Baśka
przewróciła się na prawy bok i szczelniej okryła kołdrą czując, jak ktoś
natarczywie szturcha ją w ramię. Próbowała walczyć z natrętem różnymi
sposobami, począwszy od wymachiwania rękoma, a kończąc na wydobywającym się z
jej gardła odgłosem przypominającym warczenie psa, jednak na nic się to zdało.
Ktoś wciąż próbował wyrwać ją z objęć Morfeusza.
-
Co jest? – warknęła w końcu, lekko uchylając prawą powiekę.
- Basia, słyszysz mnie? – zapytał
głos, którego póki co nie mogła rozpoznać. I nawet nie próbowała tego zrobić.
- Mhm, czego chcesz?
- Wstawaj, zamkniesz za mną drzwi
– rozkazał.
- Nie mam siły – mruknęła
dziewczyna, ponownie zamykając oczy. – Tak w ogóle, to kim ty jesteś?
- To ja, Michał, nie poznajesz
mnie? – Głos nie był zasmucony, ale raczej zażenowany całą tą sytuacją.
- Aaa, Michał – wydukała Baśka,
ponownie odpływając. – Fajnie, że wpadłeś, ale teraz nie mam czasu rozmawiać.
- Chodź tylko zamknąć drzwi –
nalegał Kubiak.
- Ty to zrób.
- Baśka… - jęknął.
- Nie widzisz, że śpię? – Słowa,
które wypowiadała trudno było rozpoznać.
- Dobra, w takim razie ja zamknę
– westchnął Michał i wyprostował się. Baśka poczuła, jak materac wraca do
poprzedniego kształtu. – Klucze zostawię u sąsiadki z trzeciego piętra.
- Nie ma mowy! – Dziewczyna
zerwała się na równe nogi. – Już, zmiataj stąd!
Kubiak
niemalże wybiegł z mieszkania, poganiany przez kobiece zombie w przykrótkiej
piżamie. Na pożegnanie tylko zmierzwił Baśce i tak potargane włosy. Dziewczyna
wróciła do łóżka, ale nie mogła już zasnąć. Promienie porannego słońca
przedzierały się przez stare żaluzje i powodowały, że dziewczyna nieustannie przewracała
się z boku na bok, próbując ich unikać. W końcu dała za wygraną, zwlekła się z
legowiska i podążyła do kuchni z zamiarem wypicia kawy tak mocnej, na jaką
pozwoli jej zawartość słoika.
Pojawił
się jednak jeden problem. Kuchenny blat zajęty był przez zaskakującej wielkości
karton przewiązany niebieską wstążką. Ziewając przeciągle i próbując dojść do
tego, skąd pudło wzięło się w jej mieszkaniu, Baśka chwyciła przyczepiony do
wstążki bilecik.
Elegancka sukienka na elegancką okazję. Mam
nadzieję, że Ci się spodoba. Pani ekspedientka
pomagała mi wybrać. Do zobaczenia,
M.K.
Baśka
prychnęła tak głośno, że obwąchujący karton Sierżant wystraszył się i uciekł na
parapet. Co on sobie wyobraża? Że ja sama
nie potrafię elegancko się ubrać? pomyślała, ale kierowana ciekawością
rozwiązała niebieską wstążkę. Gdy uniosła pokrywę, jej oczom ukazał się
idealnie złożony kawałek białej tkaniny.
-
Szkoda, że nie różowa – mruknęła z przekąsem, chwytając rogi materiału i
unosząc go w górę.
Sukienka
była śliczna. Koronkowa, z długim rękawem i dekoltem w łódkę, delikatnie
rozkloszowana. I zapewne okrutnie droga. Baśka przełknęła ślinę, a ręce zaczęły
jej drżeć. Poczuła się dziwnie. Tak jakby sama ukradła ciuch ze sklepu. Nie
zaszczycając sukienki kolejnym spojrzeniem, mogącym grozić bezgraniczną
miłością, szybko złożyła ją w kostkę i włożyła z powrotem do kartonu.
