-
Jedź.
Baśka
podskoczyła jak oparzona. Nie spodziewała się tego. Była przekonana, że jest w
domu sama. Szybko otarła oczy wierzchem dłoni i uniosła głowę, próbując
przybrać dziarską minę. Jej matka stała oparta o framugę drzwi. Sine cienie pod
oczami, zapadnięte policzki, matowe włosy – to wszystko sprawiało, że wyglądała
na chorą. Czy ona była już tak chuda, kiedy
tu przyjechałam?
-
Nie jesteś tutaj szczęśliwa, prawda? – Kobieta przysiadła na podłokietniku
fotela, w którym okryta kraciastym kocem siedziała jej córka.
Dziewczyna
wzruszyła ramionami. Owszem była nieszczęśliwa, ale nie wiedziała, czy to
dlatego, że jest tu, czy dlatego, że nie jest tam. I jeszcze do niedawna wcale się nad tym nie zastanawiała.
Niespodziewanie
poczuła na sobie dotyk chłodnej dłoni. Matka gładziła jej włosy, ramiona,
plecy. Ten gest rozbił na tysiące małych kawałeczków jej i tak popękane
wnętrze. Nieprzyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa wstrząsnął jej
ciałem i dziewczyna tylko cudem powstrzymała się od strącenia z siebie matczynej
ręki. Nie chciała robić jej przykrości, była jej coś dłużna.
Wciąż nie
mogła uwierzyć, że tak łatwo wybaczyła jej te puste lata, podczas których
prawie nie dawała znaku życia. Mówi się, że każdy rodzic kocha swoje dziecko
nawet wtedy, gdy to zachowa się wyjątkowo źle. Ale tutaj chodziło o coś więcej
niż o kradzież cukierków z osiedlowego sklepu, czy wybicie szyby w samochodzie
sąsiada. Baśka ich zostawiła. Spakowała swoje manatki i po prostu wyszła z domu
bez słowa, bez samoprzylepnej żółtej karteczki zostawionej na drzwiach lodówki.
Trudno jest udawać, że zapomniało się o czymś takim.
-
Było mi przykro, gdy uciekłaś. – Matka jakby czytała w jej myślach. - Kiedy
patrzyłam, jak pakujesz rzeczy do torby, pękało mi serce.
W
tym momencie dziewczyna gwałtownie się odsunęła. Może nawet zbyt gwałtownie.
Jednak nawet matczyne spojrzenie, które jeszcze bardziej posmutniało, nie przegoniło
mieszaniny złości i rozżalenia, która ją wypełniła. Dlaczego? Dlaczego tak po
prostu pozwoliła jej odejść?
- W-widziałaś?
– wydukała Baśka przez ściśnięte gardło. – Widziałaś, jak wychodzę i nie
zatrzymałaś mnie?
- A chciałabyś tego?
Na
chwilę zapadła cisza. Po pięcioletniej przerwie niemożliwym było rozmawiać bez
tych irytujących pauz. Baśka utkwiła wzrok w padających za oknem płatkach
śniegu i niemal niedostrzegalnie pokręciła głową.
-
No właśnie… - Jej matka westchnęła, też przenosząc spojrzenie w jakiś odległy
punkt. – Nic by to nie dało, a ja miałam nadzieję, że niedługo wrócisz.
- Nie wróciłam – mruknęła Baśka.
- Nie – przyznała kobieta. – I
chociaż nie odzywałaś się często, ja czułam, że gdziekolwiek jesteś, jesteś
szczęśliwsza niż tu.
Wiedziała,
że w tamtym momencie powinna rzucić się matce w ramiona i przeprosić ją za to,
że zachowała się jak pieprzona egocentryczka, jednak nie potrafiła. Nie
potrafiła wywołać w sobie wyrzutów sumienia, ani kłującego poczucia winy. Ale
nie potrafiła też powstrzymać dwóch wielkich jak grochy łez, które spłynęły jej
po policzkach, zdradzając, że jednak jest jej trochę przykro.
-
Wybaczyłaś mi… - wychrypiała Baśka. Matka przytaknęła. – Kiedy?
- Nie wiem – odparła. – Ale gdy
stanęłaś w progu mieszkania od razu wiedziałam, że nie jestem na ciebie zła.
