Skuteczny
blok na Mateuszu Malinowskim – piłka odbiła się od jego rąk i wpadła w boisko
po stronie zespołu Jastrzębskiego Węgla. Zawodnicy w pasiastych koszulkach
zeszli z parkietu, poklepując się po plecach, a zgromadzeni na Podpromiu kibice
zaczęli wyśpiewywać jedną z klubowych piosenek. Ich drużyna prowadziła na
pierwszej przerwie technicznej aż sześcioma punktami. Baśka nerwowo przygryzła
wargę, wpatrując się uważnie w szklany ekran telewizora.
Jakby
odczytując jej nieme błagania, realizator pokazał ławkę trenerską Jastrzębia.
Zbliżenie na zdenerwowaną twarz Lorenzo Bernardiego, a potem… Baśka poczuła,
jak wstrząsa nią dreszcz. Kubiak wyglądał, jakby miał zaraz cisnąć w kogoś
trzymaną w ręku butelką wody. Jeszcze nigdy nie widziała go tak wściekłego.
-
Kiedy zaczęłaś interesować się sportem? – Baśka nawet nie zauważyła, jak jej
siostra weszła do pokoju.
- Nie twoja sprawa – odburknęła.
- Próbujesz podlizać się ojcu? –
Sylwia uśmiechnęła się złośliwie. – W takim razie nic z tego, on woli piłkę
nożną.
- Słuchaj, niespecjalnie mam
ochotę z tobą gadać, więc z łaski swojej zamknij się i idź malować paznokcie,
czy coś…
Baśka
sięgnęła po leżący na podłokietniku pilot i zwiększyła głośność. Miała
nadzieję, że jej siostra skapituluje w obliczu tak lekceważącej postawy i da
jej święty spokój, ale przeliczyła się.
-
Chciałabym wiedzieć, po co wróciłaś – nie ustępowała Sylwia, stając pomiędzy
telewizorem a zajmowanym przez Baśkę fotelem.
- A ja chciałabym, żebyś dała mi
spokój.
- Wierz mi, rozmowa z tobą to dla
mnie żadna przyjemność. – Dla podkreślenia swoich słów, Sylwia wykrzywiła
złośliwie usta.
- Jednak wciąż tutaj stoisz i
zawracasz mi głowę.
- Moim zdaniem…
- Słuchaj, Sylwia, w dupie mam
twoje zdanie. – Baśka coraz bardziej traciła cierpliwość. – Zasadniczo, to w
ogóle nie tęskniłam za kontaktem z tobą i domyślam się, że ty czujesz to samo w
stosunku do mnie. W związku z tym proponuję wzajemną ignorancję i unikanie się
jak ognia, może być?
- Nie, nie może być! – Sylwia
podniosła głos. – Wyjeżdżasz stąd, nie odzywasz się i nagle wracasz sobie po
pięciu latach jak gdyby nigdy nic!
- I co w związku z tym?
Oczekujesz ode mnie wyjaśnień?
Sylwia
założyła ręce na piersiach i wbiła w siostrę uważne spojrzenie. Bingo, pomyślała Baśka. A więc o to jej chodziło.
-
Nie czuję się w obowiązku tłumaczyć się przed tobą – syknęła.
- A powinnaś.
- To rodzice, a nie ty, zasługują
na moje wyjaśnienia – odparła Baśka, nawet nie patrząc na Sylwię. – Jednak
wyraźnie dali mi do zrozumienia, że ich nie oczekują.
Młodsza
z sióstr zacisnęła usta w wąską linię.
-
Jakbyś nie zauważyła, ja też tutaj mieszkam.
- Uwierz mi, tego nie da się
przeoczyć – odburknęła Baśka. – Nie jesteś przypadkiem trochę za stara na życie
na garnuszku mamusi?
- Rodzice potrzebują mojej
pomocy, bo tak się składa, że ich starsza córka wypięła się na nich i wyjechała
w pizdu!
- Pomocy?! – Baśka zerwała się z
fotela, wyprowadzona z równowagi. – O czym ty mówisz, dziewczyno? Jak im niby
pomagasz? Gadając godzinami przez telefon ze swoimi psiapsiółkami?!
- Pracuję – wycedziła Sylwia przez
zaciśnięte zęby.
- Och, wybacz. – Baśka uniosła
ręce w przepraszającym geście, ale jej głos pełen był ironii. –Te miliony,
które zarabiasz sprzątając cudze włosy z podłogi przez pięć godzin tygodniowo bez
wątpienia łatają dziurę w domowym budżecie.
- A ty coś robisz, czy tylko
szwendasz się, mając wszystkich w dupie?! – ryknęła Sylwia, oblewając się
rumieńcem.