Z
niemalże świątobliwym namaszczeniem odłożyła pudełko z ekskluzywnym prezentem
na łóżko, zostawiając na później podjęcie decyzji, co z nim zrobić i usiadła w
kuchni z kubkiem kawy i talerzem kanapek, których nie była w stanie zjeść po
powrocie z pracy. Na samą myśl o zbliżającym się wieczorze jej nogi robiły się
jak z waty.
Myśl
o stanięciu oko w oko z dwumetrowymi facetami napawała ją przerażeniem. Wcale
nie chciała poznać kolegów Michała. Wolała usiąść z nim na sofie w jej
mieszkaniu, zamówić pizzę i spędzić ten wieczór w towarzystwie wina za dziesięć
złotych. Bała się. Bała się tego spotkania, bała się oceniających ją spojrzeń,
bała się z pozoru serdecznych pytań i bała się niezręcznych odpowiedzi na nie.
Nie chciała tam iść, tak bardzo nie chciała.
Niepewnie
przechadzała się po mieszkaniu w wysokich szpilkach i z ogromnym kokiem na
czubku głowy. Michał czekał już na nią na dole, a ona wciąż nie mogła znaleźć
swojej studniówkowej sukienki, w której zamiast do sali jednej z wałczańskich
restauracji trafiła do pociągu Intercity zmierzającego w kierunku Berlina.
Ostatecznie koncert znanej rockowej kapeli dostarczył jej więcej emocji, niż
zrobiłaby to szkolna potańcówka.
W
końcu wyciągnęła ze sterty par dżinsów i podkoszulków czarną sukienkę na
szerokich ramiączkach. Na dole była nieco pognieciona, ale załamania
wyprostowały się, gdy Baśka włożyła na siebie ubranie. Dziewczyna po raz
kolejny tego dnia zerknęła w lustro, strzepując białe nitki, które przyczepiły
się do ciemnego materiału sukienki. Odniosła wrażenie, że kiedy ostatni raz
miała ją na sobie, jej tyłek był przynajmniej o rozmiar mniejszy. W dodatku
czuła się nieco komicznie ze zbitą kulą włosów sterczącą jej z głowy, więc
ostatecznie ściągnęła gumkę i pozwoliła brązowym lokom opaść jej na ramiona.
Na
dźwięk dzwonka telefonicznego brzmiącego jak melodyjka z gry wyprodukowanej w
latach dziewięćdziesiątych, Baśka nerwowo przeczesała ręką grzywkę, zarzuciła
płaszcz na ramiona i wybiegła z mieszkania, prawie zapominając zabrać ze sobą
torebkę. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi klatki schodowej, ze stojącej na
parkingu taksówki wysiadł Kubiak. Miał na sobie czarny garnitur i zupełnie nie
przypominał siebie.
-
Nie dało się zrobić czegoś z…? – zapytał, wskazując palcem na baśkowe włosy.
- Mam wrócić na górę? –
Dziewczyna zatrzymała się w połowie drogi do taksówki. – Mój kot pewnie bardzo
się ucieszy.
- Dobra, wsiadaj. – Michał
otworzył przed nią drzwi, a po chwili wyszeptał pod nosem: - Może kierowca ma w
schowku jakiś grzebień…
- Słyszałam! – warknęła Baśka,
ale posłusznie wsiadła do samochodu, nie omieszkając jednak uprzednio wpakować
łokieć w kubiakowy brzuch.
- W takim razie może w końcu
wybierzesz się do fryzjera? – zaproponował.
- Bardzo chętnie, jeśli tylko mi
za niego zapłacisz.
- Jeszcze nie jesteśmy po ślubie,
a ty już wyciągasz ode mnie pieniądze – zaśmiał się, kręcąc głową z
dezaprobatą. – Kupiłem ci sukienkę.