Poczuła
niemiły uścisk w żołądku. Chciało jej się wymiotować. Coś dławiło ją w środku,
ciasną pętlą oplatało jej wnętrzności. Dlaczego nie była w stanie odwzajemnić matczynych
gestów? Dlaczego zaciskała usta w dziwnym grymasie, zamiast uśmiechnąć się
pokrzepiająco? Dlaczego słowo ‘przepraszam’
nie mogło przejść jej przez gardło? Dlaczego milczała?
-
Chcesz stąd wyjechać. – To było raczej stwierdzenie niż pytanie.
- Mhm – mruknęła Baśka, próbując
ukryć łamiący się głos.
- Więc jedź. – Po policzkach
matki płynęły już strumienie łez, których kobieta nawet nie próbowała
powstrzymać. – Tym razem jestem na to gotowa.
Padające
z nieba białe płatki już dawno zostały zastąpione przez krople deszczu, a
śniegowe zaspy zamieniły się w wielkie, brudne kałuże. Szlag trafił magię
świąt, nowego roku, czy też w ogóle jakąkolwiek wyjątkową atmosferę. Panowała
tylko powszechna irytacja i zniecierpliwienie, wyrażane poprzez nerwowe tupanie
nogą o marmurową posadzkę wałczańskiego dworca. Tupali wszyscy – kobiety i
mężczyźni, młodzi i starzy, bezdomni i ci, którzy na bezdomnych nie wyglądali.
A Baśka miała ochotę potupać im wszystkim po twarzach.
Pociąg regio ze stacji Wałcz do stacji Piła Główna jest opóźniony
około czterdziestu minut. Za utrudnienia serdecznie przepraszamy.
Za
każdym razem, gdy widziała światła zbliżającego się pociągu, a jej serce
zaczynało mocniej bić na myśl o tym, że w końcu wsiądzie do tego pieprzonego
wagonu, choć trochę przybliżając się do powrotu do Jastrzębia, dworcowa
szczekaczka natychmiast gasiła te nadzieje, informując o kolejnym opóźnieniu.
Baśka prychnęła. Siedziała tu już od godziny, w ciągu której zdążyła wypalić
pół paczki papierosów i zjeść całą tabliczkę wyrobu czekoladopodobnego, który
dostała na święta. Dobrze, że uparła się, aby odwożący ją na stację ojciec
wrócił do domu, zamiast czekać z nią na przyjazd pociągu. W przeciwnym razie
musiałaby znosić także panującą między nimi niezręczną ciszę.
Kolejny
żebrak podszedł do niej, prosząc o kilka złotych na jedzenie. Baśka skrzywiła
się, głównie ze względu na towarzyszący mu odór trawionego alkoholu, który
sprawiał, że miała ochotę zwrócić wszystko to, co zjadła od czasu kolacji
wigilijnej. Zmierzyła menela groźnym spojrzeniem, po czym odwróciła się
ostentacyjnie plecami, mając nadzieję, że ten da za wygraną i pójdzie nagabywać
kogoś innego. Jednak się pomyliła.
-
Chociaż złotówkę… - nie poddawał się.
- Nie dam, spadaj pan –
odburknęła Baśka, podnosząc z podłogi torbę i próbując się oddalić. Nie zdążyła
jednak zrobić nawet dwóch kroków, gdy poczuła szarpanie za rękaw. – Koleś, idź
szukać jeleni gdzie indziej!
Menel
nadal trzymał Baśkę za kurtkę, wpatrując się w nią małymi wodnistymi oczkami. Tym
razem dziewczyną wstrząsnął nie tylko dreszcz obrzydzenia, ale przede wszystkim
przerażenia. Rozejrzała się wokoło, lecz pomimo że dworzec pełen był ludzi,
nikt nie kwapił się, by zareagować. Niektórzy tylko kątem oka przypatrywali się
sytuacji, ale gdy tylko napotkali wołające o pomoc baśkowe spojrzenie,
natychmiast odwracali wzrok.