- Nie będę ci się spowiadać!
- Masz coś do ukrycia?
- Wydawało mi się, że moje życie
cię nie obchodzi – warknęła Baśka. – I nawet mi się to podobało.
- Bo tak jest.
- W takim razie uważam naszą
rozmowę za zakończoną.
Sylwia
posłała siostrze mordercze spojrzenie. Wyglądała, jakby chciała jeszcze coś
powiedzieć, ale ostatecznie odwróciła się na pięcie i wyszła z salonu. Baśka
opadła na fotel i na powrót utkwiła wzrok w ekranie telewizora. Chwilę zajęło
jej uspokojenie się i ponowne skoncentrowanie. Odkąd pamiętała, jakakolwiek
rozmowa z Sylwią polegała na wzajemnym obrzucaniu się obelgami. Nie było jej
przykro z tego powodu i, jak przypuszczała, jej siostra też nie płakała w
poduszkę, ale każda tego typu sytuacja niesamowicie podnosiła jej ciśnienie.
***
Nie
musiał patrzeć na tablicę wyników, by wiedzieć, że ich sytuacja jest po prostu
beznadziejna. Gdy schodzili na pierwszą przerwę techniczną, nie mieli na swoim
koncie ani jednego zdobytego samodzielnie punktu. Te dwa były prezentem od
rzeszowian, którzy popełnili błędy w polu zagrywki i podczas odbicia piłki.
Michał
schylił się po butelkę z wodą. Tak naprawdę wcale nie chciało mu się pić, ale
na wysłuchiwanie rad Bernardiego też nie miał ochoty, więc postanowił odwlekać
w czasie dołączenie do reszty drużyny, zgromadzonej wokół trenera. W dodatku,
gdy przekręcał nakrętkę, wyobrażał sobie, że jest to głowa Nowakowskiego, który
chwilę wcześniej skutecznym blokiem zatrzymał jego atak z lewego skrzydła.
-
Kubiak! – usłyszał za plecami głos Lorenzo.
Trener
skinął na niego palcem. Michał miał ochotę obrzucić go stertą bluźnierstw,
które zbierały mu się na końcu języka w zasadzie od samego początku meczu.
Ostatecznie jednak odrobina zdrowego rozsądku nakazała mu wziąć się w garść,
robić, co mu każą i nie prowokować niepotrzebnych kłótni. Odrzucił więc butelkę
i dołączył do stojących w ciasnym kółku kolegów.
Wchodząc
z powrotem na boisko czuł, że są w takiej samej czarnej dupie jak przed
przerwą. To, co powiedział im Bernardi, wszyscy doskonale wiedzieli dużo
wcześniej – obrona ustawiona daleko pod linią dziewiątego metra, Miśkin ma
wystawiać na pustą siatkę, a w razie, gdyby to się nie udało, atakujący powinni
szukać piłką rąk rzeszowskich środkowych. Przecież
to proste jak włos Mongoła, pomyślał Kubiak, ocierając mokre dłonie o
nogawki spodenek. Takich porad udzielają
nam w komentarzach na Facebooku.
Potrząsnął
głową, próbując odgonić natrętne myśli, bo po pierwsze, przez nie przeoczył,
jak Patryk Czarnowski zdobył dla Jastrzębia dwa punkty z rzędu, a po drugie,
większość z nich nie dotyczyła tego meczu, ani siatkówki w ogóle.
Skupienie
nie trwało długo, bo po ataku Krzyśka Gierczyńskiego sędzia przerwał akcję,
odgwizdując dotknięcie siatki. Zawodnicy Jastrzębskiego Węgla podnieśli ręce w
geście sprzeciwu. Malinowski w ostatniej chwili zauważył Michała, który rzucił
się w stronę słupka sędziowskiego, wymachując gniewnie i wykrzykując coś w
stronę arbitra.
- Opanuj się!
– syknął Mateusz, doskakując do kolegi i odciągając go za koszulkę. – Chcesz
dostać żółtą kartkę, czy od razu zgłaszasz podanie o czerwoną?
- Kurwa, nie było żadnej siatki!
– ryknął Kubiak, próbując się wyrwać.
- Będzie wideoweryfikacja, nie
sraj żarem!
Przez
chwilę przeszywał Malinowskiego wściekłym spojrzeniem. Ten, o dziwo, wytrzymał
wzrok rozjuszonej kobry, co sprawiło, że Michał w końcu wypuścił głośno
powietrze, pokręcił głową, komunikując w ten sposób, że ma wszystko w gdzieś i
odszedł na drugi koniec boiska. Na widok sędziego pochylającego się nad
monitorem komputera znów dostawał drgawek, więc przeniósł wzrok na coś innego.