Kubiak
zlustrował Baśkę wzrokiem, a ta szybko spuściła głowę i wbiła spojrzenie w
czubki swoich butów. Pomiędzy nimi zapadła niezręczna cisza, podczas której
słychać było tylko pracę silnika taksówki i wieczorne wiadomości nadawane cicho
przez lokalną rozgłośnię radiową.
-
Nie spodobała ci się? – zapytał w końcu Michał.
- Jest piękna – przyznała
szczerze Baśka. – Najpiękniejsza, jaką kiedykolwiek widziałam.
- Dlaczego więc jej nie włożyłaś?
– Nie mógł zrozumieć.
- To za drogi prezent, Michał.
- Daj spokój – westchnął. –
Przecież nie wiesz, ile kosztowała.
- W pierwszym lepszym sklepie na
rogu nie pakują ubrań w eleganckie pudełka – odparła Baśka. – Oddam ci ją przy
najbliższej okazji.
- I co ja będę miał z nią zrobić?
Ani nie mój rozmiar, ani nie mój styl…
- Zwrócisz ją z powrotem do
sklepu.
- Wyrzuciłem paragon – oznajmił,
rozkładając bezradnie ręce.
- Kłamiesz.
Dziewczyna
spojrzała na niego spod zmarszczonych brwi. Kubiak przez chwilę próbował
wytrzymać jej wzrok. Po chwili jednak sięgnął do portfela, wyciągnął z niego
paragon i nim Baśka zdążyła zainterweniować, podarł go na strzępki i wyrzucił
przez okno. Po wszystkim uśmiechnął się niewinnie.
-
Naprawdę wyrzuciłem paragon.
- Jesteś idiotą – stwierdziła
dziewczyna, zakładając ręce na piersi i kręcąc z politowaniem głową.
- Próbuję się dostosować –
odparował Michał.
- Hahaha, dziecinna riposta.
- Następnym razem bardziej się
postaram, obiecuję – przyrzekł. – A teraz wysiadaj, jesteśmy na miejscu.
Kubiak
zapłacił taksówkarzowi za kurs, a następnie obiegł samochód dookoła, by
otworzyć Baśce drzwi i pomóc jej wysiąść. Szarmancko podał dziewczynie ramię, a
ona chwyciła się go kurczowo, próbując opanować drżenie nóg.
Z
wnętrza najbardziej luksusowej restauracji w Jastrzębiu Zdroju dochodziły
dźwięki rozmów i cicha muzyka. Baśka przez chwilę chciała uciekać gdzie pieprz
rośnie, ale uścisk, którym oplotła rękę Michała był tak silny, że nie byłaby w
stanie rozplątać go na tyle szybko, aby chłopak nie zdołał jej zatrzymać.
Przy
największym stole ustawionym pod ścianą siedzieli już prawie wszyscy zawodnicy
Jastrzębskiego Węgla, a niektórym z nich towarzyszyły ich partnerki. Zajęci
rozmową, nawet nie zauważyli, że Baśka i Michał weszli do środka. Dopiero gdy
Kubiak odkaszlnął teatralnie zapanowała cisza, a wszyscy skupili swoją uwagę na
nowoprzybyłej dwójce.
-
To jest właśnie moja… - Kto? Koleżanka?
Przyjaciółka? Dziewczyna? - …Basia.
Baśka
uśmiechnęła się kątem ust i nieśmiało uniosła rękę w geście powitania. Znajomi
Michała chyba wyczuli, że jest podenerwowana, bo po chwili wszyscy rzucili się
na nią, ściskając jej dłonie i rzucając imionami. Dziewczyna nie zdołała
zapamiętać ani jednego z nich.
-
Na co masz ochotę? – zapytał Kubiak, patrząc przez baśkowe ramię na menu, które
trzymała w rękach.
- Na kanapkę z szynką – odparła
cicho, żeby nikt nie słyszał. – Michał, tu wszystko jest strasznie drogie…
- Nie krępuj się, ja płacę.
- Wiem, nie o to chodzi –
prychnęła. – Boję się, że takie ekskluzywne żarcie mi zaszkodzi. Grillowanie
szparagi? Co to w ogóle jest?