Baśka
mocniej ścisnęła trzymaną pod pachą torbę z Sierżantem. Jeszcze nigdy nie
znajdywała się w tak przykrej i jednocześnie żenującej sytuacji. Nie miała
zamiaru bić się z pijakiem, po części ze wstrętu przed dotknięciem go, a po
części dlatego, że bicie osłabionego nadmiarem alkoholu człowieka byłoby nie
fair. Z drugiej jednak strony obawiała się, że ten w pijackim obłędzie w końcu
postanowi wyrwać jej torbę z rąk.
Pociąg regio ze stacji Wałcz do stacji Piła Główna wjedzie na tor
trzeci przy peronie drugim. Prosimy zachować ostrożność i nie zbliżać się do
krawędzi peronu.
Niemalże
wszyscy znajdujący się w budynku dworca ludzie ruszyli do wyjścia, tak że przy drzwiach utworzył się korek. Z daleka
dobiegało gwizdanie lokomotywy. Baśka zebrała w sobie resztki sił, po czym
szarpnęła mocno uwięzionym w brudnej dłoni menela rękawem i sprintem pomknęła w
stronę wyjścia na perony. Sierżant prychał z niezadowoleniem, gdy jego pani
łokciami przebijała się przez tłum. Gdzieś miała uprzejmości. Wizja stania
przez pół godziny przy śmierdzącym pociągowym kiblu wcale jej się nie
uśmiechała.
Nogi
miała jak z waty. Chyba tylko cudem udało jej się wbiec na to czwarte piętro,
nie przewracając się po drodze i nie wybijając sobie przy tym wszystkich zębów.
Gdy trzęsącą się dłonią próbowała włożyć klucz do zamka czuła, jak z nerwów
ściska ją w żołądku. Jeden, drugi, trzeci klucz – żaden nie pasował. No dalej! Tak bardzo chciała wejść już
do środka, że była bliska wyważenia futryny. W końcu się udało. Zamek
szczęknął, klamka odskoczyła, drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Była w
domu.
Z trudem,
klnąc przy tym pod nosem, wolną ręką wymacała na ścianie włącznik światła. Wisząca
u sufitu niczym nieosłonięta żarówka zamrugała dwukrotnie, po czym rozbłysła
oślepiającym żółtym blaskiem. Baśka odetchnęła z ulgą - nie odłączyli jej
prądu.
Sierżant też
chyba wyczuł, że to już koniec podróży, bo zaczął prychać niecierpliwie i drapać
o materiał torby. Baśka uwolniła go, starając się nie znaleźć w zasięgu
zakończonych ostrymi pazurami łap. Kot pomknął przed siebie, ledwo jego opuszki
dotknęły podłogi i tylko szuranie misek po kuchennych płytkach zdradzało jego
lokalizację.
Odłożyła bagaże
na podłogę i poczuła, jakby razem z nimi pozbyła się jeszcze jakiegoś innego
ciężaru. Pętle zaciśnięte wokół jej żołądka, serca i gardła powoli rozluźniały
się. Baśka przysiadła po turecku na ziemi. Dlaczego przez tak długi czas
odpychała od siebie myśl, że rozwiązanie jej problemów jest dziecinnie proste?
Wystarczyło tylko wsiąść do tego przeklętego pociągu.
Wróciłam
wystukała trzęsącymi się palcami i kliknęła przycisk ‘wyślij’.
Nie
minęło nawet dwadzieścia minut, kiedy Michał stanął w progu jej mieszkania. Wyglądał
jakby przed chwilą wyskoczył spod prysznica, w pośpiechu narzucając na siebie
to, co miał pod ręką – mokre włosy sterczały mu w różnych kierunkach, a zupełnie
niepasującą do zielonych spodni koszulkę miał ubraną na lewą stronę.
-
Znów nie przekluczyłaś zamka – rzucił, zamykając za sobą drzwi.
Baśka
nic nie odpowiedziała. Chwiejnie podniosła się z podłogi, na miękkich nogach
przedreptała przez pokój i niczym mała dziewczynka wyciągnęła ręce w stronę
Kubiaka. Chłopak podszedł do niej i porwał ją w ramiona, przytulając mocno do
siebie.
-
Pociąg do Piły się spóźnił, musiałam uciekać przed żulem, a autobus z Rybnika
złapał gumę… - wyrzuciła z siebie, pociągając nosem.
