałam Cię gdzieś przy komentarzu do Twojego rozdziału, mogłaś pominąć :)
Usuńach, te Kamile! :D