- To co, mam skoczyć do kuchni i
zapytać, czy mają kiełbasę? – spytał konspiracyjnym szeptem.
- No – skinęła głową. – Albo
trochę mi doradź.
Kubiak
zaczął przekładać kartki menu. Baśka mogłaby przysiąc, iż poczuł się tak
potrzebny, że aż spuchł z dumy.
-
Weź to – powiedział, wskazując na najdroższą porcję steku, jaką Baśka
kiedykolwiek widziała. – Jadłaś chyba kiedyś wołowinę, nie?
- Jadłam? – Dziewczyna spojrzała
na niego wzrokiem szukającym pomocy. – Nie wiem, mięso, to mięso…
- Nie ważne, na pewno będzie ci
smakować.
- A ty co zamawiasz? – zapytała.
- Jeszcze nie wiem – odparł. –
Póki co dbałem o twój żołądek.
- Weź to – zaśmiała się Baśka,
wskazując na ostatnią pozycję w menu.
- A co, myślisz, że tego nie
zjem?
- Tak właśnie myślę.
- Przyjmuję wyzwanie. – Kubiak
przywołał kelnerkę. – Stek z rostbefu i policzki wołowe poproszę. A, jeszcze
butelkę czerwonego wina.
Kobieta
zapisała zamówienie w notesie, uprzejmie podała szacowany czas jego
zrealizowania i odeszła w kierunku kuchni.
-
Misiek, widzę, że dzisiaj bawisz się jak arystokrata – zaśmiał się brązowowłosy
mężczyzna siedzący po drugiej stronie stoły. – Policzki wołowe? Próbujesz
zaimponować koleżance?
Czyli jednak koleżance…
-
Ja nie muszę jej nic udowadniać, Krzysiu – odparł Kubiak. – I tak mnie lubi.
- A nie pomyślałeś, że przyszłam
tu raczej z litości, niż z sympatii? – zapytała Baśka, czym rozbawiła całe
towarzystwo. Ten nagły wybuch śmiechu nieco ją zawstydził
Gdy
na stole stało już osiem pustych butelek po winie, nawet Baśka przestała być
spięta. Kubiak co jakiś czas zerkał na nią z rozbawieniem, gdy wdała się w
żywiołową dyskusję z siedzącym obok niej chłopakiem - Grekiem mieszkającym na
co dzień na Ukrainie. Albo na odwrót. Dziewczyna nie radziła sobie z kodowaniem
tego typu informacji. Niekiedy mieli drobne problemy w porozumieniu się, gdyż
jej angielski był na podobnym poziomie, jak jego polski, ale próbowali sobie
pomóc gestykulacją, niekiedy zbyt żywiołową.
Kiedy
jeden z kelnerów przyszedł oznajmić im, że muszą opuścić restaurację, gdyż
dawno minęła już godzina zamknięcia lokalu, rozległ się zbiorowy okrzyk buntu.
Wtedy Baśka poczuła nagły przypływ odwagi i w spontanicznym odruchu
zaproponowała, żeby przenieśli imprezę do baru. Wypity alkohol sprawił, że nikt
nie spostrzegł, iż eleganckie stroje nie pasują do tego typu knajpy i wszyscy
ochoczo przystali na jej propozycję.
Sebastian
rozdziawił usta ze zdziwienia na widok wchodzącej do baru bandy ludzi, na
której czele stali Baśka i jej nowy kolega, który śpiewał jakąś piosenkę w
dziwnym języku, a dziewczyna nieudolnie wybijała rytm, klaszcząc w dłonie.
Bastek szybko pozbierał szczękę z podłogi i czym prędzej złączył ze sobą kilka
stolików, przywołując do nich swoich nowych klientów. Zaraz po tym poprosił
Baśkę na stronę.
-
Co to jest? – zapytał rozbawiony i gestem nakazał jej napełniać kufle piwem. –
Skąd ty ich wytrzasnęłaś?