- Ćśśś… – wyszeptał Kubiak,
głaszcząc Baśkę po splątanych włosach. – Dobrze, że już jesteś.
Odchylił lekko
głowę, by móc spojrzeć w tę bladą, opuchniętą od płaczu twarz, pełne łez
orzechowe oczy. Zagarnął jej za ucho kosmyk brązowych loków, po czym przejechał
opuszkiem palca wskazującego wzdłuż linii szczęki, zatrzymując się przy
podbródku. Dlaczego zawsze przy nim płakała, skoro – jak podpowiadała mu
intuicja – wcześniej robiła to bardzo rzadko?
- Wszystko w
porządku? – zapytał, opierając swoje czoło o jej czoło. W odpowiedzi otrzymał
skinięcie głową i niepewny uśmiech.
- Dziękuję – szepnęła Baśka przez
ściśnięte gardło. – Dziękuję, że przyjechałeś.
- Przestań. Dlaczego miałbym nie
przyjechać?
- Bo to, co robię, jest głupie –
odparła. – Ja jestem głupia.
- Trudno się z tym nie zgodzić –
zaśmiał się Kubiak. – Ale chyba muszę do tego przywyknąć.
Baśka
stanęła na palcach i jeszcze mocniej się w niego wtuliła. Wyraźnie czuł ciepło
jej ciała i szybkie bicie serca. Wydawała mu się tak krucha, jak jeszcze nigdy przedtem.
To dziwne, że wcześniej miał ją za silną, pewną siebie dziewczynę. Dopiero po
tylu latach zrozumiał, że ona tak naprawdę potrzebowała wsparcia. Nie
pokazywała tego, nie szukała go, ale potrzebowała.
Odgarnął z
baśkowej twarzy pojedyncze kosmyki i pocałował ją w czoło. Powoli przejechał
ustami wzdłuż linii jej nosa. Poczuł, jak zadrżała, ale nie odepchnęła go.
Wręcz przeciwnie – odchyliła głowę do tyłu, żeby pozwolić jego wargom natrafić
na jej wargi. Delikatnie musnął jej usta, a ona oddała pocałunek nieco bardziej
łapczywie, niż się tego spodziewał.
Niewiele
myśląc, Michał wziął Baśkę na ręce i podszedł z nią do stojącej pośrodku pokoju
sofy. Nogą strącił leżące tam ubrania, płyty, książki, plastikowe butelki po
napojach i położył dziewczynę z taką czułością, jakby była porcelanową
laleczką. Oparł się na łokciach i spojrzał na Baśkę niepewnie, ale nie widząc w
jej oczach sprzeciwu, powoli zaczął rozpinać guziki flanelowej koszuli.
I
tak oto stara, wysiedziana kanapa stała się dla nich obojga sferą sacrum. Z
każdym szeptem, z każdy dotykiem dłoni na nagim ciele i z każdym kolejnym
pocałunkiem upewniali się w tym, że robią dobrze, że po prostu muszą spróbować.
Kiedy człowiek zaczyna się zastanawiać, ogarnia go lęk, którego nie sposób
nazwać słowami. W nich nadal kłębiły się myśli, ale usilnie spychali je na
dalszy plan. Zrozumieli, że czasem nie należy stawiać pytań, lecz działać.
Trzeba odrzucić obawy o to, że czar pryśnie i podjąć ryzyko.
______________________
______________________
cześć i czołem, jestem matołem!
naprawdę. nie wiem, czy ktoś tu jeszcze jest. wcale się nie zdziwię, jeśli się okaże, że nie ma nikogo. bo chyba każdemu znudziłoby się oczekiwanie przez dwa miesiące na nowy rozdział. przepraszam, przepraszam, przepraszam! i w tym miejscu powinno być jakieś usprawiedliwienie, ale kompletnie nie potrafię żadnego wymyślić. bo ja nadal kocham tę dwójkę, pomimo że to głupki są, i czasu też mam wiele, tylko jakoś... to mi nie idzie. chciałabym obiecać poprawę, ale nie wiem, czy uda mi się obietnicy dotrzymać, więc napiszę tylko, że będę się nawenowywać przy każdej możliwej okazji i każdy, najmniejszy chociaż i najbardziej bullshitowy pomysł zapisywać. albo po prostu niech mnie ktoś kopnie w dupsko, żebym się ogarnęła?