Przez
chwilę wpatrywał się w swoje buty, zastanawiając się, czy nie wykorzystać tej
przerwy na poprawienie sznurowadeł, ale w końcu inne myśli ponownie nawiedziły
jego głowę. Wiedział, że szanse na to, by wśród zgromadzonego na hali tłumu
znajdowała się Baśka są żadne, ale mimo to co jakiś czas zerkał w stronę trybun.
Raz nawet wydawało mu się, że dostrzegł gdzieś burzę jej brązowych loków, ale
dokładniejszą obserwację przerwała mu konieczność wykonania ataku. Gdy ponownie
przeniósł wzrok w to samo miejsce, po włosach i ich właścicielce nie było ani
śladu. Westchnął, uderzając się pięściami o uda. Sam już nie wiedział, czy
bardziej jej nienawidzi, czy za nią tęskni.
***
Baśka
opierała się łokciami o zimną barierkę balkonu. Miała wrażenie, że jej bose
stopy przymarzły do betonowej wylewki, z której zrobiona była posadzka. Ostatni
raz zaciągnęła się papierosem i zgasiła go w służącym za popielniczkę słoiku. Przeczesała
zmierzwione włosy palcami. Ogarnij się,
powtarzała sobie w myślach.
Ponownie
zagłębiła się w wysiedzianym fotelu w tym samym momencie, w którym zawodnicy
weszli na boisko, by rozegrać decydującego piątego seta. I znów coś kazało jej
wypatrywać Jego. Potrząsała głową, by
przegonić małego natręta, który siedział w jej głowie i skutecznie odciągał jej
uwagę od tego, co działo się na boisku, jednak na nic się to zdało. Obojętnie
po której stronie akurat rozgrywała się akcja, Baśka nie spuszczała wzroku z
Michała, jego zmarszczonego czoła i zaciśniętych w pięści dłoni.
Nie
potrafiła powstrzymać atakującego ją natłoku myśli. Wydawało jej się, że zaraz
eksploduje. Każdego dnia wyrzucała sobie, że pozwoliła wziąć górę emocjom i
wyjechała z Jastrzębia. Zachowała się jak tchórz. Uciekła, zostawiając problemy
i licząc na to, że podczas jej nieobecności same się rozwiążą. Dziewczyno, jesteś kretynką!
Piłka
uderzyła w pomarańczowe pole, tuż obok stopy zaskoczonego Kubiaka. Baśka bez
najmniejszego problemu odczytała z jego ust słowo, które wypowiedział. Mimowolnie
uśmiechnęła się pod nosem. Tak łatwo było go rozszyfrować. Nigdy nie ukrywał
swoich emocji, nie dbał o to, że wypada coś zrobić lub jest to nie na miejscu.
Mówił co myślał i to była jedna z tych cech, które tak bardzo w nim uwielbiała.
Cholera jasna, opanuj się! Nie
potrafiła. Nie potrafiła opanować siebie i nie potrafiła opanować drżenia rąk,
które pojawiło się, gdy po zakończonym spotkaniu realizator pokazał Kubiaka, odpychającego
od siebie jednego ze swoich kolegów. Był wściekły. I wiedziała, że tu nie chodziło
tylko o przegrany mecz.
Baśka
wzięła do ręki telefon i zaczęła nerwowo obracać go w dłoni. Zadzwonić, czy nie? Otworzyła klapkę i z
nie patrząc na klawiaturę wpisała jedyny numer, który znała na pamięć.
Przyłożywszy palec do klawisza z zieloną słuchawką, zawahała się jednak i przez
moment wpatrywała się w ekran. W skali od
jeden do dziesięciu, jak bardzo desperackie to będzie? Po chwili zamknęła
telefon i odłożyła go z powrotem na stół.
***
Michał
siedział w szatni z głową opartą o dłonie i wzrokiem wbitym w ziemię. Jego
koledzy również milczeli. Po tym jak przegrali mecz, którego przegrać się nie
dało, nikt nie miał ochoty na rozmowy. Żaden z nich nie spieszył się z
przebieraniem, bo wyjście z szatni oznaczało przyjęcie do świadomości, że to
spotkanie już się skończyło i należy grubą linią podkreślić słowo porażka. Skoro nadzieja umiera ostatnia,
to oni wszyscy już dawno leżeli pięć metrów pod ziemią.