- Pozamykali wszystkie
restauracje w mieście, więc postanowiliśmy przenieść się tutaj – wyrzuciła z
siebie dziewczyna, walcząc z plączącym jej się językiem. – Cieszysz się?
- Cieszę się, bardzo się cieszę –
odparł Sebastian. – Ale mogłaś mnie uprzedzić, jakoś bym się przygotował…
- Spokojnie, pomogę ci i raz dwa
się z tym uwiniemy.
- Miałem raczej na myśli
przygotowanie psychiczne – westchnął i wręczył Baśce tacę z poustawianymi na
niej kuflami. – Masz, zanieś to swoim przyjaciołom. Tylko nie porozlewaj!
Dziewczyna
sprawnym krokiem barmanki przedefiladowała między stolikami. Pojawienie się
pełnych piwa kufli wywołało dziecięcą euforię w graczach Jastrzębskiego Węgla,
nieco mniej zachwycone były ich partnerki. Jednak starały się robić dobrą minę
do złej gry i z uśmiechem szeptały swoim mężczyznom do ucha: Tylko to jedno, dobrze?
-
I co, jest aż tak źle? – zagaił Michał, kiedy Baśka usiadła obok niego.
- Nie, w sumie, to całkiem nieźli
ci twoi koledzy – odparła, odruchowo mierząc wszystkich wzrokiem. Kubiak
odchrząknął znacząco, na co dziewczyna natychmiast dodała: - Mówię oczywiście o
charakterze! Są bardzo mili…
Chłopak
przygarnął ją do siebie i zmierzwił jej włosy. Baśka speszyła się nieco. Był to
pierwszy tak poufały gest, na jaki zdecydował się Kubiak w obecności swoich
kolegów.
-
Cieszę się – powiedział, nadal obejmując ją ramieniem. – Zauważyłem, że całkiem
nieźle dogadujesz się z Filippovem.
- Z kim? – Baśka wytrzeszczyła
oczy.
- Z Dimą Filippovem – powtórzył
Michał. – Nie przedstawił ci się?
- Ach, z Dimą Filippovem! –
wykrzyknęła nieco zbyt głośno. – Oczywiście, że się przedstawił, po prostu
gdzieś umknęło mi jego nazwisko…
Po
którymś z kolei ostatnim piwku
wszyscy zaczęli rozchodzić się do domów, dziękując reszcie za świetny wieczór i
wyrażając nadzieję na kolejne spotkanie w takim gronie. Baśka i Kubiak ściskali
mnóstwo rąk, aż w końcu w barze zostali tylko oni i kilkoro najbardziej wytrwałych
jego klientów. Wiszący nad bufetem zegarek wskazywał godzinę za dziesięć piątą.
-
Idziemy? – Michał ziewnął przeciągle. – Nie wiem, czy mam powiedzieć, że jest
późno, czy że jest wcześnie.
- Pomogę Bastkowi to posprzątać i
możemy lecieć.
Baśka
zebrała puste kufle na tacę, a następnie – wbrew protestom Sebastiana –
przetarła mokrą szmatką wszystkie stoliki w barze. Gdy skończyła, zarzuciła na
siebie płaszcz i wyciągnęła rękę w stronę Kubiaka.
-
Chodź.
W
powietrzu czuć było, że nadchodzi zima. Temperatura spadła już poniżej zera, a
płytkie kałuże, które utworzyły się przy nierównych chodnikach pokryły się
cienką warstewką lodu. Wiejący wiatr szczypał w twarz, zamieniał palce u rąk w
zgrabiałe paluchy. Dni, podczas których słońce zaczynało wychylać się zza
horyzontu wczesnym rankiem, dawno już przeminęły.
-
Usiądźmy – zaproponowała Baśka, gdy dotarli do przystanku autobusowego.
- Oszalałaś? – zganił ją Kubiak.
– Przecież przymarzniemy do tych krzesełek!
