Tej
nocy Baśka nie mogła zasnąć. Nieustannie przewracała się z boku na bok, to znów
leżała na wznak, wpatrując się tępo w sufit. Zrobiła w życiu wiele złych
rzeczy, o wiele gorszych od kłamstwa, ale jeszcze nigdy nie miała wyrzutów
sumienia. Nie takich. Co się w niej zmieniło? Czyżby teraz miała kajać się
przed samą sobą za każdym razem, gdy będzie mijać się z prawdą?
Czas
płynął niewyobrażalnie wolno. Baśka była przekonana, że odkąd tak leży, nie
mogąc zmrużyć oka minęła już cała wieczność, podczas gdy zegarek na
wyświetlaczu telefonu twierdził, że niespełna półtorej godziny. Dziewczyna
wierciła się, zazdroszcząc tym samym pochrapującemu w nogach łóżka Sierżantowi.
Sama próbowała zmieniać pozycję, jednak wszystko na nic. Bez względu na to, czy
leżała na brzuchu, na wznak, na jednym boku, na drugim – sen nie chciał nadejść.
Promienie
zimowego słońca, które wdarły się do mieszkania przez nieosłonięte żaluzjami
okna, nie zostały powitane z entuzjazmem. Pomimo wykańczającego całonocnego
błagania Morfeusza o najmniejszą choćby dawkę snu, Baśka nie oczekiwała nowego
poranka z utęsknieniem. Wręcz przeciwnie. Na samą myśl o nim, robiło jej się
niedobrze.
Nowy
dzień oznaczał konieczność podjęcia decyzji. I – co gorsze – wprowadzenie jej w
życie. Co teraz? To pytanie dziewczyna zadawała sobie na okrągło. Nie
mogła tak po prostu uciec bez słowa, nie potrafiła. Już nie. Zdawała sobie
sprawę z tego, że pozostała jej tylko jedna opcja, jednak usilnie próbowała
wymyślić jakieś inne wyjście z sytuacji. Nie chciała tam wracać, tak bardzo nie
chciała.
Sierżant
przebudził się, ale nadal leżał w nogach łóżka, od czasu do czasu machając
leniwie ogonem. Tego dnia wyjątkowo zrezygnował z będącego już tradycją
porannego pokazu kociej muzyki i tylko uważnie przyglądał się Baśce, jakby
czuł, że coś ją trapi.
Uciekaj
radził uporczywy głosik w jej głowie. Skończ to. Natłok myśli i
skrajnych emocji rozsadzał ją od środka. Miała ochotę krzyczeć, bić pięściami w
ścianę. Tylko co by to dało?
W
końcu Baśka wyskoczyła z łóżka. Miała tego dosyć. Bezczynne leżenie jedynie
potęgowało poczucie beznadziei. Dopadła do leżącej pośrodku pokoju walizki i
zaczęła wrzucać do niej walające się po mieszkaniu ubrania. Nie zajęło jej to
wiele czasu, bowiem walizka nie była jeszcze do końca rozpakowana od czasu jej
ostatniej, nieco przedwcześnie zakończonej wyprawy.
-
Sierżant, wskakuj – zakomenderowała Baśka, wskazując palcem na sporych
gabarytów materiałową torbę. Kot machnął dumnie ogonem i posłał dziewczynie
pełne pogardy spojrzenie spod półprzymkniętych powiek, jakby podróż w byle
jakim kawałku szmaty była poniżej jego godności, ale w końcu dał się przekonać
i z właściwą sobie gracją
zeskoczył z łóżka.
Lodowate
podmuchy zimowego powietrza brutalnie chłostały Baśkę w twarz, gdy z Sierżantem
pod pachą zmierzała na przystanek. Autobus już stał w zatoczce, także dziewczyna musiała podbiec kawałek, modląc się
przy tym w duchu, by się nie poślizgnąć i nie złamać karku.
Gdy
Baśka usadowiła się już na fotelu, wiekowy pojazd sapnął i potoczył się po
ulicy. Dziewczyna wpatrywała się w widoczny zza brudnej szyby krajobraz,
unikając tym samym roznoszącego się po całym autobusie odoru wydzielanego przez
pochrapującego na tylnym siedzeniu bezdomnego, który zapewne zafundował sobie
autobusową wycieczkę dokoła Jastrzębia, chroniąc się w ten sposób przed
panującym na dworze mrozem.