Pomimo
że nikt nie obarczał go odpowiedzialnością za to, co się stało, nie potrafił
przestać myśleć o tym, że gdyby tylko potrafił bardziej się skupić, ten mecz
mógłby skończyć się inaczej. Gdyby uważnie wypatrywał piłki, zamiast błądzić
wzrokiem po trybunach być może nie przepuściłby tej piłki w ostatnim secie.
Gdyby wtedy zatrzymał Baśkę i kazał jej zostać w Jastrzębiu, spędziłaby z nim
te zasrane święta, równie zasranego sylwestra, a może nawet pojechałaby do tego
jeszcze bardziej zasranego Rzeszowa! Gdyby, gdyby, gdyby… Mogę sobie wsadzić w
dupę to całe gdyby! Trzeba było myśleć wcześniej, Kubiak! Teraz, to już jest za
późno…
Ciszę
przerwały natarczywe wibracje. Wszyscy zawodnicy, którzy do tej pory uważnie
studiowali wygląd swoich dłoni, przenieśli spojrzenia na Kubiaka. Czego się gapicie, do kurwy nędzy?! Zaczął
grzebać w swojej torbie zastanawiając się, kto jako pierwszy postanowił
poużalać się nad nim. Wcale nie miał ochoty odbierać. Szukał komórki tylko po
to, by móc ją rozbić o ścianę.
Jednak chęć
ciśnięcia telefonem przez całą długość szatni minęła mu, gdy tylko przeczytał
imię, które pojawiło się na wyświetlaczu. Pomimo że czuł, jakby urządzenie
parzyło go w dłoń, jeszcze mocniej zacisnął wokół niego palce. Ręka zaczęła mu
drżeć. Przez chwilę wahał się, ale w końcu nacisnął guzik z zieloną słuchawką i
przyłożył telefon do ucha.
-
Basia? – Wychrypiał. Czuł, że wszyscy się na niego patrzą, ale nagle jakby
przestało go to obchodzić.
- Cześć – odezwał się głos po
drugiej stronie. – Nie przeszkadzam?
- Nie – zaprzeczył szybko. –
Fajnie… fajnie, że dzwonisz.
- Trochę się zastanawiałam –
przyznała. – Nie wiedziałam, czy zasada ‘bez względu na wszystko’ nadal
obowiązuje.
- Mam nadzieję, że obowiązuje. –
Nie potrafił powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. – Bez
względu na wszystko.
***
Jeszcze
przez chwilę po zakończeniu rozmowy trzęsły jej się ręce, a serce waliło
młotem. Jak dobrze było znowu usłyszeć Jego
głos. Trochę zmieniony, trochę zdenerwowany, trochę zdziwiony, ale Jego. I nagle poczuła, że oddałaby
wszystko, żeby po prostu móc być teraz przy nim.
Po cholerę wyjeżdżałaś? Przecież wiesz, że
ten organ, który Matka Natura umieściła w twojej mózgoczaszce jest kompletnie
bezużyteczny! Gdybyś posłuchała serca i została w Jastrzębiu, spędziłabyś z Nim
cudowne święta, równie cudownego sylwestra, a może nawet zabrałby cię ze sobą
do Rzeszowa? Bo teraz, to już cię nigdzie nie zabierze w obawie, że znowu
odwalisz jakiś cyrk.
Przeciągłe
miauknięcie wypełniło pokój, przywracając Baśkę do rzeczywistości. Sierżant
siedział obok fotela, wpatrując się w nią wielkimi oczyma i zamiatając ogonem
podłogę. Dziewczyna klepnęła dłonią w podłokietnik, a kot wyprężył się i jednym
susem wskoczył na wskazane mu miejsce.
-
Co robimy? – zapytała, zagłębiając palce w szarym futerku.
Sierżant
oparł się przednimi łapkami o baśkowe ramię.
-
Wracamy do domu?
I
pierwszy raz w życiu poczuła, że to naprawdę jest jej dom. Na czwartym piętrze,
w bloku jednego z jastrzębski osiedli. Ze Starą Raszplą piętro niżej i Kubiakiem
parkującym pod jej oknami. Tylko głupcy
się spieszą. Ona też była głupcem, ale tym razem postanowiła zwolnić, bo
dotarło do niej, że to może być coś więcej.
***
-
Zależy ci na niej? – zapytał wprost.
Michał
wbił wzrok w wąskie okno tuż pod sufitem, przez które widział tylko smaganą
wiatrem trawę i buty na stopach przechodniów. Nie chciał o tym rozmawiać, ale wiedział,
że Krzysiek nie odpuści. Będzie wiercił mu dziurę w brzuchu tak długo, aż w
końcu pęknie i coś powie. Oczywiście mógł skłamać. Ale po co?