- Proszę, chociaż na chwilkę. –
Dziewczyna nie czekała już na zgodę. – Od tych butów piekielnie bolą mnie nogi.
Baśka
ściągnęła wysokie szpilki ze stóp. Nie przeszkadzało jej nawet to, że w
rajstopach zrobiła się dziura, przez którą wyglądał duży paluch. Liczyła się
tylko ulga, jaką odczuła po pozbyciu się morderczego obuwia.
-
Kobiety… - westchnął Michał z dezaprobatą. – Najpierw coś zakładają, a później
jęczą, że im niewygodnie…
- Następnym razem założę
tenisówki, nie ma sprawy.
- Tylko spróbuj! – Pogroził jej
palcem, a później uśmiechnął się i poruszył znacząco brwiami. – W tych butach
masz nawet niezłe nogi…
- Czyli w innych są słabe?
- Tak.
- Jesteś skreślony, Kubiak –
warknęła Baśka i rzuciła w chłopaka torebką.
- A ty niebezpieczna – odparował
tamten. – Chodź lepiej do domu, zanim zrobisz komuś krzywdę.
- Nie dam rady… - jęknęła. –
Umieram.
- Jest zimno, nie będziemy tutaj
siedzieć. – Michał był nieustępliwy.
- To weź mnie na barana! –
wykrzyknęła radośnie Baśka i wyciągnęła ręce jak mała dziewczynka.
- Nie ma mowy. – Kubiak skrzyżował
ramiona na piersi. – Jak nie chcesz iść, to zamówię taksówkę.
- A co, nie dasz rady? –
podpuszczała go. – Przecież to tylko kawałek…
- Już widzę, jak w tym stanie idę
przez miasto z tobą na plecach…
Michał
zrobił dwa kroki w bok i wyciągnął telefon. W czasie, kiedy on próbował
połączyć się z jedną z korporacji taksówkarskich, coś z impetem wpadło na
Baśkę, po czym usadowiło się na jej kolanach.
-
Bunia! – wykrzyknął radośnie Kuba, obejmując ją za szyję rękoma.
- Cześć, młody. – Kompletnie
zaskoczona, pogłaskała chłopca po jasnych włosach.- Co ty tutaj robisz? Jesteś
sam?
- Zwariowałaś? – Kuba spojrzał na
nią wybałuszonymi oczami. – Rodzice nigdy by mnie nie wypuścili samego z domu!
A już na pewno nie o tej godzinie. Jestem z babcią.
- To w takim razie gdzie ona
jest?
- Uciekłem jej – odparł
beztrosko, najwidoczniej bardzo z siebie zadowolony.
- Co takiego?! – Baśka poczuła,
jak rośnie jej ciśnienie.
- Fuj, Bunia… - Chłopiec skrzywił
się z obrzydzeniem i pomachał sobie otwartą dłonią przed twarzą. – Strasznie
śmierdzisz. Tata też zawsze tak śmierdzi, jak wraca z…
-
Tu jesteś! – Do przystanku dotarła zziajana staruszka, trzymająca w ręku
dziecięcy plecak w kolorowe misie. Jej krótkie włosy sterczały w różnych
kierunkach, a apaszka ledwo trzymała się na kościstej szyi.
- Kurczę felek… - mruknął
wyraźnie niezadowolony Kuba, wciąż jednak siedział na baśkowych kolanach. Nie
uszło to uwadze jego babci, która spojrzała na dziewczynę ze strachem.
- Zostaw natychmiast mojego
wnuka, ty...!
- Babciu, to jest Bunia –
przerwał wywód kobiety Kuba.
- Kto taki?
- Barbara. – Baśka postanowiła
zainterweniować i zsadziwszy chłopca z kolan, podeszła do jego babki,
wyciągając w jej kierunku dłoń. – Jestem koleżanką Sebastiana. Pracujemy razem.