Patrząc
na nowoczesny budynek hali sportowej pokrytej gdzieniegdzie resztkami śniegu,
Baśka czuła, jak w gardle rośnie jej olbrzymich rozmiarów gula. Co ja mam mu
powiedzieć? zapytywała samą siebie. Już miała się wycofać, ale nagle ktoś
jej w tym przeszkodził.
-
Dzen dobry, Basija! - To
rozradowany Dima Filippov kroczył ku niej, wymachując trzymaną w ręku torbą z
logo Jastrzębskiego Węgla.
- Cześć – odrzekła Baśka,
próbując się uśmiechnąć. Najwyraźniej jakoś jej się to udało, bo nic nie
wzbudziło podejrzeń chłopaka.
- Będzie trenować z nami? -
zapytał, zerkając na jej walizkę.
- Nie, Dima, to mogłoby się źle
skończyć. - Tym razem szczerze się roześmiała. - Przyszłam pożegnać się z
Michałem.
- Gdzie ty jedzie?
- Jadę do Wałcza na święta –
wyjaśniła, zdając sobie sprawę z tego, jak niedorzecznie to zdanie brzmi w jej ustach.
- Idź do hala, idź – polecił jej Filippov, sam zmierzając w tamtym
kierunku. - Bardzo tu zimno, ale
niedużo śniega.
- Na pewno jeszcze napada – powiedziała
z przekonaniem dziewczyna, chcąc dodać mu otuchy. Po spędzeniu wielu lat w
upalnej Grecji, Dima cieszył się na widok białego puchu, który dla Baśki był
rodzajem najgorszej anomalii pogodowej.
Zapach
unoszący się na korytarzach hali sprawił, że Baśka odniosła wrażenie, jakby
cofnęła się parę lat wstecz i wróciła do szkolnych czasów. Do tego za chwilę
miała zobaczyć się z Kubiakiem. Totalne deja
vu.
-
Kobieta do przodu – oznajmił
wesoło Dima, wskazując jej wejście do szatni.
- Nie, nie, ja zostanę tutaj –
odparła Baśka, kręcąc głową. - Jak możesz, to powiedz Michałowi, że czekam,
dobrze?
Filippov
wzruszył ramionami, wysyłając tym samym komunikat o treści: rób co chcesz i
zniknął w szatni. Dziewczyna nie zdążyła nawet zebrać myśli, a drzwi ponownie
się otworzyły i wyszedł z nich Kubiak, naciągając w biegu koszulkę.
-
Baśka... – zdumiał się na jej widok, ale zdziwienie od razu przeszło w radość.
- Co ty tutaj robisz?
Jednak
wystarczył jedno spojrzenie na walizkę, której rączka znajdowała się w baśkowej
dłoni, by wszystko stało się dla niego jasne. Mina natychmiast mu zrzedła.
Istny emocjonalny kalejdoskop.
-
Wyjeżdżasz? - zapytał naiwnie, bo przecież bardzo dobrze wiedział, jaka będzie
odpowiedź.
- Tak – odparła krótko Baśka,
bojąc się, że głos jej się załamie.
- Na długo? - drążył, nie będąc przekonanym, czy chce znać odpowiedź.
- Jeszcze nie wiem.
- Basia... - szepnął, przez
chwilę nie wiedząc, jaki gest wykonać, aż w końcu po prostu położył jej dłoń na
ramieniu. - Kłamałaś, prawda? Wczoraj, jak rozmawialiśmy... kłamałaś?
Dziewczyna
skinęła nieznacznie głową i wbiła wzrok w czubki swoich butów.
-
Wiedziałeś? - wychrypiała po chwili.
- Nie, dopiero teraz... - odparł
Kubiak. - Nikt przez noc nie podejmuje decyzji o odwiedzinach. Ty uciekasz,
prawda?
Baśka
przycisnęła język do podniebienia, by powstrzymać łzy. Pomogło. Podniosła głowę
i spojrzała Kubiakowi w oczy.
-
Nie wiem, Michaś – powiedziała. - To wszystko dzieje się trochę za szybko.
Ja... ja muszę sobie przemyśleć parę spraw, muszę się zastanowić...
- I co? Odezwiesz się, jak
podejmiesz decyzję? - Chłopak był wyraźnie poirytowany, ale nie podniósł głosu.
Cicha
odpowiedź Baśki utonęła wśród głosów siatkarzy Jastrzębskiego Węgla,
wychodzących z szatni.
-
Muszę iść na trening – oznajmił Michał. - Zadzwoń do mnie... Zadzwoń, jak
zdecydujesz.
Przez
chwilę stał, wpatrując się w Baśkę, jakby oczekując potwierdzenia, że to zrobi,
aż w końcu niedoczekawszy się
go, przytulił ją mocno, by następnie podążyć na salę ze swoimi kolegami.