ściskam mocno,
ściskam mocno,
aśka.
Ja jestem! I straszliwie to kocham! A kopa mogę Ci dawać codziennie, żaden problem :3
OdpowiedzUsuńWrócę tu sobie na dniach z jakimś ładnym komentarzem, no bo ojojoj, jak nam się tu pięknie zrobiło. <3
Aha, "wrócę tu na dniach", a wróciła po trzynastu, miszczu. Anyway... Czytając końcówkę mam ochotę odrzucić laptopa, zapuścić prawilny podkład i tańczyć Golden Boya ze szczęścia. No bo taaaak! W końcu czyny przemówiły zamiast słów i - że tak zajadę metaforą, zamiast mówić wprost - Misiek pokazał Baśce Tel Awiw tej nocy. :3 Nie no, żarty żartami, ale aż mi serduszko ścisnęło, no bo NARESZCIE! Czyny przemówiły zamiast słów, a że u nich to lepiej chyba robić, niż mówić, więc jest pięknie i oby tak już zostało. Bo oni są ze sobą piękni i ja ich takich kocham. Mam również nadzieję, że Baśka się nie wystraszy rano, nie skreśli tego, co się stało i nie spieprzy. Chociaż... Dla niej to już chyba koniec ucieczek, co? Przecież wróciła do domu, a tym domem nie są jej cztery ściany, a miśkowe racice, w sensie ramiona. Choljera, jak on szybko do niej przybiegł... Baśka! Trzymaj go i nie puszczaj! Bo ja go wezmę zamiast Ciebie i nie będzie tak fajnie!
UsuńNo! A teraz to Ty się nawenowywuj. Jak Ci się nie uda, to ja pomogę - kopniakiem, vodką, Guntherem albo Golden Boyem. Sponio, ogarniemy Cię do pisańska, aż będzie grało i trąbiło. :3
Ściskańsko i kochańsko!
No! I wróciłaś z wielkim rozmachem. Lubię, że w Twoim opowiadaniu mogę czuć uczucia bohaterki. Lubię Baśkę.
OdpowiedzUsuńWeny życzę, żeby starczyło Ci jej na dokończenie tej historii.
Julja
Jestem, jestem:) i będę do końca bo super piszesz. Ja też uwielbiam Michała i Baśkę
OdpowiedzUsuńTeż jestem :D Tak lubię to opko, że mogę czekać nawet te 2 miesiące, ale ne ukrywam, że wolałabym mniej ;)
OdpowiedzUsuńJa też zgłaszam swoją obecność! Nie wiem dlaczego ale bardzo przywiązałam się do tego opowiadania. Kilka dni temu czytałam poprzednie rozdziały, żeby sobie przypomnieć co się działo, bo coś mi podpowiadało, że może niedługo coś dodasz i proszę! Życzę Ci wielu pomysłów i siły na dokończenie tej opowieści :D
OdpowiedzUsuńJa również jestem :) choć po dość długiej przerwie od bloggera, a co za tym idzie również i od Twojego bloga. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić...jest pięknie :) Polubiłam tę parę głupków, jak to określiłaś, chyba bardziej niż początkowo bym się tego spodziewała.
Pozdrawiam i życzę duuuużo weny :)
Jak to się stało, że ja tu jeszcze nie dotarłam?
OdpowiedzUsuńZostaję, chociaż nie wiem, ile Ci zostało rozdziałów do końca.
Urzekła mnie ta historia i Basia, która zgrywa twardzielkę, ale potrzebuje wsparcia, i Misiek, który jest Miśkiem :D
I Kuba! Kuba jest prześwietnym dzieckiem, naprawdę :)
Mam nadzieję, że coś tu dodasz niedługo :D
Mogłabyś mnie informować?
tt - @juti_volley
gg - 43125382 :)
Hej :D Razem z Lune nominowałyśmy cię do nagrody Liebster Awards, więcej informacji znajdziesz tutaj: http://jestem-mysle-moge-wszystko.blogspot.com/2015/07/liebster-awards.html
OdpowiedzUsuńJestem ♡ i czekam
OdpowiedzUsuń