- Mogłam się domyślić… - syknęła
jadowicie, nie ściskając wyciągniętej w jej kierunku ręki. – Tylko mój zięć
może zadawać się z takim marginesem społecznym…
Dziewczyna
zauważyła, jak przyglądający się do tej pory biernie Kubiak otwiera usta, by
coś powiedzieć i uciszyła go gestem.
-
Proszę zabrać stąd Kubę – nakazała. – I następnym razem niech pani lepiej go
pilnuje.
- Żadna małolata nie będzie mi
mówić, jak mam zajmować się własnym wnukiem! Ja wychowałam trójkę dzieci –
odparowała tamta, po czym zwróciła się do Kuby: - A z tobą, mój panie,
porozmawiam sobie w domu!
-
Kto to był? – zapytał Michał, gdy chłopiec i ciągnąca go za rękę staruszka
zniknęli za rogiem.
- Kuba – odparła. – Syn
Sebastiana i przy okazji jedyny znany mi przedszkolak, który zdążył już
zakwestionować istnienie Świętego Mikołaja, a w każdym razie logistykę jego
podróży.
- Nigdy bym nie pomyślał, że masz
taki dobry kontakt z dziećmi.
- Ja też – westchnęła Baśka. –
Tylko ze staruszkami nie potrafię znaleźć wspólnego języka…
Chwilowo
oślepiły ich światła nadjeżdżającego samochodu i przy autobusowej zatoczce
zatrzymała się taksówka. Baśka natychmiast ruszyła w jej kierunku, nie
zawracając sobie głowy tak przyziemnymi sprawami, jak zakładanie butów. Gdy
zajęła miejsce, wzrokiem zakomunikowała Michałowi, że nie ma zamiaru przesunąć
się na miejsce obok i ten musi obejść samochód i wsiąść z drugiej strony.
Kubiak pokręcił z dezaprobatą głową, ale wykonał to nieme polecenie.
Zatapiając
się w miękkim siedzeniu, Baśka poczuła, jak z miejsca ogarnia ją senność. Nawet
nie była w stanie stłumić ziewnięcia. Potarła wierzchem dłoni zmęczone oczy,
jeszcze bardziej rozmazując makijaż i oparła się o ramię Kubiaka. Pod głowę
podłożyła sobie złożony w kostkę szalik. Chłopaka przeszedł nagły dreszcz.
Niepewnie spojrzał na jej spokojną twarz, przymknięte powieki pokryte resztkami
ciemnofioletowego cienia, rzucające długie cienie na blade policzki rzęsy. Nie
mógł się powstrzymać i opuszkami palców przejechał po jej splątanych włosach,
wyraźnie zaznaczonej linii żuchwy i zatrzymał się przy podbródku. Przypomniał
sobie, jak zabawnie wysuwała go do przodu, gdy się denerwowała. Uśmiechnął się
na to wspomnienie.
Taksówka
zatrzymała się przed blokiem Baśki. Michał trącił ją delikatnie w ramię.
Dziewczyna gwałtownie podniosła głowę. Szalik osunął się na podłogę.
-
Spałam? – zapytała. Michał skinął głową.
- Odprowadzę cię – zaproponował.
- Nie, dzięki, nie trzeba. –
Baśka niezgrabnie wygramoliła się z taksówki. – Jest zimno, nie wychodź.
Kubiak
nie posłuchał jej protestów. Kazał taksówkarzowi poczekać chwilę, a sam wysiadł
i złapał pod ramię Baśkę, która jednak postanowiła obuć stopy w szpilki. Powoli
podeszli do drzwi klatki schodowej i stanęli naprzeciwko siebie.
-
No to… na razie – powiedziała Baśka, obracając w palcach plastikową figurkę
przyczepioną do kluczy.
- Cześć – odparł Michał, ale nie
ruszył się z miejsca.
Oboje
stali przed wejściem do bloku, przestępując z nogi na nogę.
-
Fajnie było poznać twoich znajomych.
- Cieszę się, że ich polubiłaś.
Obcasy
baśkowych butów stukały o beton.
-
Chyba już pójdę – bąknęła, nie wiedząc czemu, czując się bardzo skrępowana.