Sama nie
wiedziała, jakim cudem udało jej się wyjść na dwór. Nogi miała jak z waty,
żołądek ściśnięty, a przed oczami ciągle widziała smutną twarz Kubiaka. Co
jakiś czas obraz ten przysłaniała jej biała mgła. W tych momentach Baśka miała
wrażenie, że zaraz osunie się na pokryty śniegiem chodnik. Upadnie i będzie tak
leżeć nieprzytomna, dopóki ktoś jej nie znajdzie. A jeśli nikt jej nie
znajdzie, to zamarznie. Gdy się nad tym zastanawiała, to chciała zamarznąć.
Wtedy nie musiałaby myśleć, nie czułaby bólu towarzyszącego złamanemu sercu.
Pomimo
braku wiatru, płomień zapalniczki nieustannie gasł, wprawiony w ruch przez
drżące baśkowe dłonie. Kiedy w końcu udało jej się odpalić trzymanego między
zaciśniętymi wargami papierosa, zdążyła już kilkukrotnie rozpłakać się z
bezsilności. Kiedy stałam się tak słaba?
pytała samą siebie.
Dwa
czerwone Marlboro później Baśka odzyskała częściową kontrolę nad swoimi
kończynami. Bała się jednak, że podczas pieszej wędrówki na dworzec może się
nagle rozmyślić, więc nie chcąc ryzykować zamówiła taksówkę. Wsiadając do
samochodu rzuciła ostatnie spojrzenie na halę sportową. W sali treningowej
świeciło się światło, za oknami co jakiś czas przemykały żółto-niebieskie
piłki. Baśka miała nawet wrażenie, że raz dostrzegła czubek Jego głowy.
Kierowca,
który wiózł ją na dworzec próbował nawiązać rozmowę – bezskutecznie. Mówienie
do niej było jak mówienie do ściany. Bez sensu. Nawet gdyby chciała
odpowiedzieć, nie mogłaby. Głos uwiązł jej w gardle i nie była w stanie wypowiedzieć
ani słowa.
Halę
sportową i dworzec autobusowy dzieliło zaledwie pięć minut drogi, zatem
mężczyzna nie musiał zbyt długo męczyć się z niekomunikatywną klientką. Baśka
też z ulgą powitała znajomy oszklony budynek. Podała taksówkarzowi odliczoną
gotówkę i pożegnała się skinieniem głowy. Autobus, który miał zawieźć ją do
Wałcza stał już na peronie.
Bezwiednie
przesiadała się z autobusu do autobusu. Za oknami zaczęło się już ściemniać, a
ona nie była nawet w połowie drogi. Jednak nie odczuwała rozdrażnienia tą długą
podróżą, bo tak naprawdę wcale nie oczekiwała z niecierpliwością jej końca.
Właściwie było jej obojętne, czy autobus dotrze do Wałcza, czy też
nieoczekiwanie zakończy swoją trasę w jakiejś zupełnie innej miejscowości,
setki kilometrów od Wałcza.
Jej
myśli krążyły tylko wokół jednego tematu. Co
on teraz robi? zastanawiała się. Z jednej strony chciała, żeby do niej
zadzwonił, a z drugiej serce podskakiwało jej do gardła, gdy myślała, że przez
materiał dżinsów czuje wibracje telefonu.
Kiedy
w końcu wysiadła na wałczańskim dworcu, dochodziła północ. Baśka nie sądziła,
że powrót do rodzinnego miasta wzbudzi w niej pozytywne emocje, ale dziwnie tak
nie czuć nic. Kompletny brak towarzyszącego zwykle oczekiwaniu miłego
podekscytowania. Pustka. Podobnie było, gdy wspinała się po schodach kamienicy,
w której spędziła dzieciństwo. Dopiero gdy zapukała do drzwi, przeszedł ją
dziwny dreszcz, ale już nie było odwrotu. Na progu pojawiła się opatulona
frotowym szlafrokiem kobieta. Baśka mogła przysiąc, że kiedy wyjeżdżała z
Wałcza, jej matka nie miała na głowie ani jednego siwego włosa.
Przez
chwilę obie stały w ciszy, wpatrując się w siebie. Z głębi mieszkania także nie
dochodził żaden dźwięk, zapewne wszyscy już spali.
-
Wróciłaś… - wydukała w końcu kobieta.
Baśka
nie potwierdziła.