Głośno
wypuścił powietrze z płuc i odwrócił się przodem do przyjaciela. W
przeszywającym spojrzeniu Krzyśka było coś, co mówiło, że wcale nie próbuje on
wchodzić z buciorami w kubiakowe życie, ale zwyczajnie próbuje go zmusić do
przyznania się przed samym sobą do tego, co czuje. I udało mu się. Michał
zerknął ukradkiem, czy nikt ich nie podsłuchuje, po czym zaczął mówić.
-
Poznaję ją każdego dnia na nowo. Bo jej nie da się ot tak po prostu zrozumieć.
Chyba nawet ona sama tego nie potrafi. Przed chwilą powiedziała mi, że jest w
Wałczu, ale wcale bym się nie zdziwił, gdyby zadzwoniła za dwie godziny z
informacją, że właśnie czeka na samolot do Chicago.
- Dlaczego akurat do Chicago? –
Krzysiek z trudem powstrzymał śmiech.
- Bo to daleko, ale nie ważne. –
Kubiak machnął ręką. – Pomimo tego, że ciągle mnie czymś zaskakuje, to jest
kilka takich rzeczy, które pozwalają mi twierdzić, że właściwie to znam ją
całkiem nieźle. Na przykład doskonale pamiętam jej zapach, śmiech, jej płacz.
Wiem jak kroi mięso i którą ręką podnosi z podłogi kocią miskę. Jakie lubi
kolory i kwiaty. I że gdy nalewa piwo do kufli, to tak zabawnie wystawia język
spomiędzy warg. – Na samą myśl o tym zrobiło mu się przyjemnie ciepło na sercu.
– Bez problemu przypomnę sobie, jakie skarpetki miała danego dnia. Pomimo że
często nosi je nie do pary. A gdybym miał ci powiedzieć, w co ubrana była
Monika podczas naszego ostatniego spotkania, to miałbym pustkę w głowie.
- Czyli zależy ci? – ponowił
pytanie Gierczyński.
- Tak – odpowiedział Kubiak.
Tym
razem nie zawahał się ani sekundy, a głos nie zadrżał mu nawet o jotę. Pierwszy
raz zdarzyło mu się tak otworzyć przy kimś, kto nie był Baśką. Ale czy to, co
powiedział, nie było prawdą?
Czekałam i się doczekałam. Mam nadzieję, że Michał i Baśka już są całkiem blisko od stwierdzenia, że raczej ciężko im bez siebie.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział,
Twoja imienniczka .
Baśka wracaj! No przecież te momenty podczas meczu to tak idealnie mówią że im na sobie zależy. I brawa dla ciebie za kłótnie z Sylwią.xd
OdpowiedzUsuńUbóstwiam tą historię i tą pogmatwaną,zagubioną Baśkę. Cieszę się,że wraca do Jastrzębia. Mam nadzieję,że Kubiak wyzna jej to samo,co powiedział Krzyśkowi. Ta wzmianka o skarpetkach,czy fakt,że Michał wie,którą ręką podnosi miskę Sierżanta z podłogi jest przeurocze.To musi być miłość...
OdpowiedzUsuńOki, Resovia sobie tam gra, to ja w międzyczasie napiszę Ci komcia pochwalnego. Bo ten rozdział tutaj sobie już od jakiegoś czasu leży, a ja wciąż nie puściłam swoich ochów i achów. No więc do rzeczy.
OdpowiedzUsuńBasiu moja droga, cudowna i najkochańsza... Wracaj do domu! Nie do tego standardowego, gdzie są rodzice i własny pokój, ale do tego, w którym jest Kubiaczyna i jego "zależy mi". No bo awww, jemu zależy! I ja to już wiem od dłuższego czasu, no ale jak sam się przyznał i powiedział to na głos, to jednak serducho rośnie, rosną też nadzieje i ja sama z tego podjarania urosłam z centymetr.
No. A Sylwia jest głupia, tyle powiem na jej temat.
Także Basia wracaj, a Ty mi tutaj szybko pisaj, jakie to będą jej dalsze losy z Miśkiem. Ja wiem, że Ty masz bardzo trudne studia i dzień i noc ślęczysz nad książkami, ale heloł, czytelnicy się niecierpliwią! Także ju noł! Mam na Ciebie oko!
A, bym zapomniała. Kocham opis meczu. No kocham, kocham, kocham! Istne cudo, realistyczne i totalnie prawdziwe. Aż czułam ten pot i zapach boiska. (Nieważne).
Ściśkańskoooooo!
Hej! Tu ja nowa czytelniczka! Wciągnełaś mnie w tą historię. Mam nadzieję, że dodasz za niedługo coś nowego :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!
Julja