- Zadzwonię do ciebie jutro.
Żadne
z nich nadal nie ruszało się z miejsca.
-
Pocałuj ją, do jasnej cholery, i kończcie tę schadzkę! – Czyjś krzyk przerwał
panującą ciszę. To Stara Raszpla wychyliła głowę z okna swojego mieszkania. –
Radia przez was nie słyszę!
Baśka
spojrzała najpierw na Raszplę, później na Kubiaka i wybuchła pełnym zażenowania
śmiechem. Nie zdążyła jednak wyśmiać się do końca, bo nagle Michał objął ją w
talii, przyciągnął do siebie i dotknął ustami jej ust. Językiem drażnił jej
język. Wargami delikatnie całował jej wargi. Baśka przez moment była zupełnie
zdezorientowana, ale w końcu zarzuciła Michałowi ręce na szyję i oddała jego
pocałunki.
-
Zadzwonię do ciebie jutro – powtórzył Michał, gdy ich usta się rozłączyły.
- Dzisiaj – poprawiła go Baśka.
- Dzisiaj – zreflektował się. –
Dobranoc.
Dziewczyna
zdjęła ręce z barków Michała, chociaż wcale nie miała na to ochoty. Patrzyła,
jak chłopak wsiada do taksówki i dopiero gdy auto zniknęło za rogiem, weszła do
klatki schodowej. Gdy przechodziła obok mieszkania Starej Raszpli, rzuciła jej
radosne dzień dobry, dobrze wiedząc,
że kobieta czai się za uchylonymi drzwiami. Nie myliła się. Zdemaskowana
staruszka nieudolnie próbowała cicho się oddalić, co jednak jej się nie udało i
huk zamykanych drzwi poniósł się echem po całej klatce schodowej.
Baśka
wparowała do mieszkania jak burza, uśmiechnięta od ucha do ucha. Machnęła
najpierw jedną nogą, później drugą, a za każdym tym machnięciem czarne szpilki
wzlatywały w powietrze i z głuchym stuknięciem lądowały na podłodze. Zdezorientowany
Sierżant wspiął się na parapet i stamtąd obserwował swoją szaloną właścicielkę.
Z
rzuconej pod krzesło torebki wydobył się krótki dźwięk. Baśka przykucnęła i
drżącymi z podniecenia rękoma wyciągnęła z niej telefon. Gdy zobaczyła
widniejący na wyświetlaczu napis Kubiak
poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła.
zostawiłaś szalik.
podrzucę Ci go wieczorem.
Mina
nieco jej zrzedła. Spodziewała się czegoś zgoła innego. Nie zdążyła jednak
nawet zamknąć wiadomości, a telefon zabrzęczał po raz drugi.
dziękuję za wczorajszy wieczór i dzisiejszy
ranek. za ranek szczególnie.
Kąciki
jej ust mimowolnie uniosły się jeszcze wyżej. Musiała usiąść, bo nogi miała jak
z waty. Powoli wystukała odpowiedź.
chętnie go powtórzę. i wieczór i ranek.
ja dzielnie czekam na kolejne rozdziały;) a ten genialny ;)
OdpowiedzUsuńNie no. Mistrzostwo. Czekam niecierpliwie na rozwój akcji.
OdpowiedzUsuńU mnie pojawiła się historia Zbyszka.
Pozdrawiam
Vea
www.siatkarskie-miniaturki.bloog.pl
Całkowicie rozczuliłam się przy pocałunku, wybacz.
OdpowiedzUsuńOni są razem idealni :)
OdpowiedzUsuńidealbie ;) będzie ciekawie;)
OdpowiedzUsuńJa jestem !
OdpowiedzUsuńBoże, cudowni oni są. cu-do-wni.
Kocham Baśkę, kocham Kubiaka, kocham ich oboje! <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie. Od wczoraj wieczór przeczytałam całe i nie wiem czy doczekam sie następnego rozdziału ! :')
OdpowiedzUsuń