___________________________
kiedy otworzyłam dziś rano pocztę, przetarłam oczy ze zdumienia. na reemigracjach pojawił się nowy komentarz. byłam bardzo zaskoczona, że Ktoś jeszcze o tym opowiadaniu pamięta, skoro ja prawie o nim zapomniałam. bo prawda jest taka, że gdzieś ostatnio zgubiłam serce do pisania. jednak TAKIEGO komentarza nie mogłam zwyczajnie zignorować. zignorowałam uczelniane obowiązki, odkładając w czasie napisanie tekstu na zajęcia i postanowiłam dokończyć ten rozdział.
może nie jest długi, może nie jest szczęśliwy, może nie jest fantastycznie napisany, ale wracam. wracam do pisania, wracam też do bloggerowej społeczności i jak najszybciej postaram się przeczytać Wasze opowiadania, obiecuję.
bardzo dziękuję Wam wszystkim, którzy jeszcze pamiętacie o Baśce i Kubiaku, którzy chociaż odrobinę za nimi tęsknicie. a szczególne podziękowania kieruję do Autorki (domyślam się, że to dziewczyna) wspomnianego wyżej komentarza, który sprawił, że odnalazłam w sobie te resztki umiejętności tworzenia historii. żałuję, że nie mogę zwrócić się do tej Osoby personalnie, bo komentarz jest anonimowy, zatem napiszę tutaj - wiedz, że być może ocaliłaś reemigracje od niedopowiedzianego zakończenia.
ściskam mocno Was wszystkich, do napisania,
aśka.
Nie wiem kim jesteś dobra duszo, ale ja też Tobie dziękuję za natchnienie autorki tego opka do jego kontynuacji :D
OdpowiedzUsuńMiło, że wróciłas! :D
OdpowiedzUsuńohhh jak sue cieszę. z dodanego rozdziału;) wieka szkoda bylaby gdyby tak cudowne opowiadanie nie było kontynuowane. czekam. M.
OdpowiedzUsuńBaśka wróciła! :D
OdpowiedzUsuńnawet nie myślałam, że mogę tak zmotywować ludzi. mam nadzieję tylko, że ta motywacja nie wpłynęła źle na twoje uczelniane obowiązki.
OdpowiedzUsuńnie szkodzi, że rozdział nie jest szczęśliwy. to nawet lepiej, ostatnio przestałam czytać większość opowiadań, bo czułam, że autorzy za bardzo odrywają się od ziemi, a tu wszystko jest takie realne. nic nie zmieniaj.
już nie usycham, ale nadal czekam na nowy rozdział,
Twoja imienniczka.
dziękuję :)
UsuńJesteś <3 Jak to dobrze.
OdpowiedzUsuńEh..prawie się wzruszyłam.
Ciekawi mnie jej powrót do domu i co postanowi zrobić dalej...Ciekawską osobą jestem i tym bardziej nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Ale wiadomo, obowiązki ważniejsze.
Byle tylko wena Cię nie opuszczała :)
Wesołych :*
Ja też tęsknię za Basia i Misiem. Są wyjątkowi. Naprawdę, walcz z nimi, o nich, bo to niezwykle opowiadanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dziękuję
Od ostatniego rozdziału, dzień w dzień wchodziłam na bloga w nadziei, ze byc moze dodalas coś nowego. Po paru tygodniach zaprzestałam tego z braku czasu, ale coś mnie dzisiaj tknęło, żeby posprawdzac niedokończone opowiadania i tak wpadlam na twoje. Nie powiem bardzo mile mnie zaskoczyłas czymś nowym i wbrew temu co napisalas, świetnym rozdziałem. O Baśce i Michale nie będę się rozpisywać, bo moim zdaniem swietnie oddajesz ich emocje i sprawiasz, że stają się jeszcze bardziej realistyczni. Mam nadzieję, ze tym razem nas na tak długo nie opuscisz i dziękuję za ten rozdział. :D
OdpowiedzUsuńŚwietny ten Twój blog! Pisz dalej :) czekamy :)
OdpowiedzUsuńBędziesz kontynuowała ? Pliss!:)dodaj nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńno jasne! :)
UsuńKiedy kolejny rozdział dodasz ? :)
OdpowiedzUsuńno, ja na chwilę też wypadłam, ale jestem.
OdpowiedzUsuńBasia, ja chce Ci tylko przypomnieć, ze to się nie może/nie musi tak kończyć.
jestem.
OdpowiedzUsuńpo przerwie.
kiedy nowy.
czekam.
niecierpliwie.
Michał zrób coś.
Michał. Halo halo Michał
Zrób coś do kurwy nędzy.